Muzyka

15 grudnia 2013

Rozdział VI

    Zaraz za mną skacze jakaś Altruistka. Jak przez mgłę pamiętam jej imię. Vanessa? Nie to nie to. Głowa znów zaczyna mi tak pulsować, że aż bębenki pękają. A Erudyci mówią, że myślenie nie boli.
    - Altruistka? - Dziwi się ten chłopak, który mi pomógł.
    - Myślisz, że przez to jestem gorsza? - Dziewczyna naciera na niego. Twarz chłopaka zmienia się ze spokojnej na nieco rozdrażnioną.
    - Z pewnością jesteś pyskata i skora do bójek - odpowiada jej.
    - Czyli idealnie pasuje do naszej frakcji. - Śmieje się jakaś nieco starsza ode mnie dziewczyna.
    - Od kiedy jesteś tak pozytywnie nastawiona do Altruistów, Lauren? - pyta ten, który mi pomógł.
    - Od dziś nie należę już do tej denerwującej frakcji. - Vanessa, czy jak jej tam przewraca oczami.
    - Ale do naszej również na razie nie należysz. - Uśmiecha się szyderczo Lauren.
    - Jeszcze. - Dziewczyna wymawia to słowo z naciskiem, po czym zdejmuje z siebie ponury, szary strój, zostając w samej podkoszulce.
    Altruista, który nie jest owinięty od stóp do głów to z pewnością niecodzienny widok. Wpatruję się w nią z zaciekawieniem, ale chyba zbyt intensywnie, bo po chwili obraca się i spogląda na mnie wzrokiem, który mógłby zabić.
    - Twój śmiech zrobił sobie wolne? - pyta. Nie mam pojęcia, co na to odpowiedzieć. Po mojej głowie przelatują niezliczone znaki zapytania. Na szczęście przerywa nam Altruista, który przed chwilą skoczył z wiaduktu.
    - Victorio! Ty skoczyłaś z budynku?! I to jako druga?! - wrzeszczy chłopak, po czym podbiega do nas. - Z twoim lękiem wysokości myślałem, że to niemożliwe.
    - Zamknij się, nie wszyscy muszą wiedzieć, że mam lęk wysokości. A skoro ta wariatka skoczyła i nic się jej nie stało, nie mogłam być gorsza. - Victoria krzyżuje ręce na piersi.
    Próbuje sobie przypomnieć czemu jest do mnie tak pesymistycznie nastawiona, ale moja głowa znowu mi pulsuje.
    - Daj spokój. Serdeczni są po prostu weseli. - Altruista wzrusza ramionami. - Przyznasz, że to dość zabawne.
    - Zabawne jest to, że mówicie o Mady jakby jej tu nie było - odzywa się Lauren, po czym klepie mnie po plecach. - Nasz skoczek numer jeden chyba zapomniał języka w gębie.
    - Może po prostu uważa wtrącanie się do tej kłótni za bezsensowne zachowanie - mówi Nieustraszony, który nazwał Victorię "pyskatą".
    - Bierzesz wszystko zbyt poważnie, Cztery - odpowiada mu dziewczyna.
    - Cztery to liczba - wypalam, nie zastanawiając się nawet.
    - Tak. Jakiś problem? - pyta chłopak, na co kręcę głową.

    Gdy wszyscy nowicjusze są już wśród nas, Lauren i Cztery oprowadzają nas po jaskini. Jest w niej strasznie ciemno, ale na szczęście nie boję się ciemności. Ściany są z kamienia, a sufit coraz bardziej się obniża. Lampy oświetlające korytarz rozmieszczono w dużych odstępach od siebie. Przy którejś z nich nasi przewodnicy stają i odwracają się twarzami do nas.
    - Tu się rozdzielamy - mówi Lauren, po czym patrzy na grupkę Nieustraszonych. - Wy idziecie ze mną, myślę, że nie trzeba was oprowadzać.
    Dziewczyna znika w ciemności, a za nią stopniowo każdy z nowicjuszy urodzonych w tej frakcji. Przyglądam się tym, którzy zostali. Jest nas tylko ośmioro. Z Serdeczności jestem tylko ja, z Altruizmu dwie osoby, z Erudycji również dwie, a z Prawości trzy.
    - Pracuje w sali kontroli - zwraca się do nas Cztery. - Ale przez kilka najbliższych tygodni będę waszym instruktorem. Nazywam się Cztery.
    - To liczba - odzywa się jakiś Prawy, na co instruktor przewraca oczami.
    - Tak. Już mi to uświadomiono. - Na dźwięk tych słów czuję, że się rumienię. - Teraz pójdziemy do Jamy, którą pewnego dnia nauczycie się kochać.
    - Ciekawa nazwa. - Kimberly parska śmiechem. Cztery mierzy ją wzrokiem, ale ona tylko uśmiecha się do niego szyderczo.
    - Jak się nazywasz?
    - Kim - wymawia dźwięcznie dziewczyna, uśmiechając się jeszcze szerzej.
    Mam wrażenie, że instruktor chce jej coś odpowiedzieć, ale chyba się powstrzymuje. Zamiast tego rusza po prostu w stronę cienia na końcu tunelu, a my podążamy za nim. Po chwili otwiera podwójne drzwi i wchodzimy do miejsca zwanego "Jamą".
    Jest to ogromna podziemna jaskinia. Skalne ściany wznoszą się na wysokość kilku pięter. Są strasznie nierówne. Wykuto w nich pomieszczenia na różne potrzeby, które połączono ze sobą wąskimi ścieżkami. Nie ma barierek, które chroniłyby przed upadkiem, ale to w końcu Nieustraszoność. Może to dziwne, ale ten widok wcale mnie nie przeraża. Serce bije normalnie, za to umysł jakby chciał się wyrwać z mojej głowy i zobaczyć jeszcze więcej.
    Sklepienie Jamy tworzą szklane szyby. Ponad nimi znajduje się gmach, z którego dochodzi światło. Nad ścieżkami wiszą niebieskie lampy. Świecą tym mocniej, im mniej światła słonecznego trafia na dany obszar.
    Wokół nas roi się od młodych ludzi ubranych na czarno. Rozmawiają, gestykulują, a wszystko to robią z niesamowitą energią. Przypomina mi to trochę mój dom. U nas również wszystko robi się żywiołowo. Uśmiecham się delikatnie pod nosem.
    - Chodźcie za mną - odzywa się Cztery. - Pokażę wam przepaść.
    Przechodzą mnie dreszcze, choć w zasadzie nie wiem czemu. Instruktor prowadzi nas na prawą stronę jaskini, gdzie jest ciemniej. Podłoga kończy się żelazną barierką. Im bliżej do niej podchodzę, tym wyraźniej słyszę wodę, rozbijającą się o skały. Ten dźwięk jest z jednej strony straszny, z drugiej nawet uspokajający. Przynosi mi na myśl wodę w strumyku, ocierającą się na jego brzegach. Podchodzę jeszcze trochę i spoglądam za barierkę. Grunt opada pod ostrym kątem, a na dole znajduje się rzeka. Woda uderza o ścianę i rozpryskuje się w górze. To z pewnością jest dużo bardziej niebezpieczne od zwykłego strumyka.
    - Przepaść przypomina o cienkiej granicy między odwagą, a głupotą! - krzyczy Cztery. - Ten, kto skoczy z półki zakończy życie, a byli już tacy którzy próbowali i zapewne będą nadal.
    Cały czas patrzę w dół i wiem, że w życiu bym tam nie skoczyła, nawet gdybym wiedziała, że przeżyje. (Albo, że jest tam tort. XD Takie moje wtrącenie, tego nie ma w tekście.)
    - Może tu pofruwasz, Mady? - odzywa się Kimberly, stając tuż obok mnie.
    - Co? - pytam spoglądając na nią. Dziewczyna znowu się krzywo uśmiecha, ona chyba nie wie co to prawdziwa radość.
    - W końcu wrzeszczałaś "ja latam" spadając z gzymsu. - Kim unosi jedną brew do góry i opiera się o barierkę. - Tu też mogłabyś polatać.
    To jest właśnie groźba? Słyszałam o tym, ale nigdy nie usłyszałam czegoś podobnego na żywo. Do głowy uderza mnie jakieś dziwne gorąco. Jeszcze trochę i zaczęłoby mnie parzyć.
    - Starczy idiotycznych rozmów, za mną - woła Cztery. Blondynka obok mnie rusza zgrabnie za naszym instruktorem.
    Chłopak prowadzi nas do dziury ziejącej w ścianie. Pomieszczenie za nią jest na tyle dobrze oświetlone, że widzę dokąd idziemy - do jadalni. Gdy przestępujemy próg, Nieustraszeni wstają. Krzyczą, tupią, klaszczą, wiwatują, a ja po raz kolejny się uśmiecham. Może to nie do końca jak w Serdeczności, ale w każdym razie trochę podobnie.
    Wszyscy szukają wolnych miejsc. Jeden stół jest prawie całkowicie pusty, więc siadam tam. Po chwili z mojej prawej strony przysiada się Altruista, a z lewej nasz instruktor.
    - Co to jest? - pyta chłopak po moje prawej. Podążam za jego wzrokiem. Na środku stołu znajduje się talerz z hamburgerami, a wokół niego kilka sosów.
    - Hamburgery - odpowiadam. Altruista spogląda na mnie zdezorientowanym wzrokiem. Uśmiecham się do niego.
    - To wołowina - mówi Cztery. - Jak polejecie to sosem będzie smaczniejsze.
    - Dobre to jest? - zadaje pytanie Victoria, siedząca tuż obok kolegi ze swojej frakcji. Jej mina nie świadczy o tym, że dziewczyna jest zachęcona do potrawy.
    - Nie jedliście nigdy hamburgerów? - Dziwi się Zack, który siedzi po jej drugiej stronie.
    - W ich frakcji je się proste potrawy - wyjaśnia nasz instruktor. Po chwili chwyta za hamburgera, a Altruiści przyglądają mu się z zaciekawieniem.
    - Niby dlaczego? - dopytuje Erudyta. W jego oczach iskrzy ciekawość typowa dla jego frakcji.
    - Ekstrawagancję uznaje się za egoizm - odpowiada Altruista. Przez dłuższy czas przygląda się potrawie, ale w końcu po nią sięga i ją próbuje. - Smaczne - dodaje, nie do końca przeżuwając kęs. Krzywię się na ten widok.
    - Jak jeszcze raz będziesz mówił z pełnymi ustami Tylor to będziesz musiał jeść te całe hamburgery w formie płynu - mówi Victoria. Dziewczyna z pozoru nie wygląda na straszną, ale za każdym razem, gdy się odzywa coraz bardziej ściska mnie w żołądku. Po chwili sama chwyta potrawę i ją gryzie. Jej źrenice momentalnie się rozszerzają. Ciekawe jakie to uczucie spróbować hamburgera, gdy nigdy wcześniej nie jadło się żadnych bardziej ekstrawaganckich potraw.
    - Nie jesz nic? - pyta mnie Tylor. Kręcę głową.
    - Jesteś jakaś inna niż wcześniej - oznajmia Zack, przyglądając mi się z troską w oczach. W zasadzie nie czuję się jakoś specjalnie dobrze, ale nie wiem czy to skutek serum, czy przeniesienia do nowego miejsca.
    - Bardziej normalna - dodaje Victoria, biorąc łyk soku pomarańczowego. Ta dziewczyna jest dla mnie prawdziwą zagadką. 
    - Dla ciebie normalna jest powaga, dla niej radość i zabawa. - Zack uśmiecha się do mnie. Odpowiadam tym samym. Wpatruję się przez dłuższy czas w jego niebieskie oczy, które są ciekawskie jak u Erydyty, ale i przyjazne jak ludzi z mojej dawnej frakcji.
    Po chwili słyszę stłumiony krzyk Tylora. Przenoszę momentalnie wzrok na niego. Do tyłu ciągnie go jakaś postać w masce i przykłada mu pistolet do skroni. Wytrzeszczam oczy. Moje serce podskakuje jak oszalałe. Wszyscy przy stole siedzą jak na szpilkach. Victoria wstaje i zaczyna mierzyć się wzrokiem z porywaczem. Gdy tylko dziewczyna robi krok w jego stronę, on celuje z broni prosto w nią. Szatynka cofa się kilka kroków.
    - Na ziemię, już! - wrzeszczy porywacz. Po głosie od razu rozpoznaje, że jest płci męskiej.
    Wstrzymuję oddech, a w tym czasie Victoria, mrucząc coś pod nosem kładzie się powoli na ziemi.
Spoglądam na puste krzesło, na którym jeszcze przed chwilą siedział Tylor. Chłopak ma teraz przyciśniętą do szyi rękę porywacza, pewnie ledwie może oddychać. Rozglądam się po sali, nie mam pojęcia dlaczego nikt nie reaguje. Czy Nieustraszeni nie powinni nosić przy sobie broni?
    Znów patrzę na puste krzesło. Moje serce spowalnia rytm, choć w zasadzie nie rozumiem dlaczego. Porywacz podchodzi bliżej Altruistki, leżącej na podłodze. Pod wpływem impulsu chwytam za krzesło, podbiegam do niego i uderzam go w głowę. Chłopakowi wypada pistolet z ręki, który momentalnie dosięga Victoria i zaczyna w niego celować. Z kolei Altruiście udaje się wyplątać z jego objęć. Ja niewiele myśląc uderzam porywacza jeszcze raz.
    - Starczy! - Chłopak wyciąga ręce, by zablokować kolejne uderzenie. Po chwili ściąga maskę i pokazuje swoją twarz, wygląda na góra rok starszego ode mnie. Wszyscy na sali zaczynają się śmiać. Opuszczam krzesło. Jestem skołowana.
    - Nieźle oberwałeś, Zeke. - Cztery próbuje powstrzymać uśmiech, ale mu to nie wychodzi.
    - Koniec z tą idiotyczną tradycją - mówi niedoszły porywacz. - W  przyszłym roku na pewno nie dam się w to wrobić.
    Zeke masuje swoją głowę, a ja przyglądam mu się z zaciekawieniem. Naprawdę mają tu dziwne tradycje.
    - Przepraszam - mówię. Chłopak momentalnie spogląda na mnie i się uśmiecha.
    - Nie sądziłem, że Serdeczni są aż tak agresywni. - Krzywię się na dźwięk jego słów. Chyba naprawdę nie bardzo pasowałam do tamtej frakcji. Trochę mi z tego powodu przykro.
    - Ona ich właśnie opuściła - mówi Cztery. Nie wiem czemu, ale dopiero jego słowa uświadamiają mnie w tym, że naprawdę już nie należę do Serdeczności.
    Do naszego stołu podchodzi młody Nieustraszony z brązową skórą i ciemnymi oczami. Jest przystojny i nieco wyższy ode mnie. Nie wydaje mi się, by przechodził teraz nowicjat, a skoro tak to musi być ode mnie starszy albo młodszy, nie dużo, najwyżej o rok.
    - Widziałem, że nieźle oberwałeś, bracie - mówi przez śmiech, na co Zeke przewraca oczami.
    - Nie powinieneś podchodzić do nowicjuszy, to strefa zagrożona - odpowiada chłopak. Jego brat coraz bardziej dławi się ze śmiechu. Po chwili przenosi wzrok na mnie.
    - Sam chciałbym mu tak dołożyć - mówi. - Może w przyszłym roku, na moim nowicjacie.
    - Nie licz na to, że zrobię to chociaż raz jeszcze - mruczy Zeke, po czym przenosi wzrok na krzesło, które stoi koło mnie. - Od teraz trzymam się z dala od krzeseł.
    - To na czym zamierzasz siedzieć? - pyta jego brat, na co niedoszły porywacz ponownie przewraca oczami.
    - Po co w ogóle była ta "zabawa". - Victoria wymawiając ostatnie słowo robi palcami cudzysłów.
    - Żeby sprawdzić jak reagują przyszli Nieustraszeni. Sprawdzamy, a raczej sprawdzaliśmy to tylko na transferach, bo dzieciaki urodzone w Nieustraszoności od dawna o tym wiedzą - tłumaczy Cztery. Po chwili podnosi leciutko kącik ust do góry. - Chyba jeszcze nigdy nie było tak zabawnej reakcji.
    Jego słowa zaczynają mnie już trochę denerwować. Zaciskam rękę na oparciu krzesła.
    - Ciekawa jestem jak ty byś zareagował. - Cztery unosi brew do góry.
    - O ile się nie mylę to powalił porywacza na podłogę - mówi Zeke, a ja otwieram szerzej oczy ze zdziwienia.
    - Byłeś transferem? - odzywa się Zack. Cztery tylko kiwa głową.
    - Muszę już iść - oznajmia brat Zeke'a, po czym przenosi wzrok na mnie. - Szkoda, że jesteś starsza. Mam nadzieję, że uda ci się przejść nowicjat.
    Słowa chłopaka mnie szokują. Podążam za nim wzrokiem przez dłuższą chwilę, gdy w końcu znika mi z pola widzenia.
    - Cały Uriah - odzywa się jego starszy brat. - Tylko dziewczyny mu w głowie.

