Muzyka

23 grudnia 2015

Przepraszam

Wiem, że tyle osób wciąż czekało na nowy rozdział.
Pewnie większość już tu nie zajrzy.
Na razie mam pełno nauki, ponieważ jestem w klasie maturalnej.
Wena również mnie trochę opuściła.
To opowiadanie sprawiało mi radość i było czymś absurdalnym, co uwielbiałam. Chciałabym jeszcze coś napisać, ale nie wiem kiedy.
Gdy pojawi się coś nowego, obiecuję dać znać wszystkim, którzy kiedyś na to czekali.
Na razie przepraszam i oficjalnie zawieszam bloga.

29 lipca 2014

Rozdział X

     Mam przed oczami setki noży, które szybują w powietrzu. Każdy z nich po kolei wbija się w tarczę. Jeden w sam środek, inny w obrzeża.
     Trzeba przyznać, że po tych kilku godzinach, nawet ja i Carl nauczyliśmy się w miarę poprawnie nimi rzucać. Odczuwam w związku z tym satysfakcję, ale ta myśl nie sprawia jednak, że się uśmiecham.
     - Co cię tak smuci, Mady? - pyta Zack.
     Przenoszę wzrok na blondyna, idącego tuż obok mnie. Jego twarz wygląda na zmartwioną.      Wzdycham. Ta mina uświadamia mnie w tym, że naprawdę od dawna nie czułam tej beztroskiej radości Serdecznych.
     - Po prostu się zamyśliłam - odpowiadam. Widzę, że chłopak chce coś na to odpowiedzieć, a że nie mam najmniejszej ochoty tego słuchać postanawiam zmienić temat. - Gdzie nauczyłaś się tak rzucać nożami, Victorio?
     Dziewczyna spogląda na mnie, przy czym się uśmiecha.
     - Ktoś musiał wytępić muchy w domu. - Odwraca głowę szybkim ruchem, tak że jej włosy przejeżdżają mi po twarzy.
     Jej odpowiedzi dziwią mnie za każdym razem, chociaż teoretycznie powinnam już do nich przywyknąć.
     - Muchy to też żywe stworzenia - odzywa się Zack, a ja odruchowo przenoszę wzrok z powrotem na niego. - A ty będąc Altruistką powinnaś pomagać innym.
     - Ależ ja właśnie oddawałam przysługę innym. - Dziewczyna przykłada rękę do piersi w teatralnym geście. - Nie musieli słuchać ich brzęczenia.
     Wzruszam ramionami. W zasadzie to ma sens. Zack chyba jednak nie może go odnaleźć, bo jego twarz przypomina w tej chwili wielki znak zapytania.
     - Erudyci... - Victoria przewraca oczami.
     Gdy ciemnowłosa wypowiada to słowo, w mojej głowie zapala się światełko. Mój umysł podsuwa mi wygląd Vicky jako Erudytki. Może niekoniecznie dziewczyny z dziwną fryzurą i okularami na nosie, której każda wypowiedź sprawia, że czuję się głupia.
     Przypomina mi raczej kogoś takiego jak Josh. Jest inteligentna, ale nie obnosi się wszędzie ze swoją wiedzą, przez co trudno dostrzec to podobieństwo do Erudyty. Możliwe, że w ogóle nie przyrównałabym jej do tej frakcji, gdyby nie to, że ostatnio przeszło tam dwóch moich znajomych i stałam się na nią dosyć wyczulona.
     - Nie jestem już Erudytą - mówi Zack, w końcu otrząsając się z szoku. - Wolałem odwagę niżeli intelekt, wybrałem Nieustraszoność. - Spina wszystkie mięśnie. Mam wrażenie, że chce pokazać, że duchem i ciałem pasuje właśnie tutaj.
     - I tak w pewien sposób każdy ma w sobie coś z Nieustraszoności. - Victoria spogląda na chłopaka, który po raz kolejny wydaje się być zbity z tropu. - Trzeba być odważnym, by decydować za samego siebie.