~***~

Niedługo święta, więc życzę "Wesołych Świąt". :P
Opowiadanie miało być nieco krótsze, ale moja beta poprosiła mnie o gwiazdkowy gratis, więc macie bonus w postaci jednej z moich ulubionych postaci z książki, a mianowicie Uriaha. :D
Spełniłam prośbę Torii, która mi się bardzo spodobała. Jak widać. ;)
No i stwierdziłam, że może inspiracją dla moich snów z krzesłem była gaśnica Fioletowego Pierniczka, więc w podziękowaniu mam dla ciebie prezent.
Wyszło mi średnio. Ta ręka jest straszna, ale gdybym miała ją rysować chociaż raz jeszcze to szlag by mnie trafił. Po za tym glasgow smile wyszedł dziwnie, ale się starałam. :D Oto damska wersja Jokera według mnie.
Jeszcze raz "Merry Christmas" ode mnie i od kursorka. :D

12 grudnia 2013

Liebster Award

Nominacja do Liebster Award jest otrzymywana od innego blogera w ramach uznania za "dobrze wykonaną robotę". Jest przyznawana dla blogerów o mniejszej liczbie obserwatorów, więc daje możliwość rozpowszechnienia. Po odebraniu nagrody należy odpowiedzieć na 11 pytań otrzymanych od osoby, która cię nominowała. Następnie ty musisz nominować 11 osób i zadać 11 pytań. Nie wolno nominować osoby, która cię nominowała.

Zostałam nominowana przez Fioletowego Pierniczka, za co serdecznie dziękuję.
Pytania:

1. Skąd pomysł na opowiadanie, chciałabyś wydać je jako książkę?

Jest to Fanfick "Niezgodnej", co oznacza, że zainspirowała mnie książka. ^^ Stwierdziłam, że ciekawie byłoby poznać, co myślą Serdeczni. Fajnie by było wydać to opowiadanie, ale Fanficków się nie wydaje.XD Mady będzie żyła więc tylko w wersji cyfrowej.

2. Gdyby ktoś z fanów twojego bloga rozpoznał cię i poprosił o autograf, co byś zrobiła?

Nie wiem jakim cudem by mnie mogli rozpoznać. XD Gdyby jednak zaistniała taka sytuacja najpewniej była bym zszokowana, ale autograf bym nabazgrała. :D

3. Ulubiony rodzaj muzyki?

Chyba rock.

4. Ilu masz prawdziwych przyjaciół?

Hm... trudne pytanie. Trzech i mam nadzieję, że się co do nich nie mylę.

5. Czy utożsamiasz się z postaciami z filmów/gier/książek/komiksów ?

Yes. Nie zawsze, ale zdarza mi się. Najczęściej albo utożsamiam się z jakąś dziewczyną albo szaleję za jakimś chłopakiem i cały czas wyszukuje scen z jego udziałem. XD

6. Ulubiony film, serial i aktor?

Hm... film to chyba "Prawo zemsty", serial zapewne "Rodzinka.pl", a aktor hm... Johnny Depp.

7. Ostatnio przeczytana książka?

"Kuszona" z serii "Dom Nocy".

8. Gdybyś mogła być wybranym bohaterem z Avengers/Batmana/innych takich rzeczy, kogo byś wybrała?

Kobietę-Kota. :D

9. Skąd pomysł na bohaterów twojego opowiadania?

Sami jakoś wskakują do mojej głowy i wołają "powołaj mnie do życia!". Sama Mady jest tą miłą częścią mnie ucharakteryzowaną na Serdeczną z domieszką Nieustraszoności (tak, ja jestem jedną z tych osób, które marzą o skoku na bungee). :D Choć ja raczej nie nafaszerowałabym się serum. XD Oprócz tego jedna postać jest stworzona przez moją betę, a ja pozwoliłam jej wejść do mojej historii. ;)

10. Ukochane powiedzenie?

Masakra.

11. Najbardziej zwariowana fantazja?

Hm... nie wiem. Ostatnio w moich snach co chwila walę kogoś krzesłem. To jakiegoś potwora, to jakiegoś terrorystę, co nie wiem po co napada na naszą klasę w szkole. Szczerze mówiąc to walenie krzesłem przez łeb zaczęło mi się podobać, więc chętnie zrobiłabym to jakiemuś złemu człowiekowi na żywo. :D Ewentualnie nie wiem, skoczyć ze spadochronem. :P

Ogólnie jakiś czas temu miałam już Liebster Award, więc teraz nikogo nie nominuję. ;P
Co do rozdziału postaram się go szybciej pisać, bo na razie nie mogę znaleźć czasu.XD