     Dziewczyna unosi brew do góry, widząc minę Zacka. Były Erudyta ma usta otwarte w taki sposób jakby chciał coś odpowiedzieć, ale słowo ugrzęzło mu w gardle i nie mógł żadnym sposobem go z siebie wydusić. Ja na jego miejscu też nie wiedziałabym co odpowiedzieć.
     Victoria coraz bardziej utwierdza mnie w przekonaniu, że nadawałaby się na Erudytkę. Oni, podobnie jak Prawi używają czasem takich argumentów, że człowiek potrafi myśleć nad ich sensem przez wiele godzin.
     Wydaje się jakby moja znajoma pochodziła właśnie stamtąd, a nie z Altruizmu. Może, przekradła się z jednej frakcji do drugiej? Nie, to niemożliwe. A może przez cały ten czas szykowała się do roli Erudytki, a wynik testu pokrzyżował jej plany? Mimo jej podobieństwa do tej inteligentnej frakcji, jestem prawie pewna, że w teście wyszła jej Nieustraszoność. Istnieje jeszcze opcja, że jest taka jak ja? Może nie jestem jedynym Niezgodnym, który tu trafił?
     - Tak w zasadzie... - odzywa się Tylor, idący dotąd w milczeniu. - To większość osób wybiera po prostu to, co wyszło im w teście. Nie wiem, czy można wtedy mówić o decydowaniu za siebie.
Spoglądam na niego ze zdziwieniem. Tylor nie wydawał się być osobą, którą mogłyby cechować takie przemyślenia. Określiłabym go raczej jako kogoś, kto woli działać niżeli myśleć. Hm... A może Tylor mówi teraz o samym sobie?
     - Czyli wybrałeś Nieustraszoność tylko dlatego, że wyszła ci właśnie ona? - pyta Victoria, która najwidoczniej pomyślała o tym samym, co ja.
     - Tak, chyba tak.
     Dziwnie jest to usłyszeć. Nie wiem dlaczego, ale zawsze wydawało mi się, że chłopak przeszedł tutaj w jakimś stopniu ze względu na swoją koleżankę. Nie jestem pewna czy ona sama też tak nie uważała. Jej twarz wydaje się teraz lekko zagubiona.
     - A tobie co wyszło? - pyta po chwili dawny Altruista.
     Zagubienie pogłębia się i jest jeszcze bardziej widoczne. Następnie powoli odpływa i przeradza się w maskę spokoju i opanowania.
     - Erudycja.
     Zatrzymuję się na krótką chwilę, by przetrawić to słowo. Muszę to zrobić, ponieważ czuję jakby coś w mojej głowie blokowało mój dalszy spacer. Ruszam jednak na tyle szybko, że nikt nie zdąża się mną zainteresować. Wszyscy zapewne myślą w tej chwili równie intentenstywnie, co ja.
     Byłam przekonana, że Victoria jest urodzoną Nieustraszoną. Najwidoczniej jednak jej podobieństwo do Erudyty nie było przypadkowe.
     Dlaczego więc jest taka brutalna? Może życie w Altruizmie uczyniło ją taką? Ale co mogło się tam niby takiego dziać? A może po prostu próbuje w jakiś sposób naśladować swoją starszą siostrę?
     Zastanawia mnie jeszcze jedna rzecz. Dlaczego tak bardzo interesuje mnie życie tej dziewczyny?

     Ciszę panującą w pokoju przerywają raz po raz dziwne dźwięki. Rozpoznaję je, słyszałam je w mojej dawnej frakcji. Tam często zdarzało nam się grać w piłkę.
     Nie chcę mi się otwierać oczu, by sprawdzić kto uderza nią o ścianę. Myślałam, że wszyscy oprócz mnie są teraz na jadalni. Powinnam być z nimi, ale usłyszałam, że po obiedzie  czekają nas jakieś walki i jakoś tak odechciało mi się jeść.
     Zastanawia mnie także to, skąd ten ktoś wziął piłkę w Nieustraszoności? Może to sam Eric mi się przygląda i szykuje mi jakąś niespodziankę? Krzywię się na tę myśl. Po chwili wzdycham i podnoszę się, by sprawdzić kto postanowił zakłócić mój spokój.
     Na szczęście nie jest to nasz przywódca.
     Carl siedzi na swoim łóżku i co chwila odbija niebieską piłeczkę. Jest w nią wpatrzony jakby była gwiazdą, która dopiero co spadła z nieba.
     - Nie jesteś na jadalni? - pytam.
     Erudyta peszy się na dźwięk moich słów, a piłka uderza go w głowę.
     - Myślałem, że śpisz - odpowiada. Następnie spuszcza wzrok.
     - Przed walką? Raczej kiepski pomysł. - Kręcę głową. - Po prostu... myślałam.
     - Też myślałem. - Podnosi piłeczkę i znów zaczyna się w nią wpatrywać. - Ale to normalne w Erudycji, z kolei Serdeczni podobnie jak Nieustraszeni działają raczej na żywioł. Instynktownie. - Rzuca kulką w moją stronę, a mi udaje się ją złapać, zanim trafia mnie w twarz. - Dobry chwyt.
     - Przynajmniej to mi wychodzi. - Uśmiecham się i obracam piłkę w dłoniach. - Serdeczność i Erudycja są już przeszłością. Poza tym to, że nie pochodziłam z tej samej frakcji, co ty nie oznacza, że nie mogę mysleć. - Unoszę brew do góry. Chłopak się uśmiecha.
     - Każdy myśli. Chodzi raczej o analizowanie. Zastanawiałem się nad słabymi punktami każdego, by mieć jakieś szanse w walce. Wychodzi na to, że chyba jestem najsłabszy.
     - Nie o tym myślałam. - Odrzucam mu piłkę, on również ją łapię. - Skąd pewność, że taki jesteś?
     - Ty jesteś tancerką, masz rozbudowane mięśnie. Victoria - jest straszna. Kim podobnie. Jake prawdopodobnie trenował już wcześniej. Sabina też się taka wydaje, choć nie mam pewności. Zack mimo, jak to powiedziałaś "słodkiego wyglądu szczeniaczka" - Carl robi cudzysłów palcami, a ja się czerwienię. - Potrafi się postarać. A Tylor, w sumie jest dla mnie największą zagadką, ale skoro potrafi strzelać z pistoletu może potrafi także dobrze walczyć - wyjaśnia chłopak. Szczerze mówiąc mi ten były Altruista nie wydawał się być jakoś specjalnie tajemniczy. Może źle go oceniłam? Może skrywa jakiś... sekret?- Ale i tak prawdziwe umiejętności będę mógł dostrzec dopiero, gdy zaczniemy walczyć.
     Mam wrażenie, że chłopak bardzo mocno spłycił swoje przemyślenia. Może sądzi, że nie jestem aż tak pojętna, by je zrozumieć? Albo po prostu woli nie ujawniać wszystkiego, co odkrył?
     - Nie do końca wiadomo na jakich to będzie zasadach - mówię. - Jeśli to zwykła walka wręcz to możesz mieć racje, ale nie musisz. Może się okazać, że to twój intelekt będzie najważniejszy. - Przyglądam się uważniej chłopakowi, który unosi do góry kącik ust.
     - Teraz wychodzi z ciebie analiza Erudytów, szczerość Prawych, czy po prostu życzliwość Serdecznych? - pyta. Czuję się jakby jego wzrok mnie prześwietlał. Łapię się za ramiona tak, jakbym chciała się ukryć we własnym ciele. - Może nigdy nie byłem Prawym, ale też nie popieram drobnych kłamstewek Serdecznych, które mają za zadanie polepszyć innym humor.
     - To nie są kłamstwa! - Oburzam się i wstaję z łóżka.
     - To tylko zakrywanie reszty prawdy. - Wzrusza ramionami i rusza w stronę drzwi. - Może nie trafimy na siebie w trakcie walki - dodaje, po czym wychodzi z pomieszczenia.