24 listopada 2013

Rozdział V

    Kimberly uśmiecha się do rodzin Nieustraszonych, którzy wyglądają na bardzo zadowolonych. Pewnie nie tylko dlatego, że do ich frakcji zamierza dołączyć ładna dziewczyna, ale również dlatego, że pierwsze trzy transfery wybrały właśnie Nieustraszoność.
    Jack Kang wyczytuje kolejne nazwiska strasznie szybko. Patrzę jak Camile i Manu wybierają Serdeczność i jak Mindy bez zastanowienia spuszcza swoją krew na wodę. Kilka osób zmieniło jeszcze frakcję na Nieustraszoność: Jeszcze jeden chłopak z Erudycji, parka z Prawości i o dziwo parka z Altruizmu, z Serdeczności nikt na razie nie wybiera tego, co ja.
    Może to dziwne, ale kojarzę chłopaka z Altruizmu. Pamiętam ten jego uśmiech, który posłał mi w autobusie. W końcu uśmiechnięty Altruista to niecodzienna sprawa. Wiedziałam, że nie pasuje do tej strasznie poważnej frakcji.
    Wlepiam wzrok w podłogę i nasłuchuję kolejnych nazwisk. Nie skupiam się na ich znaczeniu, są dla mnie jak kolejne uderzenia piłki o podłogę. Przypomina mi to naszą starą grę w Serdeczności. Mieliśmy grupę około dwudziestu osób. Codziennie inny z nas zostawiał schowaną w pokoju każdego (nie zamykaliśmy ich na noc) kartę z zagadką. Zagadka odnosiła się do danego koloru, na przykład "Kolor znajduje się w środku skorupki i białka" albo "Znajdziesz zaznaczenie na starej jabłoni, przy której Camile złamała nogę". Każdy kto nie rozwiązał zagadki, nie znalazł kartki, albo nie chciało mu się lecieć pod wskazane miejsce, był do tyłu. Potem spotykaliśmy się i graliśmy w kolory, czyli rzucaliśmy do siebie piłką mówiąc jakiś kolor. Zakazaną barwą była właśnie ta na kartce. Codziennie odpadała jedna osoba, a gdy zostawał jeden, reszta musiała mu zrobić jakąś niespodziankę w nagrodę za zwycięstwo.
    Moje wspomnienia o grze przerywa dźwięk imienia.
    - Joseph Harvey - czyta Jack.
    Od razu podnoszę głowę i zerkam na chłopaka. Ma fajne nazwisko, Madeleine Harvey ładnie by brzmiało. Zaraz, o czym ja myślę? Potrząsam głową, a chłopak przenosi na chwilę wzrok na mnie i delikatnie się uśmiecha. Odpowiadam tym samym i wtedy po raz pierwszy Kimberly spogląda na mnie. Jej oczy są strasznie hipnotyzujące, ale sama nie wiem, czy są one piękne czy po prostu straszne. Przenoszę wzrok z powrotem na Josha, by uciec przed widokiem tych czarnych jak noc źrenic.
    Chłopak ku mojemu zdziwieniu wcale nie spuszcza krwi na Prawość ani Serdeczność. Otwieram szeroko oczy ze zdumienia, gdy widzę gdzie kapie czerwony płyn z jego ręki. Jakieś dziwne gorąco uderza mi do głowy, gdy patrzę jak idzie w kierunku wybranej przez siebie frakcji. Czemu ja o tym wcześniej nie pomyślałam? Przecież on dokładnie tam pasuje. Mógł mnie zmylić swoją wesołością i szczerością, ale gdzieś w głębi czułam, że on właśnie tam pójdzie. Mimo to większe zdziwienie czułabym pewnie tylko, jeśli wybrałby Altruizm.
    Uśmiecham się pod nosem, gdy Josh staje obok Mindy. Ciekawe czy się zaprzyjaźnią? Oboje są bystrzy, weseli, mili, więc powinno im się udać. Szkoda tylko, że ja nie będę ich widywać.
    Kilka nazwisk później widzę jak Jessica idzie, by dokonać wyboru. Dziewczyna spogląda na mnie, a ja uśmiecham się do niej promiennie. Odpowiada mi lekko unosząc końcówki ust do góry, po czym przenosi wzrok na Mindy, która również się szczerzy.
    Jessica drży, gdy przykłada sobie nóż do dłoni, pewnie boi się bólu. Przecina sobie skórę szybkim ruchem, a ja aż wstrzymuję oddech. Dziewczyna spogląda na misę z ziemią, a potem kolejno na naczynie, w którym znajduje się woda i na to z rozżarzonymi węglami. Nie mam pojęcia co ona kombinuje. Spoglądam na nią z przestrachem. Blondynka patrzy w skupieniu na Mindy, która tylko kręci głową. Jessica staje dokładnie między misami Nieustraszoności i Serdeczności. Serce bije mi tak, jakby chciało wyrwać się z piersi. Przecież ona stoi przed takim samym wyborem jak ja. A co jeśli zmieni frakcję? Będę ją miała przy sobie. Będę miała z kim gadać, z kim się przyjaźnić, z kim współpracować, z kim to wszystko przeżywać. Byłoby cudownie.
    Spoglądam prosto w przerażone oczy mojej przyjaciółki. Jest gotowa się poświęcić, by być ze mną. Ma w sobie coś z Altruisty, to tam mogłaby przejść. Jednakże do Nieustraszoności się nie nadaje. Musiałaby się bać na każdym kroku, a ona jest delikatniejsza ode mnie.
    Dziewczyna wyciąga rękę do przodu i patrzy w skupieniu na mnie, jakby czekała na mój rozkaz. Wzdycham, mam ochotę ją przyjąć, ale ona nigdy nie będzie wtedy szczęśliwa, a może nawet zostanie bezfrakcyjną? Przełykam ślinę, korci mnie, by pokiwać na "tak".
    Przez przypadek dotykam kieszeni i robię się biała jak ściana. Co ona mogłaby sobie o mnie pomyśleć, jeśli brałabym serum, by nie tchórzyć? Od razu kręcę głową na "nie", a Jessica wzdycha i spuszcza krew na Serdeczność. Serce bije mi jak oszalałe, biorę kilka głębszych wdechów, by się uspokoić.
    Nazwiska znowu lecą, zbijając się w całość. Gdy tylko ostatnia osoba dokonuje wyboru, pora wychodzić. Pierwsi ruszają Nieustraszeni. Wlokę się za grupką osób w czarnych strojach, którzy postanowili nie zmieniać frakcji. Czuję się obco w barwnej sukience. Zerkam przez ramię do tyłu i dostrzegam twarze moich rodziców. Wydają się obojętni na to, co się stało. Uśmiecham się do nich smutno, a oni tylko odwracają wzrok. To dla mnie jak cios w serce. Mam wrażenie, że ktoś walnął mnie młotkiem w klatkę piersiową i uderzał tak, dopóki nie zmiażdżył serca.
    Dotykam ręką kieszeni. Zapomnę choć na chwilę, wystarczy zejść z ich widoku.
    Przenoszę wzrok na Mindy, która uśmiecha się serdecznie i do mnie macha. Obok niej stoi Josh, który powtarza tę czynność, próbuje im odmachać, ale tłumek przepycha mnie przez drzwi. Nagle ktoś zaczyna wrzeszczeć. Przejmują to od niego wszyscy i biegną prosto na schody, zostawiając mnie w tyle. Jestem całkiem zdezorientowana, ale zaczynam za nimi biec. Wydaje się to całkiem zabawne. Przystaję na chwilę i wyciągam z kieszeni strzykawkę, igłę i fiolkę. To jedyny dogodny moment jaki mam, by to zrobić. Szybko nakładam igłę na strzykawkę i wypełniam nią serum, po czym wstrzykuję je sobie w żyłę. Biegnę niewiele myśląc, by dogonić resztę. Strzykawkę wkładam z powrotem do kieszeni, a resztę wyrzucam gdzieś po drodze. Jestem strasznie daleko od reszty osób z mojej frakcji. Nagle zaczynam śmiać się na głos. Czuję znajome uczucie, radość wypełnia mnie od środka i próbuje się wydostać na zewnątrz. Słyszę kroki zbiegających, krzyki, gwizdy, śmiechy i uznaję, że muszą się dobrze bawić. Wskakuję na poręcz i zjeżdżam w dół, stojąc na nogach. W mgnieniu oka jestem koło reszty. Niektórzy patrzą na mnie zdziwieni, wyglądają zabawnie. Inni nawet mnie nie zauważają tylko dalej krzyczą. Jakby się tak pobili w piersi wyglądali by zupełnie jak te duże małpki. Jak im było? Goryle? Ktoś chyba uznał mój wyczyn za świetny pomysł, bo wskakuje na kolejną z poręczy. Mam ochotę mu pomachać, wydaje się taki słodki. Nagle zaczynam się chwiać. Próbuję się utrzymać, ale przewracam się na kilku Nieustraszonych, którzy łapią mnie na ręce i stawiają na ziemi. To bardzo miłe z ich strony. Miłe chi, chi, jak w Serdeczności, a może się wspólnie pobawimy?
    Wszyscy wybiegamy na zewnątrz. Słoneczko jest takie śliczne. Wyciągam rękę do góry, by je złapać, ale wymyka mi się spod palców. Nieustraszeni blokują autobus, a może to jakaś gra? Też chce się pobawić. Ruszam w tamtym kierunku, ale reszta mnie pcha w stronę torów. Nie są zbyt mili.
    Nagle widzę jakieś światło i mrużę oczy. Jakby ktoś lampką mi po nich świecił, to nie jest fajne. Niech ten ktoś to wyłączy! W uszach słyszę jakieś gwizdy. Cała głowa zaczyna mnie boleć, więc się krzywię.
    - Nic ci nie jest? - pyta jakiś blondyn ubrany na niebiesko. Jak on miał, a no tak, Zack! O mój boże jaki on jest śliczny!
    - Jesteś słodki jak szczeniaczek! - wołam, a chłopak robi się czerwony.
    Nagle wszyscy ci więksi w czarnych strojach skaczą do pociągu. To musi być świetna zabawa! Po nich ruszają mali czarni i zostaje tylko kilka osób. Biegnę w stronę wagonu i już mam skakać, ale wpada na mnie blondynka z Prawości. Prawie wpadam pod tory, ale chwyta mnie czyjaś ręka i wciąga do środka. Dziewczyna, która na mnie wpadła też jest bezpieczna. Siedzi wygodnie i poprawia grzywkę. Kimberly? Tak, właśnie tak miała na imię!
    - Nic ci nie jest? - pyta dziewczyna, która mnie wciągnęła. Ma na sobie smutny szary strój. Przekrzywiam głowę na bok i się uśmiecham, by ją rozweselić. - Wy Serdeczni jesteście jacyś inni.
    Zaczynam się śmiać, a ona unosi brwi do góry. Przyglądam się jej uważniej. Ma długie, brązowe, kręcone włosy. Zakręcają się jak spirala, albo jak studnia, z której wypuszczana jest woda. W kółko i w kółko i w kółko. Jej zielone oczy sprawiają wrażenie świateł. Zielone, można jechać. Twarz ma okrąglutką jak piłka, chciałabym sobie teraz poodbijać piłeczką. Szyje ma jak u łabędzia. Chi, chi łabędź. Szary łabędź, bardzo szary łabędź.
    - Wyglądasz jak taki łabądek. - Uśmiecham się szeroko, a ona się krzywi.
    - Że co?! - Jej głos jest groźny, nie pasuje do łabędzia.
    - Nie jesteś zbyt miła. - Kładę się na podłodze i zaczynam się głośno śmiać. Po chwili dołącza do mnie ten słodki Zack i Altruista, który się uśmiecha. Wow.
    - Ty się uśmiechasz! - wołam wesoło.
    - Serdeczni zawsze są tacy zabawni? - pyta, a ja macham żywiołowo głową.
    - To jakiś idiotyzm. - Łabędź odzywa się znowu i psuje aurę śmiechu.
    - Cicho Łabądku - mówi ta dziewczyna, co mnie przez przypadek popchnęła. Po chwili siada tuż przede mną, a ja patrzę w jej czarujące oczy.
    - Jakie hipnotyzujące - mówię. Kim uśmiecha się krzywo.
    - Ciekawe, co on w tobie widzi? - Dziewczyna wstaje i wraca do Prawej, z którą przed chwilą rozmawiała.
    W mojej głowie rzuca się pytanie "Kto?". Otrząsam się jednak i wychylam, by widzieć krajobraz. Ale pęd! Jest cudownie. Obrazy się zlewają, a miasto się oddala, mam ochotę je chwycić w  ręce, ale mi to nie wychodzi. Wiatr muska mi włosy. Jest cudowny!
    - Wyskakują! - krzyczy jakiś chłopak. Nieustraszeni skaczą na dach. Patrzą w dół, ziemia jest daleko!
    - Strasznie wysoko. - Łabędź przełyka ślinę.
    - Nie martw się Victorio. Dasz radę. - Chłopak z jej frakcji kładzie jej rękę na ramieniu.
    Ludzie zaczynają skakać. Biorę rozpęd i skaczę nad szczeliną, ale fajne! Inni również robią to, co ja. Tylko ta cała Victoria dalej stoi tam gdzie stała.
    - Skacz! Dasz radę! Jesteś odważna! - krzyczy chłopak w szarościach.
    - Skacz jest fajnie! - wołam. Dziewczyna zaczyna coś mamrotać pod nosem i skacze na dach. Przewraca się i zdziera łokieć, ale bardzo szybko wstaje i się otrzepuje.
    - Słuchajcie, jestem Max! - woła jakiś starszy Nieustraszony, stojący przy krawędzi.
    - Słuchamy cię - odpowiadam, a inni zaczynają się śmiać pod nosem.
    - Jestem jednym z przywódców Nieustraszoności. Kilka pięter niżej znajduje się wejście do naszej siedziby. Musicie wziąć się w garść i tam skoczyć, w przeciwnym razie się tu nie nadajecie - oznajmia mężczyzna. Zanim znajduje się wielka dziura. Skok do dziury? A może tam jest wielkie ciasto?!
    - Chcesz byśmy skoczyli z gzymsu? - Erudyta, ale nie Zack tylko ten drugi przełyka ślinę. Nie rozumiem czemu się boi. Nie chce ciasta?
    - Tak, nowicjusze mają ten przywilej bycia pierwszymi - odpowiada Max.
    Uśmiecham się od ucha do ucha i biegnę pierwsza na skraj. Muszę dostać największy kawałek ciasta!
Dziura jest głęboka, pewnie nagromadzili w niej sporo placka. Skaczę w przepaść i czuję się jakbym frunęła.
    - Ja latam! - krzyczę. Nagle uderzam o coś twardego. - Au!
    Otrząsam się z szoku. To siatka, zaraz, a gdzie ciasto? Łapię się za głowę, co za ciasto? Skąd mi się to w ogóle wzięło? Przecieram oczy i zauważam kilkoro rąk na skraju siatki. Chwytam pierwszą lepszą, a ona wyciąga mnie na drewnianą podłogę. Prawie uderzam głową o podłoże, ale czyjeś dłonie mnie przytrzymują. Zaczyna mi się kręcić w głowie, a obraz przed oczami się rozmazuje. Nie mogę się ruszyć i czekam chwilę w tej pozycji, aż to dziwne wrażenie minie. Nagle dociera do moich uszu dźwięk jakiegoś głosu.
    - Wszystko w porządku? - pyta. Wyswobadzam się z rąk rozmówcy i spoglądam na jego twarz. To jakiś młody mężczyzna, może nawet nie? Ile on może być starszy ode mnie? Rok? Dwa?
    - Tak. - Mrugam kilkukrotnie. - Już tak.
    - To dobrze, bo zrobiłaś się blada - mówi. - Jak się nazywasz?
    - Mady - odpowiadam. Chłopak, mężczyzna, to coś płci męskiej, które mi pomogło uśmiecha się do mnie, po czym ogląda się za ramię.
    - Pierwsza skoczyła Mady! - krzyczy.

***
Jest notka. Wywiązałam się, dodałam przed końcem weekendu. :D (jakąś godzinę przed końcem)
Byłam dziś na "W pierścieniu ognia", wyszło lepiej niż się spodziewałam. Ta cudna historia zawsze będzie gdzieś w mojej głowie. Widzieliście już może ten film?
Tak przy okazji miałam zadać pytanie w poprzedniej notce, ale ta moja skleroza jest straszna. Z ciekawości, jaką frakcję wy byście wybrali?

5 listopada 2013

Rozdział IV

Podczas gdy wszyscy inni zajmują się poranną toaletą, ja zrywam jabłka w sadzie. Ich słodki smak eksploduje na moich kubkach smakowych. Z całą pewnością będzie mi brak świeżości tych owoców.
Znowu zastanawiam się, czy nie byłoby lepiej gdybym została. Odganiam jednak tę myśl od siebie, nie chcę co chwila zmieniać zdania. Przykładam rękę do kieszeni, by wyczuć kształt strzykawki, to mnie nieco uspokaja. Nie po to ukradłam te rzeczy, by teraz zrezygnować.
Rozprasza mnie szelest liści. Odwracam się momentalnie i dostrzegam sylwetkę kobiety zrywającej śliwki z drzew. Każdy by rozpoznał tą posturę, należy ona do Johanny Reyes, naszej przedstawicielki. Inne frakcje nazywają ją przywódczynią, Serdeczność nie ma jednak przywódcy, rządzimy wspólnie.
Kobieta obraca się i zerka w moim kierunku. Jej twarz zdobi szrama, która od razu rzuca się w oczy. Mina Johanny jest zdziwiona, zapewne rzadko kto przychodzi zrywać owoce o tej porze. Przedstawicielka podchodzi do mnie i ściska na przywitanie. Mam tylko nadzieję, że nie wyczuła rzeczy znajdujących się w moich kieszeniach.
- Nie możesz spać skarbie? - pyta słodkim głosem.
- Dziś ważny dzień. - Uśmiecham się delikatnie, a kobieta odpowiada mi tym samym.
- Tak, dziś zacznie się wasza nowa przyszłość. - Kiwam głową na znak zrozumienia.
Głupio mi, pewnie myśli, że pozostanę w jej frakcji, a ja tymczasem pragnę z niej odejść.
- Masz na imię Mady prawda? - Przytakuję. - Pamiętaj, że nieważne jest, co wybierzesz. Ważne byś pamiętała o miłości. Musisz kochać ludzi ze swojego otoczenia.
Dziwię się na te słowa, ale po chwili dociera do mnie ich sens. Serdeczność naucza o miłości. Miłość jest jednak wszędzie i nie muszę się jej wcale wyrzekać.
- Dziękuję - wołam radośnie i całuję kobietę w czoło.