     Przygryzam wargę. Nie wiem co było w interesie Carla, by rozmawiać ze mną na takie tematy.     Wiem jedno. Chłopak utwierdził mnie w przekonaniu, że inni są dobrzy. Zapewne trenowali już trochę wcześniej i mogą mnie z łatwością pokonać.
     Spoglądam na szafkę, w której ukryłam moje serum. Nie używałam go od czasu przybycia do siedziby Nieustraszonych. Może pierwsza walka to dobra sytuacja, by poczuć z powrotem beztroskę Serdecznych? Przy okazji pozbędę się strachu przed przeciwnikiem. Wzdycham, brakowało mi tego bycia w tym jakby innym świecie.
     Ruszam w stronę mebla i wyjmuję z niego te stare spodnie, w których ukryłam jedyną rzecz jaka pozostała mi po dawnej frakcji. Wyciągam jedną igłę i nakładam ją na strzykawkę. Następnie biorę jedną z czterech fiolek. Po tym użyciu zostaną mi już niestety tylko trzy. Mogłam zabrać ich więcej.
     Napełniam strzykawkę serum pokoju i przyglądam się jasnozielonemu płynowi. Wstrzyknąć to sobie teraz? Nie wiadomo ile potrwają walki, może przestać działać zanim przyjdzie moja kolej. Ale jak to zrobić przy wszystkich? Może wezmę dłuższe rękawy i dam radę tak jakoś pod ubraniem? Kręcę głową. To nie wygląda na dobry pomysł, ale innego w tej chwili nie mam.
     Przebieram bluzkę na taką z długimi i dość luźnymi rękawami. Następnie wsuwam skrzykawkę pod jeden z nich. Na szczęście nie widać wypuklenia.
     Zamykam szafkę, przy czym spoglądam na zegarek. Zbliża się koniec jedzenia, powinnam się już udać na salę treningową, więc pośpiesznie wychodzę z pokoju.

     Gdy wchodzę do sali, dostrzegam Marinę. Przystaję na chwilę i przecieram oczy, by sprawdzić czy aby nie mam przywidzeń.
     - Cztery ma do załatwienia ważne sprawy - odzywa się siostra Victorii. - Do końca pierwszego etapu zastąpię go w wykonywaniu obowiązków. Nazywam się Marina.
     Brak Cztery? W zasadzie nigdy nie sądziłam, że może nastąpić ta chwila, w której go nie będzie. Przyzwyczaiłam się już do jego instrukcji. Nie jestem pewna, czy tatuażystka będzie potrafiła go dobrze zastąpić.
     Za kobietą, na tablicy jest napisane zestawienie naszych imion. Trzeba byłoby w ogóle nie myśleć, by nie zorientować się, że oznaczają one naszych przeciwników. Szukam swojego imienia na tablicy, by sprawdzić z kim będę musiała się zmierzyć. W końcu natrafiam na ten magiczny napis. "Jake"?    Odruchowo spoglądam na chłopaka. Może i nie ma olbrzymich mięśni, ale z pewnością wygląda na najsilniejszego z nas wszystkich. Przełykam ślinę i chwytam dłonią to miejsce, w którym znajduje się teraz strzykawka. Spokojnie Mady, to ci pomoże.
     Pierwsi na liście są Tylor z Carlem. Moja walka jest dopiero trzecia.
     Chłopcy stają naprzeciwko siebie na arenie. Podnoszą ręcę, tak jak uczył nas Cztery, by się bronić i okrążają się nawzajem.
     Twarz Carla nie wygląda na jakoś specjalnie przerażoną. Wydaje się jakby chłopak analizował każdy najdrobniejszy krok swojego przeciwnika. Erudyta zapewne nie spodziewał się, że już w pierwszym pojedynku zmierzy się ze swoją największą niewiadomą.
     Ani on, ani Tylor nie ruszają do ataku. Czekają na ruch swojego przeciwnika, co wydaje się nieco nudne.
     - Zacznijcie w końcu, nie mamy całego dnia! - krzyczy siostra Victorii.
     Po chwili w progu staje Eric, który nie wydaje się być zbyt zadowolony. Obrzuca wzrokiem chłopaków i się krzywi.
     - To nie kraina Sztywniaków, nie ma tu przerw na drzemkę! - wrzeszczy, spoglądając na Tylora. Zdaje mi się, że Eric nie bardzo przepada za ludzmi z tej frakcji.
     Marina krzyżuje ręce na piersi i unosi brew. Ta obelga po części musi dotykać także jej, w końcu była kiedyś Altruistką.
     - Po co mam z nim walczyć? - pyta chłopak jakimś dziwnym głosem, który mi do niego nijak nie pasuje. - Od razu widać, że z nim wygram. To tak jakbym walczył z bezbronną dziewczynką.
     Carl najwidoczniej zdenerwował się na to porównanie, bo natychmiast podbiega do Tylora i uderza go z pięści w szczękę.
     Były Altruista odruchowo przykłada dłoń do miejsca uderzenia, przy czym wypluwa krew z jamy ustnej. Wydaje się przy tym lekko zamroczony. Następnie zlizuje resztki czerwonej posoki z zębów.   Aż mnie mdli od tego widoku.
     - Czuć od ciebie strachem aż na kilometr. - Odwracam się momentalnie, słysząc ten głos. Jake uśmiecha się do mnie łobuziarsko. - Nie martw się, postaram się nie zepsuć ci tej niewinnej buźki.
Spuszczam wzrok. Nie do końca wiem co na to odpowiedzieć. Nie przyzwyczaiłam się jeszcze do groźb, które są tu najwidoczniej na porządku dziennym.
     Tylor otrząsnął się ze stanu po uderzeniu, bo sam przyłożył Carlowi w twarz. Ten drugi niestety nie utrzymał równowagi i przewrócił się na podłogę. Altruista stanął nad nim i spojrzał na Marinę jakby chciał, by zakończyła pojedynek.
     - Walka kończy się dopiero, gdy jeden z was uzna się za pokonanego - wyjaśnia kobieta.
     - To stare zasady - oznajmia Eric, a Marina spogląda na niego ze zdziwieniem. - Od teraz pojedynek kończy się, gdy jeden z walczących nie da już rady walczyć.
     - Od kiedy panują te reguły?
     - Od teraz. - Kobieta mierzy się z nim wzrokiem. Po chwili odpuszcza. Ona, podobnie jak każdy tutaj wie, że to słowo przywódcy jest najważniejsze.
     Co znaczy niezdolność do walki według Erica? Połamanie kończyn? Utrata przytomności? Staram się nie trząść ze strachu, bo nie chce, by Jake to zauważył.
     Tylor cofa się o krok. Najwidoczniej nie chce kopać leżącego. Część Altruizmu jednak w nim pozostała. Choć w zasadzie cała ta walka przeczy regułą jego dawnej frakcji. Chyba jako Altruista powinien się podłożyć już na samym początku, prawda?
     Carl w tym czasie się podnosi i rusza na chłopaka, który podcina mu nogi i pcha na ziemię w taki sposób, że Erudyta uderza głową o podłogę i traci przytomność.
     Mrugam kilkakrotnie. Może powinnam się zacząć bać Tylora? Z taką łatwością pozbawił przeciwnika przytomności. Może naprawdę jest niebezpieczny? Z drugiej strony to tylko Carl, który raczej nie jest jakimś wielkim wyzwaniem.
     - Czy to się już liczy? - pyta Altruista, spoglądając na Erica. Twarz mężczyzny wygląda jak mieszanka zaskoczenia z zadowoleniem.
     - Podnieś go i wynieś - oznajmia przywódca, a chłopak spełnia jego polecenie, chwytając Erudytę za ramiona i zwlekając z areny.
     W tym czasie Marina zaznacza imię Tylora kółeczkiem, oznacza to zapewne zwycięstwo.