Każdy jedzie na Ceremonię Wyboru z rodziną. Rodzice zawożą mnie naszym czerwonym mercedesem. Rzadko jeżdżę samochodem, najczęściej nie mam z kim. Ojciec od rana pracuje przy rozwożeniu owoców, a matka w szpitalu miejskim jako pielęgniarka.
Oczywiście będę za nimi tęsknić, ale przez to, że tak rzadko się widujemy nie jestem z nimi zżyta tak, jak w dzieciństwie.
Gdy jesteśmy mali opiekują się nami głównie rodzice, później każdy zajmuje się każdym. Przestajesz skarżyć się mamie, a zaczynasz przyjaciółce. Nie mieszkasz już w pokoju z rodzicami, a dostajesz swój własny. Stajemy się jedną wielką rodziną, a raczej czymś wyżej - frakcją.
Tata parkuje samochód i wszyscy wychodzimy na zewnątrz. Baza jest olbrzymia, jej górna część chowa się w chmurach. To najwyższa budowla w całym mieście.
Wchodzimy po schodach do głównego wejścia. Na parterze nie ma praktycznie nic oprócz windy, która zawozi wszystkich na górę. Jest w niej tłok, ale Altruiści ustępują nam miejsca i wchodzą po schodach. Całe szczęście, że są tacy uprzejmi. Nie mija pół minuty, a już jesteśmy na dwudziestym piętrze. Cały tłum wylewa się z windy i rusza w stronę sali, od której zależy nasza dalsza przyszłość.
Zgromadzeni ustawiają się w kręgi. Na samych obrzeżach są szesnastolatkowie ze wszystkich frakcji. Na razie nie jesteśmy członkami. Po wyborze staniemy się nowicjuszami, a pełnie praw uzyskamy, jeśli przejdziemy nowicjat.
Ustawiamy się w porządku alfabetycznym, według nazwisk, które dzisiaj będziemy mogli porzucić. Moje pełne nazwisko brzmi Madeleine Windsor, więc ustawiam się na tyłach, pomiędzy chłopakiem z Erudycji, a dziewczyną z Prawości. Tą samą, która zadrapała Josh'a.
Inny krąg tworzą krzesła, podzielone na pięć części, według frakcji. Są one przeznaczone dla rodzin.
Ostatni krąg stanowi pięć metalowych mis. Substancja umieszczona w każdej z nich odpowiada danej frakcji. Kamienie symbolizują Altruizm, woda Erudycję, ziemia Serdeczność, rozżarzone węgle Nieustraszoność, a szkło Prawość.
Co roku ceremonia jest przeprowadzana przez inną frakcję. Tym razem zajmuje się tym Prawość.
W sali zapanowuje porządek. Moi rodzice nie żegnają się ze mną tylko od razu siadają na miejsce, zupełnie jakby byli pewni mojej przynależności do ich frakcji.
Jack Kang rozpoczyna od przemówienia.
- Witam. Witam na Ceremonii Wyboru, w dniu, w którym oddajemy hołd demokratycznej filozofii wyznaczonej przez naszych przodków. Ona mówi nam, że każdy człowiek ma prawo wybrać własną drogę przez świat.
- Chyba jedną z pięciu - mruczy chłopak za mną. Spoglądam na pięć mis, stojących w kręgu i dochodzę do wniosku, że ma rację.
- Nasi podopieczni skończyli szesnaście lat. Stoją na progu dorosłości i teraz od nich zależy decyzja, jakimi ludźmi się staną. - Jack stara się nadawać słowom poważny ton, co zresztą nieźle mu się udaje. - Przed dziesięcioleciami nasi przodkowie uświadomili sobie, że za toczone na świecie wojny trzeba winić polityczną ideologię, a nie wierzenia religijne, rasę czy pochodzenie. Doszli do wniosku, że chodzi o wagę ludzkiej osobowości, o skłonność człowieka do czynienia zła, niezależnie od jego formy. Podzielili ich na frakcje i starali się usunąć z nich te cechy, które odpowiadają za nieporządek w świecie.
- Co roku ta sama śpiewka. - Znowu pomruk chłopaka za mną. Obracam się, by zadać mu pytanie, ale wyprzedza mnie chłopak z jego frakcji stojący za nim.
- Skąd wiesz? - Chłopak ma charakterystyczny wygląd Erudyty. Niebieski garnitur, ulizane włosy, schludny. Jedyne, co go wyróżnia to brak okularów na nosie.
- Moje rodzeństwo już przechodziło przez tę ceremonię - odpowiada ten drugi. - Rodzice mówią, że co roku przywódca mówi te same słowa, muszą więc być gdzieś zapisane.
- Może coś jest w jakiejś księdze?
- Poczytam o tym po powrocie. - Te słowa oznaczają, że chłopak nie ma zamiaru zmieniać frakcji. Założę się, że jest więcej takich.
- Ci, którzy potępili agresję, stworzyli Serdeczność - mówi przywódca Prawości. Zastanawiam się, czy i ja ją potępiam? Patrzę na Jessicę i Manu, którzy się do siebie uśmiechają. Oni na pewno się jej sprzeciwiają.
 - Ci, którzy potępili ignorancję, stali się Erudytami. Ci, którzy potępili dwulicowość, stworzyli frakcję Prawości. - Nie wiem, czy mi się zdaje, ale mam wrażenie, że to zdanie Jack Kang wymówił z dumą. - Ci, którzy potępili egoizm, stali się Altruistami. A ci, którzy potępili tchórzostwo, są Nieustraszonymi.
Bez tchórzenia. Sama odwaga. Namacuję moje kieszenie i znowu wyczuwam kształt strzykawki i fiolek. Tchórzę, wiem o tym. Sądzę jednak, że byłabym większym tchórzem, gdybym teraz zrezygnowała.
- Pracując wspólnie, pięć frakcji przez wiele lat żyło w pokoju, a każda z nich wnosiła swój wkład w życie społeczeństwa. Dzięki Altruizmowi mamy bezinteresownych administratorów, Prawość dała nam solidnych i godnych zaufania instruktorów w dziedzinie prawa, Erudycja inteligentnych nauczycieli i badaczy, Serdeczność pełnych współczucia doradców oraz opiekunów, Nieustraszoność obronę przed zagrożeniami, zarówno wewnętrznymi, jak i zewnętrznymi. Jednak oddziaływanie każdej frakcji nie ogranicza się tylko do tych sfer. Nawzajem dajemy sobie znacznie więcej, niż można by to odpowiednio podsumować. W naszych frakcjach odnajdujemy sens, cel i życie. Bez nich nie przetrwalibyśmy. Dlatego dzisiejszy dzień jest dniem szczęśliwego wydarzenia. To dzień, kiedy przyjmiemy naszych nowicjuszy, którzy wspólnie z nami będą pracować, aby ulepszyć społeczeństwo, aby ulepszyć świat.
Rozbrzmiewają oklaski, po czym przywódca Prawości odczytuje nazwiska w odwróconej kolejności alfabetycznej. Jeden po drugim szesnastolatki wychodzą z kręgu i idą na środek sali. Pierwsza osoba wybrała Serdeczność, uśmiecham się pod nosem. Ktoś już wszedł za moje miejsce. Krople jej krwi spadają na misę, a potem staje za krzesłami, na których siedzą członkowie mojej frakcji.
Nazwiska wyczytywane są dość szybko. Za szybko jak dla mnie. Kolejne osoby podejmują decyzje. Wybory, zapewne najważniejsze w ich życiu.
- Zachary Vance - wywołuje Jack.
Erudyta bez okularów to pierwsza osoba, zmieniająca frakcję. Blondyn nacina sobie dłoń, a jego krew pada na misę z żarzącymi się węglami. To pierwsza osoba, która będzie przechodziła ze mną nowicjat.
Słyszę oburzony ton chłopaka za mną. Wymawia szereg słów, których nie rozumiem. Nie wiem, może to jakieś naukowe określenia? Chłopak nie ma jednak zbyt długiego czasu, by ponarzekać, bo zaraz on podejmuje decyzję. Po nim moja kolej.
Słyszę swoje nazwisko i biorę głęboki wdech. To ostatnia szansa, by zmienić zdanie, potem nie będzie odwrotu. Ruszam powoli do przodu. Misy Nieustraszoności i Serdeczności stoją obok siebie. Różne myśli rzucają się w mojej głowie, a na serce naciska gęsta mieszanina stresu i strachu. Wypełnia mnie od środka i przygniata wszystko tak, że aż boli. Jack podaje mi nóż, a ja przez dobrą chwilę przyglądam się ostrzu. W Serdeczności to narzędzie nigdy nie było bronią, w Nieustraszoności zapewne będzie na każdym kroku. Przygryzam wargę i nacinam sobie powoli dłoń. Dzięki adrenalinie nie czuję nawet bólu. Wyciągam rękę do przodu, kierując ją w stronę węgli. Tuż przed tym jak czerwony płyn skapuje, ręka zaczyna mi drzeć. Mam ochotę się wycofać, ale nie zdążam zabrać ręki, a krople mojej krwi już syczą w misie.
Staje w ciszy obok Erudyty. Po chwili przenoszę wzrok na Nieustraszonych, kiwają głowami z aprobatą. W Serdeczności jest lekkie poruszenie, ale nie specjalnie mocne.
- Kimberly Wilkinson. - Jack wywołuje następną osobę.
Do przodu, zdecydowanie pewniejszym krokiem niż ja, rusza Prawa o długich czerwonych paznokciach. Jednym ruchem nacina sobie dłoń i wysuwa ją nad rozżarzone węgle, a następnie staje koło mnie. Przełykam ślinę. Z bliska jest ładna, ale nie tak jak Mindy. Moja przyjaciółka jest śliczna sama w sobie, a Kim jak to by powiedział Manu, jest po prostu seksowna.


***
W końcu dodałam. Rozdział taki se, ale przynajmniej przez niego już przebrnęłam. ;P
Jak tam sobie radzicie ze szkołą?

29 września 2013

Kącik dla maniaków pisania opowiadań


Z góry przepraszam jeśli myśleliście, że to nowa notka, a ja was zawiodłam. Na pewno pojawi się, gdy będę miała większy przypływ weny.^^
Ale teraz do sedna.
Moja droga znajoma, Layka wpadła na pomysł byśmy stworzyły grupę na fb i pisały tam różne posty: myśli, krótkie fragmenty, może nawet wspólne opowiadanie?
I tu pojawia się zasadnicze pytanie, kto z moich drogich blogerów by się na to pisał?
Proszę o komentarze pod tym postem, jeżeli jesteście na takie coś chętne. :)

15 września 2013

Nominacja


Liebster Award

Nominacja do Liebster Award jest otrzymywana od innego blogera w ramach uznania za "dobrze wykonaną robotę". Jest przyznawana dla blogów o mniejszej liczbie obserwatorów, więc daje możliwość ich rozpowszechnienia. Po odebraniu nagrody należy odpowiedzieć na 11 pytań, otrzymanych od osoby, która cię nominowała. Następnie ty nominujesz 11 osób (informując o tym) oraz dajesz im 11 pytań. Nie wolno nominować bloga, który nominował Ciebie.