     - Druga Sztywniaczka na arenę - krzyczy po chwili Eric, spoglądają wprost na Victorię. - Walczysz z Sabiną.
     Trzymam kciuki za Vicky, by nie skończyła jak Carl. Wydaje się drobniejsza od Prawej, ale tak jak powiedział w pokoju Erudyta - jest straszna. Może sama Sabina tak naprawdę się jej boi? Mnie na jej miejscu ogarniałby strach. Nie jestem pewna do czego Victoria jest zdolna. Sądząc po Tylorze, Altruiści są nieprzewidywalni, a ona sama już od początku wydała mi się zaskakująca.
     Carl otwiera oczy, a tatuażystka pomaga mu wstać, podtrzymując go w pasie. Następnie wyprowadza go z sali. Po jej wyjściu czuję jeszcze większą panikę. Sami z Ericiem? Coś ściska mnie w żołądku. Czuję się jakby bariera stresu go oplotła i miażdżyła, nie mając zamiaru puścić.
Sabina wygina kark na wszystkie strony, aż ten zaczyna strzykać. Następnie powoli okrąża Altruistkę, która stoi w miejscu, uważnie obserwując przeciwniczkę.
     W końcu, gdy Prawa jest już nieco bliżej niej, rusza w jej kierunku i kopie ją w bok. Sabina upada na kolana, a Victoria natychmiast stara się uderzyć ją jeszcze raz, jednakże Prawa kładzie się na podłodze i podcina Altruistce nogi, przez co dziewczyna upada na tyłek.
     Obie po chwili wstają. Victoria już nie czeka tylko uderza, lekko zaskoczoną tym szybkim działaniem dziewczynę w klatkę piersiową. Krzywię się na ten widok. To musiało boleć.
     Dotykam miejsca ze strzykawką. Moja walka już za chwilę. Zaciskam mocno usta i odchodzę kawałek. Rozglądam się, by sprawdzić czy za mną nikogo nie ma, a następnie, za plecami wsuwam dłoń do rękawa. Szukam strzykawki. Gdy w końcu ją wymacuję i próbuję odchylić ją o taki kąt, by mu wstrzyknąć sobie serum.
     Jako, że nie widzę tego, co robię pozostaje mi tylko modlić się o to, by nie złamać igły, czy nie trafić w jakieś niepożądane miejsce.
     Zaciskam zęby i wkłuwam sobie igłę. Boli, ale chyba nic sobie nie uszkodziłam. Po chwili naciskam wieczko, by płyn wyciekł do mojego organizmu i wyciągam pośpiesznie przyrząd z mojej skóry.
     Nie pomyślałam o tym, co zrobić z igłą, po zrobieniu zastrzyku. Idę więc kilka kroków do tyłu. Majstruję przy strzykawce tak, by odczepić od niej tę kłującą część i nie uszkodzić się przy tym. Śpieszę się i popełniam głupie błędy. Boję się, lada chwila serum może zacząć działać.
     W końcu mi się udaje i pozostawiam igłę wbitą w dolny róg manekina. Bardzo prawdopodobne, że ktoś ją tam znajdzie, ale są małe szanse, że pomyśli iż należy ona właśnie do mnie. Może nawet zdołam ją jakoś zabrać po walce?
     Strzykawkę chowam do kieszeni spodni. Ona na szczęście mnie nie pokłuje.
     Wracam do poprzedniego miejsca i przyglądam się walce dziewczyn. Victoria ma zadrapany policzek, Sabina pewnie użyła swoich niebieskich paznokci. Chwila niebieskich? Czy one nie zmieniają kolorów? Teraz są zielone. A nie, to tylko te smugi, które wskazują ruch.
     Łabądek podnosi ręce, za którymi podąża różowo-zielony rozlazły kolor. Taki lekko pofalowany.  Próbuje chyba trafić w pięść tej drugiej dziewczyny, ale ona zdąża dotknąć ją z policzkiem długoszyjnej. Głowa łabądka odlatuje do tyłu. Jej szyja się ciągnie i ciągnie, i ciągnie.