Pytania od Torii
1. Czy prowadzenie bloga jakoś cię zmieniło?
Hm... na pewno staram się bardziej przykładać do tego, co piszę, bo wiem, że ktoś to czyta. Oczywiście, gdyby nie pognała mnie z tym pewna osoba (dzięki Layka) to nadal pisałabym strasznie. XD
2. Czy niektórzy z bohaterów Twojego opowiadania mają cechy "zapożyczone" od Twoich przyjaciół/rodziny?
W tym konkretnym opowiadaniu jest bardzo mało takich postaci, jednak zawsze się takie u mnie pojawiają.
3. Kto (jeśli w ogóle) wprowadził Cię w "blogosferę"?
Pierwszego bloga założyłam po tym, jak kuzynka pokazała mi swoje stare opowiadanie na blogu. Wtedy też zapragnęłam pisać moje wypociny na internecie. ^^
4. Najgorsza ekranizacja książki według Ciebie to...?
Ekranizacje ogólnie mi się niezbyt podobają, dlatego, że wyobrażam sobie wszystko nieco inaczej. Zmierzch, Igrzyska Śmierci itd. to wszystko miało się nijak do książek.
5. Najgorsza przeczytana przez Ciebie książka to...?
Na pewno któraś z lektur. Może nie wszystkie, bo na przykład "Pies, który jeździł koleją" czy "Oskar i Pani Róża" mi się podobały.
6. Co sądzisz o Polskich pisarzach i ich twórczości?
Zazwyczaj nie czytuję Polskich książek. Jedyne, co mi się teraz rzuca w myślach to dwie książki Ewy Nowak, które czytałam, gdy przyjechała do naszego miasta. "Wszystko tylko nie mięta" i "Lawenda w chodakach" oraz seria "Bezsennik", na którą namówiła mnie przyjaciółka. Wszystkie te książki były całkiem przyjemne, jednak nie należą do najlepszych przeczytanych przeze mnie.
7. Zdarzyło Ci się obejrzeć film lepszy od książki, na której podstawie został nakręcony?
Mi osobiście nie. Jednakże mój starszy brat (który szczerze mówiąc bardzo rzadko czyta) wkręcił się strasznie w serię "Gra o tron". Przeczytał nawet książkę, ale stwierdził, że po raz pierwszy trafił na film lepszy od książki. Możliwe, że to prawda, skoro książka została przełożona nie na jeden film, ale na ciągłość odcinków, w których mogli zadbać o szczegóły. Ja jednak ani nie czytałam, ani nie oglądałam, ale muszę się kiedyś poświęcić i to sprawdzić. ;)
8. Czy jeśli miałabyś szanse zagrać w serialu/filmie na podstawie Twojego opowiadania zrobiłabyś to? W jaką postać byś się wcieliła wiedząc, że nie może być to główna bohaterka.
Oczywiście, że chciałabym zagrać. :) Skoro nie mogła by to być główna bohaterka, najpewniej wcieliłabym się w postać Kim, która się niedługo pojawi. Ewentualnie w Mindy.
9. Jaki jest twój przepis na dobre opowiadanie?
Przelać moją szaloną wyobraźnię na papier.
10. Czy osiągnięcia Twojego bloga Cię zadowalają?
Ponad tysiąc wyświetleń i ośmiu obserwatorów, jak na blog istniejący od niecałego miesiąca to dużo. :) Jestem zadowolona, że w ogóle ktoś chce czytać moje wypociny. Jednak jak zapewne każdy chciałabym mieć tego więcej.
11. Czy po zakończeniu tego opowiadania opublikujesz kolejne? Jeśli tak to o czym?
Zamierzam założyć kolejny blog już niedługo. Może nawet dziś? Opowiadanie będzie o dziewczynie mieszkającej w przyszłości, w państwie, w którym najważniejsza jest wiara. Za przeciwstawianie się kościołowi ludzie trafiają do Czyśćca, miasta-więzienia. Nikt nie wie, co tam się dzieje. Niewielu stamtąd wraca, a ci, którym się uda mówią tylko, że nikt nie chciałby tam trafić. Oczywiście główna bohaterka nie chce poświęcać całego swojego życia kościołowi.

Blogi, które nominuję:
1. http://warsium.blogspot.com/
7.
8.
9.
10.
11.


Moje pytania:
1. Gdyby Polska i Ameryka chciały nakręcić film na podstawie Twojego opowiadania, którą propozycję byś przyjęła?
2. Jaka aktorka zagrałaby główną postać z Twojego opowiadania?
3. Jakiego typu opowiadania czytasz najchętniej?
4. Czy utożsamiasz się z jakąś postacią ze swojego opowiadania? (nie licząc głównej bohaterki). Jeśli tak, to jaką?
5. Planujesz wydać w przyszłości książkę?
6. Czego, Twoim zdaniem nie może zabraknąć w dobrej książce/opowiadaniu?
7. Masz rodzeństwo? Jeśli tak wymień imiona.
8. Skąd pomysł na bloga?
9. Za co mogłabyś oddać życie?
10. Wolałabyś umieć czytać w myślach czy przewidywać przyszłość?
11. Najlepsza przeczytana przez ciebie książka to...?

2 września 2013

Rozdział III

Wieczorem zaczyna padać. To z jednej strony dobrze, ponieważ rośliny w naszym sadzie dostaną porządną dawkę wody, a z drugiej źle, bo przez deszcz jestem uwięziona w pokoju.
Zamykam oczy i opieram głowę na miękkiej poduszce. Leżę tak, próbując uwolnić się od myśli, które kłębią się cały czas wokół niebezpieczeństwa, jakie niesie za sobą Niezgodność. Kropelki wody uderzają w szybę oddzielającą mój pokój od reszty świata, tworząc przy tym uspokajający dźwięk. Wsłuchuję się w niego i zaczynam zastanawiać się nad wyborem.Wiem tylko tyle, że wybiorę Serdeczność bądź Nieustraszoność.
Prawie zasypiam, ale z transu budzi mnie pukanie do drzwi. Podnoszę powieki i spoglądam w tamtą stronę z ciekawością.
- Otwarte - mówię. Drewniane drzwi się uchylają, a do środka wchodzi Mindy chowająca jedną rękę za plecami.
- Mam coś dla ciebie. - Podchodzi bliżej mojego łóżka, a ja podnoszę głowę i siadam.
Moja przyjaciółka wyciąga rękę w moją stronę, a na jej dłoni leży mały, prostokątny pakunek. Biorę go i zaczynam odpakowywać. W środku znajduje się połyskujące na czarno urządzenie. Ma kilka guzików i otworków. Do jednego z nich włożone są jakieś kabelki z dziwną końcówką.
- Co to? - Obracam urządzenie w dłoniach.
- MP3 - odpowiada Mindy, ale nic mi to nie mówi. Najwidoczniej nie bardzo uważałam na lekcji technologii. Muszę robić głupią minę, bo po chwili zaczyna się śmiać. - Można dzięki niemu słuchać muzyki - dodaje.
Marszczę brwi. Nie rozumiem jak takie małe prostokątne coś może sprawić, by leciała muzyka. Blondynka bierze w dłonie kabelki, i kieruje dziwną końcówkę w stronę mojego ucha. Odsuwam się błyskawicznie, co wywołuje na jej twarzy uśmiech.
- To słuchawki, zaufaj mi. - Patrzy roześmianymi oczami prosto w moje. Uśmiecham się do niej i siedzę spokojnie.
Przyjaciółka wkłada mi do ucha jedną z końcówek słuchawek. To nie boli, ale czuję się dziwnie. Po chwili bierze do ręki tą prostokątną część MP3 i zaczyna klikać jakieś guziki. Nagle w swoim uchu słyszę jej śpiew. Zerkam na twarz Mindy, ale ona wcale nie porusza ustami. Wyrywam z ucha słuchawkę i patrzę zdziwiona na przyjaciółkę, co ją rozbawia. Melodia ucichła. Z ciekawości znów wkładam słuchawkę do ucha i znowu słyszę piosenkę.
- To jest niesamowite - mówię. Mindy uśmiecha się od ucha do ucha, a ja ją przytulam. - Dziękuję.
- Nie ma za co. - Dziewczyna zakłada sobie kosmyk włosów za ucho. - Wiedziałam, że ci się spodoba. To na cześć naszego przejścia w dorosłość, żebyś zawsze o mnie pamiętała - wyjaśnia po chwili. Kosmyk znowu wyrywa się do przodu, blondynka przesuwa go sprzed oka.
Ściska mnie coś w brzuchu. Czyżby moja przyjaciółka domyślała się, że chcę przejść do innej frakcji? A może ona sama chce zrobić to samo? Uśmiecham się do niej, by zakryć moje zakłopotanie.
- Ja nigdy o tobie nie zapomnę. - Macham rękami w dziwnych gestykulacjach. Zawsze tak robię przy trudnych rozmowach. Postanawiam zmienić temat. - Skąd wzięłaś to urządzenie? - pytam.
- Sama je zrobiłam. - Otwieram szeroko oczy ze zdziwienia. Jestem w szoku. - Wypożyczyłam z biblioteki jakąś książkę o montażu urządzeń i natknęłam się na to - tłumaczy.
- Chcesz zostać Erudytą? - pytam, czym ją zaskakuję. Mindy spuszcza głowę, jakby się wstydziła.
- Myślałam o tym, ale nie jestem pewna. Nie będziesz na mnie zła, jeśli zdecyduję się opuścić Serdeczność?
Zacinam się na chwilę, by przetrawić wszystko w myślach. Usta mam całkowicie wyschnięte, więc oblizuję je językiem.
- Nie, ja... - zaczynam. Patrzę się przez chwilę na bransoletkę zawieszoną na nadgarstku, którą zaczynam się bawić. Po krótkiej chwili podnoszę wzrok, spoglądając prosto w oczy Mindy. Biorę głębszy oddech.
- Ja sama myślałam, by zmienić frakcję - dodaję.
- Na jaką? - zadaje pytanie moja przyjaciółka. Na skutek tej informacji jej twarz zrobiła się z powrotem promienna.
- Nieustraszoność. - Na jej buzię wkrada się przerażenie. Zaczyna wystukiwać jakiś rytm na swoim kolanie. Po chwili z powrotem się uśmiecha, nadal bębniąc palcami.
- Pasujesz tam - oznajmia. Dziwię się jej słowom, nie spodziewałam się ich. Szczerze mówiąc, sama bym tak o sobie nie powiedziała.
- Serio? - Unoszę brwi.
- Tak. Zawsze byłaś odważniejsza od wszystkich. Sądzę, że powinnaś tam pójść - Uśmiecham się do niej. Dopiero teraz przerywa bębnienie, kładąc jedną dłoń na drugiej.
- Ja sądzę, że ty powinnaś iść do Erudycji. Zawsze byłaś mądrzejsza od wszystkich - oznajmiam. Razem zaczynamy się śmiać. Zawsze się rozumiałyśmy, trochę szkoda, że nie będziemy w jednej frakcji.
Po pomieszczeniu rozległ się dźwięk pukania. Obie momentalnie spojrzałyśmy na drzwi.
- Proszę - wołam. Do pokoju wchodzi, wesoła jak zawsze, Jessica.
Patrzę prosto w oczy Mindy, a po chwili razem spuszczamy głowy. Robi nam się głupio, że obie chcemy zostawić naszą przyjaciółkę.
- Co się stało? - pyta dziewczyna z troską w głosie. Serce kraje mi się jeszcze bardziej, ale chyba podjęłam decyzję. Przejdę do Nieustraszoności.
- Jess, muszę ci o czymś powiedzieć - mruczę pod nosem. Następnie podnoszę głowę i spoglądam w ciekawskie oczy przyjaciółki. - Chcę zmienić frakcję - oznajmiam.
Jessica przygryza wargę. Nie wybucha, zachowuje się spokojnie, jak przystało na Serdeczność.
- Ja również - dodaje Mindy, po czym podnosi głowę. Ręce dziewczyny drżą, prawie niedostrzegalnie. Zauważam to dopiero, gdy zaczyna się bawić swoimi włosami.
W dalszym ciągu czekamy na reakcję dziewczyny, która tylko siedzi cicho. Po chwili siada na podłodze, tuż przed łóżkiem, na którym siedzimy.
- Chcecie mnie zostawić? - wydusza z siebie słabym głosem. Robi mi się naprawdę przykro.
- Nie! - wrzeszczy Mindy. Chwyta Jessicę za dłoń i spogląda jej prosto w oczy. - Ja nie chcę cię zostawiać. Będę się z tobą kontaktować tak często, jak tylko się da. Jednak chcę poznawać świat, chcę się uczyć, dlatego nie mogę zostać w Serdeczności - wyjaśnia dziewczyna, cały czas potrząsając ręką Jess.
Blondynka kiwa głową na znak, że rozumie. Uśmiecha się do przyjaciółki, a następnie przenosi wzrok na mnie.
- Ty też chcesz wybrać Erudycję? - Szybko zorientowała się, gdzie chce przejść Mindy.
Znowu czuję, że mam suche wargi, więc je oblizuję.
- Nie. Ja myślałam o Nieustraszoności.
Jess unosi brwi do góry.
- Naprawdę tak ci brakuje agresji? - pyta, czym mnie szokuje. Nie wiem, co odpowiedzieć. Parzę tylko szeroko otwartymi oczami, na jej nieco surową twarz.
- Nie agresji, Mady chce poczuć buzowanie adrenaliny w żyłach, chce pokazać, że nie jest krucha. Zawsze była odważna. Pamiętasz jak piłka wpadła na drzewo, gdy miałyśmy pięć lat, a ona bez mrugnięcia okiem się na nie wspięła? - wyjaśnia Mindy. Po chwili mruga do mnie okiem. Naprawdę nie spodziewałam się, że ona aż tyle dostrzega.
- Tak, macie rację. Pasujecie tam. - Jessica ma naprawdę smutny głos, co sprawia, że moje serce jeszcze bardziej się ściska. Po chwili uśmiecha się do nas. - Będę tęsknić - dodaje.
Obie ją przytulamy.
- Ja też. - Wtulam się w jej włosy.
- I ja - dodaje Mindy.

Wczesnym rankiem, tuż przed Ceremonią Wyboru nie mogę spać, ponieważ dręczą mnie koszmary. Pokazują mi różne, dziwne sytuacje, w których próbuję wykazać się odwagą i ginę. To wspinam się na posąg i spadam, to skaczę nad jakąś przepaścią, niestety nie dość daleko, to bawię się ogniem, podpalam się i nie mogę go ugasić. By obmyć się z koszmarów nocy, biorę prysznic. Długi i relaksujący, pewnie ostatni w tym miejscu, choć po moich dzisiejszych snach nie jestem pewna czy nie stchórzę.
Następnie przechadzam się po korytarzu. Po bokach widzę kilka par drzwi. Każdy z tych pokoi niesie za sobą wspomnienia, każdy centymetr tego miejsca krzyczy "To jest twój dom!". Ja jednak podjęłam decyzję, by moim nowym domem stała się Nieustraszoność. Wprawdzie nie wiem dokładnie, kiedy ją podjęłam. Może w momencie, gdy Mindy oznajmiła, że chce zmienić frakcję, a może wtedy, gdy stwierdziła, że pasuję do Nieustraszoności.
Natrafiam na napis "Sala konfliktów". Byłam tam już, wiem co tam jest. Sala wygląda jak zwykły pokój, ma stołek na środku, blat do parzenia herbaty... W szufladkach znajduje się jednak pełno naszego serum pokoju. Człowiek czuje się po nim wesoły, spokojny, jakby wszelkie obawy go opuściły. Czuje się wtedy dosłownie jak po narkotykach.
Patrzę się tępo w napis jeszcze przez chwilę. Sala konfliktów, sala konfliktów, sala, sala, a w niej serum... Teraz by mi się przydało. Wystarczy, że zaczęłabym się bać, wzięła serum, i wszystkie obawy by mnie opuściły. Rozglądam się po korytarzu i zastanawiam, kogo mogłabym pobić, by dostać dawkę. Do mojej głowy jednak coś uderza. Gdy będę pod wpływem serum, nie będę myśleć trzeźwo. Mogę wtedy nie wybrać Nieustraszoności. Musiałabym to zażyć zaraz po wyborze.
Jestem tak zdesperowana, że szarpię za klamkę. Drzwi, tak jak myślałam, są zamknięte. Mogłabym iść po Mindy, ona wiedziałaby jak je otworzyć... Nie, to zły pomysł, co sobie o mnie pomyśli?
Siadam na podłodze, oparta plecami o drzwi. Próbuję sobie przypomnieć jakim sposobem moja przyjaciółka otworzyła kiedyś zamek. Oczami wyobraźni widzę jak dziewczyna wkłada wsuwkę do włosów do dziurki od klucza i nią porusza. Dotykam rękami głowy, niestety na co dzień nie noszę żadnych ozdób we włosach. Mam jednak pudełko z wsuwkami, spinkami i gumkami do włosów w swoim pokoju. Kiedyś z dziewczynami uwielbiałyśmy czesać się w różne, śmieszne fryzury.
Ruszam do swoich czterech ścian. Kroczę dość szybko, ale po cichu, by nikogo nie obudzić. Otwieram drzwi pokoju i szukam wzrokiem drewnianego pudełka. Gdy je odnajduję, podbiegam natychmiast i wyciągam z niego jedną wsuwkę. Następnie z powrotem wracam przed drzwi, za którymi znajduje się to, czego chcę. Wkładam wsuwkę do zamka i zaczynam nią ruszać w różne strony. Niestety nie udaje mi się ich otworzyć. Wzdycham głęboko. Przymykam oczy i znów widzę obraz ze swojego snu. Moje ciało przeszywa lęk, a na rękach pojawia się gęsia skórka. Postanawiam spróbować jeszcze raz. Ponownie wkładam wsuwkę do dziurki i kręcę nią w różne strony. Mija minuta, dwie, pięć, siedem, ale w końcu zamek puszcza. Uśmiecham się pod nosem i delikatnie otwieram drzwi. Wsuwkę wsuwam sobie we włosy, kto wie kiedy jeszcze mi się przyda?
W środku jest ciemno, więc zapalam światło, które momentalnie razi mnie w oczy. Przecieram je, po czym zaczynam szybko mrugać, w końcu jednak przyzwyczajam się do niego. Idę powoli do blatu z szufladkami. Otwieram jedną i widzę mnóstwo rodzajów herbat. Od ziołowych do owocowych. Zamykam ją z powrotem i otwieram następną. Bingo. Leży w niej, poukładane równiutko jedna przy drugiej, około czterdziestu małych fiolek z zielonym płynem. Biorę jedną w dłonie i zamykam szufladę. Otwieram następną, w której znajduje się kilka strzykawek i mnóstwo igieł. Zabieram w dłonie po jednej, zamykam szufladkę i kieruję się w stronę wyjścia. W połowie drogi uświadamiam sobie, że lepiej mieć więcej fiolek, tak na wszelki wypadek. Otwieram z powrotem szufladkę numer dwa i zastanawiam się, ile wziąć. Nie mogę zabrać za dużo, bo zorientują się, że coś jest nie tak. Chwytam pięć, nie powinni się połapać, że coś ubyło, a przynajmniej nie za szybko. Zamykam szufladkę, gaszę światło i wychodzę z pomieszczenia. Niestety nie umiem zakluczyć z powrotem drzwi. Mam nadzieję, że pomyślą, że któryś ze strażników pilnujących wczoraj spokoju zapomniał ich zamknąć.
Wracam do swojego pokoju i szykuję sobie strój, w którym dam radę schować łup. Grzebię po szafie z ubraniami, przerzucając rzeczy jedno za drugim. W końcu zakładam na siebie sukienkę, która ma zapinane kieszenie. U góry jest żółta i ma zamek idący przy klatce piersiowej aż do koloru czerwonego, który zaczyna się w pasie. Zamek nie służy jednak do rozpinania, tylko ma funkcję ozdobną. Do jednej kieszeni wkładam fiolki, a do drugiej strzykawkę i igłę. Szkoda, że nie wzięłam ich więcej, ale i tak będę ich używać tylko ja, więc raczej się niczym nie zakażę. Na nogi zakładam czerwone trampki, nie chcę sobie utrudniać startu w Nieustraszoności, biegając w szpilkach czy baletkach. Na koniec przeglądam się w lustrze i z zadowoleniem stwierdzam, że kieszenie wcale nie wyglądają na wypchane. Uśmiecham się do swojego odbicia. Nie wyglądam jak Nieustraszona tylko jak Serdeczna, ale chyba już ostatni raz.