     - Taka długa jak u żyrafy - mówię i podążam palcem, za zygzakiem, który zostawia dziewczyna.
Jakiś chłopak, stojący obok mnie... Nie! To szczeniaczek. Ten Zack. Ten słodziaczek. Patrzy się na mnie. Ma strasznie zdziwioną minę. Pewnie też nie myślał, że szyja łabądka jest tak długa.   Uśmiecham się do niego.
     - Łabądek może i jest taki maciupki, ale szyję ma taką dużą. - Próbuję pokazać rękami jej długość, ale i tak ta przestrzeń jest zbyt mała.
     Spoglądam z powrotem na dziewczyny. Biały ptaszek ma znów normalną szyję. Ciekawe jak ona ją wydłuża?
     Wyciągam głowę do przodu, by sprawdzić, czy też tak potrafię, ale niestety mi to nie wychodzi. Chyba nie jestem aż tak zdolna.
     - Mady, co ty robisz? - pyta ten drugi. Jak on się nazywał? On był jakoś tak na "T". Tak, na pewno był na "T". Takie duże, rozlazłe "T". Jak taki krzyż bez ostatniej części.
     Przyglądam mu się uważniej. Ma takie pokraczne oczy. Jedno ma duże i pomarańczowe, a drugie małe, zielone. Ale te oczy się jakby tak trochę przesuwają po linii tych smug, którymi się bawią dziewczyny.
     Ty? Ty? Tymon? Tymon! On był Tymon!
     - Sprawdzam, czy umiem wydłużyć szyję. Ale mi to nie wychodzi. - Robię smutną minę, ale po chwili się znów uśmiecham i przechylam głowę na bok. - A ty potrafisz?
     - Co? Nie. Skąd ci to przyszło do głowy? - pyta zdziwiony.
     To on nie widział szyi łabądka? Może jest niewidomy? W zasadzie z takimi oczami ciężko by było ujrzeć cokolwiek. Biedaczek.
     - Nie martw się, Tymon - mówię i przykładam sobie rękę do piersi. - Ja mogę być twoimi oczyma.
     - Że co? - Chłopak potrząsa głową. Wypada mu z włosów coś białego. Może ma łupież?   Powiedzieć mu to? Pewnie sam tego nigdy nie dostrzeże i nic z tym nie zrobi. Ale to byłoby takie niemiłe.
     Po chwili zauważam, że to nie łupież, to śnieg! I on nie spada z jego głowy, on spada z sufitu.   Może zamontowali takie śnieżne te takie. Jak to się nazywa? Takie coś i bum - pada śnieg.
     - Teraz pada śnieg - oznajmiam i wyciągam język, by złapać płatek. Zackuś patrzy na mnie dziwnie. Może u nich nigdy tak nie robili? On chyba nie jest stamtąd, skąd jestem ja, prawda? - Czemu nie łapiesz płatków?
     Zaczynam się śmiać, bo chłopak robi głupią minę. On wygląda tak strasznie słodziutko! Nawet z miną takiej kaczuszki. Taki śmieszny dzióbek na twarzy szczeniaczka.
     - Piłaś coś? - pyta po chwili. Piłam? Co ja piłam? Nawet herbaty nie piłam. A to dziwne, ja chyba zawsze piję herbatę. A może to był sok jabłkowy?
     Nagle zdaje sobie sprawę, że przecież brałam ten taki zielony płyn. Ale ja go nie wypiłam, czy on się liczy?
     - Nie, nie piłam. Ale ten taki zielony jak trawa był, taki płynny... - próbuję wyjaśnić.
     Chłopcy spoglądają po sobie. Krzyżuję ręce na piersi i tupię nogą. Oni nic nie rozumieją! Przecież każdy to wie. Każdy wie, co to ten zielony.
     - Co jej odbija? - pyta łabądek, patrząc na mnie, a chłopcy wzruszają ramionami. Wygląda to jak taki dziwny taniec.