26 sierpnia 2013

Rozdział II

Po lekcjach wszyscy idziemy na stołówkę. Na początku jest strasznie cicho. Erudyci czytają, Prawi rozmawiają nadzwyczaj spokojnie, a Altruiści się wszystkim przyglądają. Czasami mam wrażenie, że ci spokojni ludzie są naprawdę ciekawscy. Nie mogą jednak zdobywać informacji pytając, bo to niezgodne z ich zasadami, więc po prostu obserwują.
Dopiero, gdy do pomieszczenia wparowują, jak zawsze spóźnieni, Nieustraszeni zaczyna się robić głośno. Śmiechy, podniesione głosy, chodzenie po stołach. Czasami przypominają mi nas, tylko, że w nieco niebezpieczniejszy sposób. To nawet zachęcające.
Zaraz po wtargnięciu Nieustraszonych rozbudzają się Prawi. Jakiś dwóch chłopaków nie zgodziło się ze sobą w którejś kwestii i zaczynają ze sobą ostro dyskutować. Po krótkiej chwili dołącza do nich cały stolik. Spoglądam na chłopaka poznanego na korytarzu. Kłóci się z siedzącą naprzeciwko niego blondynką. Dziwnie wygląda z taką zaciętą miną, przyzwyczaiłam się już do jego uśmiechu. Przyglądam się uważniej dziewczynie, z którą dyskutuje i stwierdzam, że jest całkiem ładna, choć może nie tak jak Mindy. W oczy rzucają mi się jej długie, pomalowane na czerwono paznokcie. Zastanawiam się czy to właśnie ona zadrapała tego chłopaka...
Moje rozmyślania przerywa Jessica szturchająca mnie w ramię. Machinalnie odwracam się w jej stronę.
- Nudno tu, gramy w onse madonse? - Pyta.
Uśmiecham się i we trójkę idziemy usiąść na podłogę. Kładę lewą dłoń na prawą Jessici, a swoją prawą podtrzymuję lewą Mindy. Gdy zaczynamy śpiewać wyliczankę podnoszę lewą rękę i klaszczę o dłoń przyjaciółki na mojej dłoni. Ona powtarza to samo i uderza o dłoń Jessici. Zanim piosenka się kończy przyłączają się do nas pozostałe dziewczyny z naszej frakcji, więc zaczynamy od nowa.
Wszystkie śpiewamy w kółko słowa wyliczanki:
Onse madonse flore
oma de oma de oma
deo deo riki tiki
deo deo riki tiki
raz, dwa, trzy...
Na trzy ostatnia dziewczyna musi klasnąć w rękę następnej. Jeśli jej się uda, dziewczyna odpada, jeśli nie, sama odpada.
Przy którejś kolejce Mindy nie udaje się trafić w dłoń Jessici, więc siada w środku kółka. Chwytam drugą przyjaciółkę za rękę i krąg się trochę zmniejsza. Po kilku następnych grach mi również nie udaje się trafić Jessici, dlatego siadam obok Mindy. Razem śpiewamy wyliczankę, po chwili jednak wyciszam się i wsłuchuję w jej głos. Jest taki piękny i uspokajający...
Zanim się orientuję gra się kończy. Jessica dotarła do finału, niestety przegrała. Nikomu nie chce się grać jeszcze raz. Do naszego kółka dochodzą chłopcy, więc robi się jeszcze większe. Przez chwilę siedzimy cicho, aż w końcu Manu, który chodzi na śpiew z Mindy zaczyna śpiewać jakąś piosenkę. Moja przyjaciółka szybko dołącza do niego, a z nią reszta ich kółka. Inni po prostu siedzą i bujają się do rytmu.
Oglądam się na inne stoliki, teraz przypatrują się nam nie tylko Altruiści, ale i inni. Zamykam na chwilę oczy, by poczuć melodię jeszcze głębiej. Muzyka zaczyna mną kierować i zanim się orientuję tańczę w środku kręgu. Dołącza do mnie Camile, która chodzi ze mną na zajęcia. Przez dłuższą chwilę machamy kończynami i zadowoleniem dostrzegam, że jesteśmy ze sobą zgrane. Wykonujemy te same ruchy, pewnie dla tego, że obie jesteśmy wsłuchane w muzykę. To przedstawienie wygląda tak, jakbyśmy od dawna je wspólnie ćwiczyły. Camile spogląda mi prosto w oczy i dostrzegam błysk w jej źrenicach. Chyba wiem o czym myśli. Obie na koniec piosenki wykonujemy szpagat.
Wszyscy w kółku zaczynają klaskać. Po chwili dołączają do nich niektórzy z innych frakcji, co wydaje się nieco dziwne.
Oklaski przerywa ochotnik z Altruizmu, który przeprowadza testy przynależności. Wyczytuje do siebie Jessicę i Camile, a także po dwie osoby z każdej innej frakcji.
Testy przeprowadzają w większości ochotnicy z Altruizmu, którzy zgłaszają się praktycznie do wszystkiego. Nie mogą oni jednak testować ludzi ze swojej frakcji, dlatego jeden przeprowadzający pochodzi w tym roku z Prawości, a drugi z Serdeczności. Testy odbywają się w dziesięciu salach szkolnych, których nigdy wcześniej nie widziałam. Są one przeznaczone tylko do testów, a jako, że nie możemy się w żaden sposób do nich przygotować, nie wiem czego się spodziewać.
Dla zabicia wolnego czasu Mindy zaczyna znowu śpiewać, a ja odpływam. Wsłuchuję się w muzykę i przymykam oczy. Co chwila melodię przerywają śmiechy i oklaski Serdecznych. Skupiam się jeszcze bardziej, słyszę szmery rozmów Prawych, Nieustraszonych, a nawet Erudytów. Musieliśmy ich naprawdę zaciekawić skoro oderwali się choć na chwilę od swoich książek.
Nagle ktoś dotyka mojego ramienia. Jestem przyzwyczajona do kontaktu fizycznego, więc nie wyrywam się gwałtownie z zamyślenia tylko powoli otwieram oczy i spoglądam, kto to zrobił. Dziwi mnie jednak to, że to nie Serdeczny. Za moimi plecami stoi w biało-czarnym ubraniu Prawy, ten sam, którego poznałam rano.
- Ładnie tańczysz - mówi. Uśmiecham się do niego i dziękuję za komplement. Mam ochotę z powrotem zamknąć oczy i wsłuchać się w muzykę, ale zamiast tego wstaję, chwytam Prawego za rękę i obracam go wokół własnej osi. Spogląda na mnie zdziwiony, z mocno wytrzeszczonymi oczami, a ja zaczynam się śmiać.
- Kocham tańczyć. - Oznajmiam. Prawie wszyscy z jego frakcji przyglądają się mu z niedowierzaniem, ciekawe czy dałoby się ich wszystkich namówić do wspólnego tańca z nami? Że też nigdy nie wymyślili w tej szkole wspólnej dyskoteki, to by było wspaniałe!
Przenoszę wzrok na Altruistów, a potem na Erudytów i zdaję sobie sprawę, że ten pomysł by nie wypalił. Żadna z tych grup nie miałaby ochoty potańczyć. Nawet nie jestem przekonana czy Prawi i Nieustraszeni mieliby na to ochotę, oni bawią się w nieco innym stylu niż my.
Chłopak, z którym rozmawiam uśmiecha się do mnie. Chyba go rozbawiam swoim nieco innym zachowaniem.
- I uwielbiam muzykę. - Dodaję. Wsłuchuję się w nią i zaczynam tupać nogą, szkoda że sama nie umiem śpiewać.
- Właśnie widzę. - Śmieje się Prawy. Jako taki wesołek pasowałby do naszej frakcji, nawet nie zdziwiłabym się, gdyby w teście przynależności wyszła mu Serdeczność.
Możliwe, że właśnie dlatego tak często ze mną rozmawia, bo chce sprawdzić czy frakcja, którą chce wybrać jest taka jaką by chciał.
Jessica i Camile wracają z testów. Mają spokojne miny, więc sądzę, że wynik ich nie zaskoczył. Teraz do sali wyczytali Mindy i dziewczynę z Prawych o długich czerwonych paznokciach.
- To ona zadrapała ci policzek? - pytam, patrząc w jej kierunku. Prawy podąża za moim wzrokiem.
- Tak - odpiera. - Skąd wiedziałaś?
- Najwidoczniej nie jestem idiotką - odpowiadam wesoło i oboje zaczynamy się śmiać. Rozglądam się po sali i z przyjemnością zauważam, że przyglądają się nam teraz tylko Altruiści. Wszyscy inni woleli wrócić do swoich zajęć.
- Tak w ogóle mam na imię Josh - mówi chłopak.
- Jestem Mady - odpieram. - Wiesz, że pasowałbyś do Serdeczności?
- Sugerujesz, że jestem wesoły? - pyta chłopak z uśmiechem.
- Uśmiechasz się częściej niż ja - oznajmiam. Naszą rozmowę przerywa Altruista wywołujący mnie i Manu.
Zostawiam Josh'a i ruszam w kierunku drzwi.
Zauważam, że Manu się denerwuje. Przypominam sobie o moich obawach o wynik, ale nie pozwalam by mną teraz zawładnęły, więc po prostu powtarzam jak mantrę słowa "Co będzie, to będzie".
Uśmiecham się do Manu, przytulam go i życzę powodzenia, gdy wchodzi do jednej z sal, a sama wchodzę do tej po przeciwnej stronie.
W pomieszczeniu lustra pokrywają wewnętrzne ściany, więc wszędzie widzę swoje odbicie. Nagle natrafiam wzrokiem na cudzą twarz znajdującą się tuż za mną i obracam się gwałtownie.
Widzę przed sobą dorosłego Altruistę, który wygląda dokładnie tak samo, jak ci młodzi, z tą różnicą, że ma na twarzy trochę zmarszczek.
- Usiądź wygodnie - mówi ciepłym i przyjaznym głosem, wskazując na fotel dentystyczny. Obok niego stoi jakaś dziwna maszyna, a całość tworzy wygląd jak z horroru. Nie boję się jednak, gdyż wiem, że Altruiści troszczą się o innych bardziej niż o siebie, więc na pewno nic mi się tu nie stanie.
Siadam na fotelu, odchylam się i opieram głowę na zagłówku. Mężczyzna grzebie coś przy urządzeniu, po chwili przyciska mi jakąś elektrodę do czoła. Następnie powtarza tę czynność z własnym czołem i podłącza do niej kabel. Bawi się jeszcze chwilę tym wszystkim: podłącza kable do mnie, do siebie, do maszyny, aż w końcu podaje mi fiolkę przezroczystego płynu.
Przypomina mi on trochę serum pokoju, które zdarzyło mi się kilka razy zażyć w "Sali Konfliktów", gdy kogoś uderzyłam. Zazwyczaj nie jestem konfliktowa, ale ten chłopak, przez którego tam trafiłam naprawdę potrafi denerwować swoim gadaniem.
- Wypij - nakazuje mężczyzna, a ja wypijam zawartość fiolki. Oczy zaczynają mi się zamykać.
Gdy je otwieram, znajduję się z powrotem na stołówce, która jest całkiem pusta. Na blacie przede mną leżą dwa koszyki. W jednym znajduje się kawałek sera, a w drugim długi nóż.
Nigdy nie widziałam ostrza takiej wielkości. W naszej frakcji noże służą nam jedynie do rozsmarowywania masła albo krojenia chleba.
- Wybieraj - rozkazuje kobiecy głos. Mam wrażenie, że dobiega zza moich pleców, ale gdy się obracam nikogo tam nie ma.
Przyglądam się obu przedmiotom i próbuję zdecydować, który wybrać. Nóż ewidentnie służy do walki, której zawsze starałam się wyrzekać. Jest w nim jednak coś intrygującego. Nagle odczuwam, że burczy mi w brzuchu i mam ochotę chwycić ser, by go zjeść. Wyciągam po niego rękę, po chwili jednak ją cofam.
- Wybieraj - powtarza głos.
Nie chce, by kierował mną żołądek, więc chwytam nóż. Blat z serem momentalnie znika.
- Dlaczego podjęłaś taki wybór? - pyta głos. Głupio mi się przyznać, że po prostu nie chciałam by decydował mną żołądek, więc postanawiam skłamać.
- Spodobał mi się - odpowiadam.
Słyszę skrzypienie drzwi. Do pomieszczenia wchodzi pies o szpiczastym pysku. Szczerzy kły, a z głębi jego gardła dobiega warczenie. Spoglądam przerażona na nóż w swojej ręce. Już wiem do czego ma posłużyć. Podchodzę do psa bliżej, co jest może nieco głupie, ale przynajmniej odważne. Nagle zdaję sobie sprawę, że nie chce go zabić. Siadam po turecku na ziemi, kilka metrów od psa. Spoglądam mu w oczy i widzę w nich samą czerń. Patrzę tak skupiona jeszcze chwilę, ale stwierdzam, że to zły pomysł i je po prostu zamykam. Czuję, że pies podkrada się bliżej, ale staram się być spokojna.
Nagle czuję na swoim policzku jego wilgotny język i cieszę się, że nie dałam rady go zabić.
- Dobra psinka - mówię, drapiąc zwierzaka za uchem. Widzę, że jest zadowolony, bo merda ogonem.
Po chwili tych pieszczot pies zaczyna znowu warczeć, ponieważ w drzwiach pojawia się mała dziewczynka.
- Piesek! - wrzeszczy i biegnie w stronę zwierzaka, który cały się napiął.
- Bez agresji - mówię do niego to, co zawsze mi powtarzano, gdy się zdenerwowałam. Staram się go jakoś ugłaskać, ale zanim się orientuję pies skacze na dziewczynkę. Muszę ich rozdzielić, bo ją zabije.
Spoglądam jeszcze raz na nóż w swojej dłoni. Macham nim przed twarzą zwierzaka, by go zniechęcić do atakowania dziewczynki, a zarazem go nie skrzywdzić. To jednak nic nie daje, więc podejmuję decyzję. Podnoszę nóż i wbijam go w plecy zwierzaka. Piszczy przeraźliwie i opada na dziecko. Odsuwam martwe ciało psa i przytulam do siebie przerażoną, i dość mocno pogryzioną dziewczynkę. Nagle wszystko zaczyna znikać.
Z powrotem budzę się w sali testowej, a zdenerwowany Altruista chodzi w jedną i drugą, odłączając wszystkie kable.
- Jaki mam wynik? - pytam go. Nie rozumiem co go tak zestresowało. Może coś poszło nie tak z moim testem? Mężczyzna nie odpowiada przez dłuższą chwilę. Dopiero, gdy kończy sprzątać wszystkie kable, bierze stołek i siada na przeciwko mnie.
- A więc?
Mężczyzna wzdycha i próbuje się uspokoić. Mam ochotę go przytulić na pocieszenie, ale wiem, że Altruiści nie lubią kontaktu fizycznego.
- Twój wynik nie jest jednoznaczny - odpowiada w końcu. Przez chwilę rozważam jego słowa, zanim dociera do mnie ich sens.
- Jestem Niezgodna? - pytam z nadzieją, że się mylę. Matka opowiadała mi w dzieciństwie o Niezgodnych. Łączą oni cechy kilku frakcji i są ponoć niebezpieczni.
- Tak. Tak mi się wydaje - mówi Altruista. Zastanawia się przez chwilę i w końcu dodaje - Według mnie pasujesz jednakowo do Nieustraszoności i Serdeczności, co jest naprawdę dziwne. Słyszałem już o Niezgodnych, ale żaden z nich nie łączył w sobie cech tak przeciwnych sobie frakcji.
Nieustraszoność? Dziwię się w myślach. Czy ja naprawdę tam pasuję?
- I co teraz? - pytam. Wiem, że to się za łatwo nie skończy.
- Powinienem to zgłosić - oznajmia mężczyzna chwytając się za kark.
Powinien, to prawda, ale ja nie mogę do tego dopuścić, bo wtedy zginę.
- Ale jest pan Altruistą, prawda? A Altruiści pomagają. Może mi pan jakoś pomóc, by mnie nie zabili? - pytam. Wiem, że trafiłam w punkt. Musi mi pomóc...
- Usunę zapis video twojego testu - mówi podchodząc do komputera. - Wpiszę ci ręcznie Serdeczność i radzę ci ją wybrać, bo tam będziesz bezpieczniejsza, niż w Nieustraszoności.
Wiem, że tam będę bezpieczniejsza. Wiem, a jednak to jego kazanie, bym pozostała w swojej frakcji działa odwrotnie, niż chciałby ten mężczyzna. To jego gadanie pcha mnie bardziej w stronę Nieustraszoności, choć byłby to nieco głupi wybór. Nie wiem jeszcze jak postąpię...

22 sierpnia 2013

Rozdział I

W łazience o poranku zawsze roi się od dziewcząt. To właśnie w tym momencie dnia najczęściej spotykam nowych ludzi, którzy mnie komplementują. Albo ja ich.
Podczas mycia zębów raz po raz spoglądam na swoje odbicie i widzę osobę, która wygląda na bardzo delikatną. Gdybym zobaczyła taką dziewczynę na ulicy bałabym się przy niej cokolwiek zrobić, by jej nie połamać.
Zatrzymuję wzrok na swoich niebieskich oczach i dopiero wtedy dostrzegam iskrę, która mówi mi, że taka nie jestem. We wnętrzu czuję się kimś silnym. Kimś, kto potrafi stawić czoła otaczającemu go światu.
Przejeżdżam szczoteczką po zębach i czuję jak piana narasta w moich ustach. Jeszcze trochę i zacznę się nią dławić.
- Masz bardzo oryginalny kolor włosów - słyszę za swoimi plecami.
Obracam się gwałtownie i dostrzegam jakąś starszą dziewczynę, której nigdy wcześniej nie widziałam. Próbuję coś odpowiedzieć, ale wydaję z siebie tylko bełkot. Nachylam się więc z powrotem w stronę zlewu i wypluwam zawartość mojej jamy ustnej.
- Dziękuję - odpowiadam i obrzucam wzrokiem dziewczynę. Szukam na jej ciele czegoś, co mogłabym pochwalić. W końcu decyduję się na oczy, które są duże i zielone. - Ty masz piękne oczy. Takie hipnotyzujące.
- Dzięki - mówi nieznajoma i uśmiecha się przyjaźnie, odpowiadam jej tym samym, a po chwili wracam do czynności, którą wykonywałam przed tym, jak mi przerwała.
Tym razem skupiam swój wzrok na włosach, które zawsze przykuwają uwagę. Są długie i ognistorude. Nie jestem tu jedyną osobą o takiej barwie włosów, ale jest ona z pewnością rzadko spotykana.
Spoglądam na prawą stronę, gdzie jedna z moich przyjaciółek, Mindy maluje sobie rzęsy, co jeszcze bardziej podkreśla jej piękne oczy. W naszej frakcji makijaż jest mile widziany, pod warunkiem, że jest on delikatny.
Zaczynam grzebać w kosmetyczce, przez moje palce przewija się niezliczona ilość rzeczy: krem do twarzy, balsam, pasta do zębów, szczotka do włosów, mydło, w końcu jednak wymacuję coś o kształcie walca. Jest to różowy błyszczyk, który nakładam sobie na wargi. Teraz wyglądam jeszcze bardziej dziewczęco, choć w zasadzie nie przeszkadza mi to.
- Mogę pożyczyć błyszczyk? - Słyszę głos ze swojej lewej. Nie muszę odwracać wzroku, bo wiem kto tam stoi. Jessica. Kolejna z moich przyjaciółek. Podaję jej kosmetyk jedną ręką, a drugą wyciągam z kosmetyczki szczotkę do włosów i zaczynam rozczesywać swoje długie pasma. - Dziękuję - dodaje.
- Nie ma za co - odpowiadam.
Znów zerkam w stronę Mindy, która tym razem smaruje swoje ręce kremem. Ona również wygląda delikatnie, chociaż ma trochę zadziorne rysy twarzy przez co wydaje się groźniejsza ode mnie. Czasami mam wrażenie, że tak jak ja odczuwa w sobie iskrę, ale to zapewne tylko złudzenie.
Gdy obrzucam wzrokiem całą naszą trójkę zdaję sobie sprawę, że każda z nas jest inna.
Wszystkie jesteśmy opalone, ale na tym podobieństwa się kończą. One obie są blondynkami, co mnie wyróżnia na tym tle, ale nie licząc tego jednego detalu najbardziej odcina się od nas Jessica. Ma ona uwydatnione kształty i pulchną twarzyczkę, podczas gdy my obie jesteśmy szczupłe i mamy wystające kości policzkowe. Mindy jest przy tym dużo ładniejsza ode mnie i widać to choćby po tym ilu chłopców się za nią ogląda.
- Jesteś śliczna - mówię, patrząc prosto w oczy swojej przyjaciółki. Uśmiecha się do mnie, przez co wygląda jeszcze bardziej uroczo.
- Dziękuję - odpowiada, chowając krem do torebki. - Wy też jesteście piękne.
Uśmiecham się, ale tylko ustami, bo, choć wszyscy mnie tu dowartościowują, ja wcale nie czuję się piękna. Kieruję wzrok na Jessicę, u której pojawiły się pucki na twarzy. Jej oczy także się uśmiechają. Najwidoczniej ona docenia każdy komplement z całego serca.

Po śniadaniu wszystkie szesnastolatki wybiegają wesoło na zewnątrz. Na łące łączymy się za ręce w kilka długich łańcuchów i udajemy wspólnie w stronę ogrodzenia. Po nas przyjdzie kolej na młodszy rocznik i tak dalej, aż do pierwszoklasistów. To taka śmieszna tradycja.
Przy bramie natykamy się, jak co dzień na Nieustraszonych. To ludzie z innej frakcji, których głównym zadaniem jest pilnowanie ogrodzenia wokół miasta, a jako że nasza frakcja, Serdeczność, znajduje się po za jego bramami napotykamy ich za każdym razem, gdy jedziemy do szkoły.
Osoby pilnujące naszej bramy wcale nie są ode mnie dużo starsze, z tego względu, że u Nieustraszonych ceni się młodość i siłę do działania, ponieważ główną cechą, którą pielęgnują jest odwaga.
Strażnicy przepuszczają nas przez bramę pojedynczo, a gdy ktoś próbuje się do nich odezwać ponaglają go. Zdaję mi się, że nie lubią z nami rozmawiać.
Autobus przyjeżdża zanim wszyscy przechodzą na drugą stronę, więc Nieustraszeni pozwalają na dziki bieg przez bramę.
Przeciskamy się przez siebie i wrzeszczymy na cały głos, co jest dosyć przyjemne. W tym momencie dnia u naszych ochroniarzy można dostrzec cienie uśmiechu, pewnie dlatego że przypominamy wtedy ich, gdy manifestują swoją dzikość. Z tą różnicą, że my robimy to z radości.
Ci, którzy wchodzili gęsiego, zdążyli usadowić się już na tylnych siedzeniach. Tam zawsze zasiada Serdeczność. Cała reszta musi usiąść bliżej środka. Zawsze jednak każdy z nas ma miejsce, dlatego że mieszkamy najdalej i autobus przyjeżdża najpierw do naszej frakcji. Dalsza trasa to Altruizm, Erudycja i Prawość. Nieustraszeni docierają do szkoły pociągiem, dlatego nigdy nie jeżdżą z nami.
Jak zawsze na początku trasy jest wesoło. Wszyscy wspólnie gramy w zgadywanki, poznając się przy tym jeszcze bardziej. Mimo, że nie znam wszystkich rówieśników ze swojej frakcji każdy tutaj zachowuje się tak, jakby był moim przyjacielem od dobrych kilku lat.
- Teraz Mady - mówi wesoło jakiś chłopak. To zaskakujące, ile nieznajomych może znać twoje imię. Właśnie mam wybrać jakiś przedmiot do opisania, gdy zaczynają się nierówności na trasie.
Każdy prostuje się na fotelu i zaczyna szeptać z osobą obok albo tak jak ja patrzy przez okno. Dziury na drodze oznaczają, że wjeżdżamy na jedyny niewyremontowany teren, czyli Altruizm.
Moje ciało co chwila podskakuje. Czuję się jak piłeczka, którą ktoś odbija od ziemi.
Szereg wyglądających jednakowo domków pojawia się na horyzoncie. Po chwili za oknem można dostrzec tłumek ludzi ubranych w długie, szare stroje. Na pierwszy rzut oka wszyscy wyglądają tak samo, jakby nie mieli własnych osobowości, tylko byli kolejnymi kopiami jakiegoś człowieka.
Cała ta gromada wchodzi do autobusu i zajmuje miejsca przed nami. I tak pewnie ustąpią Prawym, którzy nie będą mieli gdzie usiąść jako ostatni.
Wszyscy Altruiści siedzą sztywno, a ich jedynym zajęciem jest przyglądanie się raz po raz nam.
W pewnym momencie łapię spojrzenie jakiegoś chłopaka, który natychmiast opuszcza wzrok na znak uniżenia i zawstydzenia. Odwraca głowę, ale po kilku minutach znowu patrzy na mnie, a dokładniej na moje włosy. Przyglądam się przez chwilę jego twarzy zanim znowu trafiam na oczy. Gdy nasz wzrok się krzyżuje uśmiecham się do niego, by sprawdzić czy zrobi to, co ja czy raczej postąpi tak samo jak przed chwilą. Chłopak mocuje się ze sobą przez chwilę i, w końcu, unosi kąciki ust, po czym i tak spuszcza wzrok. Po raz pierwszy udało mi się zobaczyć uśmiechniętego Altruistę. To dziwny widok, bo zazwyczaj ta frakcja kojarzy się wszystkim z powagą.
Nawet nie zauważam, kiedy w autobusie robi się niebiesko. Sweterki, okularki, wymyślne fryzury dziewcząt i to aroganckie zachowanie sprawia, że nie przepadam za Erudytami. Jednakże nie oceniam każdego z nich z osobna, tylko całą grupę. Może w rzeczywistości są przyjaźni, ja jednak nie mam ochoty przechodzić do ich frakcji by to sprawdzić.
Gdy Erudyci siadają w autobusie pozostaje tylko trochę wolnych miejsc. Teraz Altruiści obrzucają wzrokiem ich, a oni po prostu czytają, dlatego panuje cisza, którą przerywa dopiero wejście Prawych. Część Altruistów, tak jak przypuszczałam, wstaje i ustępuje miejsc, więc przed nami robi się głośno od rozmów.
U Prawych najważniejsza jest szczerość, a u nas życzliwość, dlatego nie zgadzamy się w niektórych kwestiach. Na przykład, gdy ktoś wygląda nieładnie nasze zwyczaje nakazują znaleźć jakieś szczegóły, które nam się w nim podobają i pochwalić je, nie wspominając o całej reszcie. Prawi natomiast powiedzą mu prosto z mostu, że jest on brzydki.
Zdarzyło się, że nasz kolega z Serdeczności zaczął wyjaśniać jednemu Prawemu, że nie powinien tak mówić. Oboje zaczęli przedstawiać swoje argumenty, ale po krótkiej chwili Prawy zaczął podnosić ton. Wtedy tak go zdenerwował spokój w głosie Serdecznego, że prawie doszło do bójki.
Nasza frakcja wypiera się jednak agresji, dlatego razem z dziewczynami wkroczyłyśmy pomiędzy nich.
Prawy może był skory do bójek, ale jednak wychowany tak, by nie bić dziewczyn. W dodatku spodobała mu się Mindy. Dlatego szybko dał za wygraną, a potem przez dobry miesiąc za nią chodził i próbował sprawić, by byli parą, co jest nieco głupie, gdyż pochodzi z innej frakcji.

W szkole, jak zawsze, wszyscy biegają po korytarzach, zanim zaczną się lekcje. W tym dniu jednak panuje inna atmosfera, niż na co dzień. Każdy wie, że to ostatni dzień i można sobie pozwolić na więcej swobody. Zajęcia będą się odbywać tylko do lunchu, a potem przejdziemy przez testy przynależności. Sprawdzą nimi do jakiej frakcji mamy predyspozycje.
Jestem bardzo ciekawa, co mi wyjdzie. Nie zastanawiałam się jeszcze nad tym, gdzie chciałabym się znaleźć, dlatego wynik testu jest dla mnie taki ważny.
Nie chcę do końca życia zostać w Serdeczności, ale jeśli podczas testu wyjdzie moja rodzinna frakcja - będę to musiała poważnie rozważyć.
Pierwsza lekcja, która mnie czeka to historia frakcji. Może to głupie, ale lubię ją, bo jest ciekawa. To chyba jedyna lekcja, oprócz wychowania fizycznego, która mnie nie nudzi.
W szkole mamy głupie zajęcia, nie to co u nas. W Serdeczności znajduje się mnóstwo kółek zainteresowań, na które rodzice zapisują swoje dzieci w wieku sześciu lat. Mindy ze swoim pięknym głosem chodzi na śpiew, Jessica na plastykę, a ja na taniec. Uczono mnie na nim nie tylko machać pupą w rytm muzyki, ale także różnych figur, na przykład szpagatu. Umiem też robić salto w tył i przód, co rzadko komu wychodzi, więc jestem z tego dumna.
Dochodzę do okna i widzę jak tłum Nieustraszonych w moim wieku wylewa się z pociągu. Wyglądają oni bardziej żywiołowo, niż ich przyjaciele, którzy mają za zadanie pilnować płotu.
Od szyby odrywa mnie krzyk. Dziewczęcy.
- Idiota! - Słyszę z głębi korytarza. Odwracam się, a tuż przed moimi oczami ukazują się plecy Prawego. Patrzę na niego ze zdziwieniem przez dobrą minutę, aż w końcu obraca się w moją stronę. Ciekawe czy odczuwał, że ktoś go obserwuje?
- Co? - Pyta. Przyglądam się przez chwilę jego twarzy. Ma zielone oczy, ciemne włosy, pełne wargi i śniadą cerę. Jest przystojny, jednak nie skupiam się na tym, tylko na ranie na jego policzku. Długa i płytka, jak od kocich pazurów.
- Co ci się stało w twarz? - Pytam. Chłopak dotyka odruchowo policzek, zasłaniając na chwilę zadrapanie.
- Dziewczyna ze mną zerwała - odpowiada. Dziwię się przez chwilę, że to zrobił, jednak przypominam sobie z jakiej jest frakcji. Każdy inny na jego miejscu powiedziałby po prostu „nieważne”, ale Prawi zawsze ci wszystko powiedzą, bo oprócz kłamstwa wyrzekają się także sekretów.
- Musi mieć długie paznokcie - mówię bez zastanowienia, na co chłopak parska śmiechem. Jego ponura, jeszcze przed chwilą, twarz staje się bardziej przyjazna.
- Ma. Ja nie wiem jak ona daje radę stukać w klawisze na klawiaturze podczas lekcji technologii - śmieje się Prawy. Najwidoczniej nie tylko u nas nieznajomi potrafią rozmawiać jak starzy przyjaciele. Trochę to dziwne, bo nawet nie znam jego imienia, ale zdążyłam się już przyzwyczaić.
- To ona krzyknęła ten dziwny wyraz? - Pytam. Tego, co znaczy chciałam dowiedzieć się najpierw, ale rana na policzku pokrzyżowała moje plany.
- Tak - odpowiedział w końcu, przestając się śmiać. Spojrzał na mnie z uśmiechem na twarzy i ciekawością w oczach. - Nie wiesz, co to znaczy idiota?
Kręcę głową, czym jeszcze bardziej go rozbawiam. Myślałam, że to my jesteśmy weseli.
- Idiota to inaczej debil - tłumaczy.
Muszę robić jeszcze bardziej zdezorientowaną minę niż przed chwilą, bo chłopak śmieje się jeszcze bardziej.
- Imbecyl? Down? Kretyn? - Próbuje dalej.
- Przykro mi, ale nie znam żadnego z tych słów - mówię. Nie wiem czy mam się wstydzić czy przyłączyć do jego śmiechu, nigdy nie byłam w takiej sytuacji.
- Wy, Serdeczni, chyba na serio nie znacie żadnych obraźliwych słów - oznajmia Prawy.
- A więc ta dziewczyna chciała cię obrazić? - Pytam. Cieszę się, że w końcu coś załapałam.
- Tak, dokładnie. - Chłopak robi minę, jakby się nad czymś zastanawiał. - Mówiąc idiota chciała wyrazić to, że jestem głupi delikatnie mówiąc, rozumiesz?
- Nie jesteś głupi - odpowiadam od razu. Szczerze mówiąc tymi jego próbami tłumaczenia przypomina mi trochę Erudytę, więc nie może być głupi, bo oni cenią mądrość.
- Ty chyba też, choć przez swoją niewiedzę się taka wydajesz - mówi Prawy, trochę mnie urażając. Nie jestem przyzwyczajona do takich słów.
- Sądzisz, że jestem idiotą?
- Jak już to idiotką - szczerzy się chłopak. To dziwne, że ktoś z innej frakcji uśmiecha się częściej, niż ja. - Ale na razie nie uważam cię za nią.
Nie wiem co o tym myśleć, więc po prostu się uśmiecham.
Z daleka dostrzegam moje przyjaciółki, które dopiero teraz wyszły z łazienki. Gdy tylko krzyżują ze mną wzrok dzwoni dzwonek na lekcję. Mindy szybko pędzi do innego sektora, a Jessica rusza w moją stronę, ponieważ pierwsze zajęcia mamy wspólne.
- Najwidoczniej musimy przerwać rozmowę. Miłego dnia - mówię na odchodne i ruszam w stronę przyjaciółki. Zanim go mijam wyłapuje jeszcze zdziwione spojrzenie jego oczu.
- Dzięki za poprawę humoru! - Słyszę po chwili za plecami. W środku robi mi się jakoś miło, może Serdeczność nie jest taka zła?

Obserwatorzy