     Uśmiecham się i macham do niej, a w tym czasie ta druga uderza ją w brzuch i dziewczyna leci do tyłu. Zastanawia mnie czemu nie rozwinie skrzydeł? Przecież mogłaby polecieć w górę. Hmm... Chciałabym umieć latać.
     Przyglądam się swoim rękom. Nie mają piór. Właściwie, dlaczego pióra latają? Są jak płatki śniegu? A śnieg lata? Nie śnieg spada. To dlaczego pióra latają?
     Łabądek i ta druga dziewczyna krzyżują co chwila ręce, zmieniając pozycje. Jakby próbowały się nawzajem zatrzymać. Nie znałam wcześniej tej gry, ale wygląda na zabawną. Zaczynam się śmiać i podskakiwać, przez co zwracam uwagę mężczyzny w kolczykami na twarzy.
     O! Ile on ich ma?! Dotykam rękami miejsca na swojej twarzy. Ma kolczyk w uszach, i w nosie, i w policzkach, i w wardze, taki metalowy człowiek. Człowiek z metalu. Może w środku też jest metalowy? Metalowy żołądek, metalowe serce.
     Spoglądam z powrotem na ring. Ta dziewczyna z ciemnymi włosami musiała być mocno zmęczona, bo leci na podłogę i zasypia. Ciekawe co się jej śni? Sny są ciekawe, możesz mieć w nich jakąś moc albo biegać nago po łące. Kiedyś śnił mi się tak Manu, wtedy naprawdę żałowałam, że nie potrafię się obudzić na zawołanie.
     Metalowy człowiek woła moje imię. Skąd on je zna? Może jest wszechwiedzący? Ale wtedy by wiedział, że z metalem trudniej utrzymać się w wodzie. A może on wcale tam nie jest? Choć wygląda jakby pływał, tak swobodnie i powoli rusza rękoma. Ale dlaczego woda jest tylko tam, gdzie on? Jest w jakimś akwarium? Może ma płetwy i musi tam być?
     Tymon wypycha mnie na tą śmieszną scenę, a na przeciwko mnie staje jakiś chłopak. Z wyglądu nie jest najbrzydszy, ale jest jakiś dziwny. Ma ciemne, nierówne włosy. Przypominają mi trochę pola w siedzibie Serdecznych. Jedna kukurydza jest długa, a druga niewyrośnięta. Ale w zasadzie tych małych w całym polu nikt nie zauważa.
     Ciemnowłosy stoi spokojnie, zupełnie tak, jakby na coś czekał. On przygląda się mi, a ja jemu. Nie wiem, co to ma znaczyć? Może to jakiś żart?
     Zaczynam się śmiać, a on spogląda na mnie ze zdziwieniem. Chyba nie ma poczucia humoru. Taki ponurak. Strasznie ponury. To chyba jednak nie kawał.
     Może to randka? Ale kto by mnie dopasował z takim smutasem? Na dodatek chyba nie jest zbyt miły. Powinien zjeść trochę chleba Serdecznych, może wtedy by się uśmiechnął.
     - Możecie przestać z tym staniem na początku rundy? - pyta metalowy człowiek. Wygląda na zdenerwowanego. Ciekawe co go tak stresuje?
     Rozglądam się dookoła. Wszyscy mają tu takie miny. Oni wszyscy powinni zjeść chleb. Jak można być takim smutnym? Marnują sobie tylko życie.
     Ponurak rusza w moją stronę. Co on chce zrobić? Może zatańczyć? Ale przecież nie ma żadnej muzyki.
     Chłopak wyciąga rękę w moją stronę, więc ją łapię i obracam go wokół jego własnej osi. Po chwili otwiera oczy tak szeroko, że zaraz zapełnią mu całą twarz. Wygląda teraz trochę jak żaba. Uśmiecham się do niego najładniej jak potrafię, ale nawet to nie pomaga. Nadal ma wykrzywioną twarz.
     Ciemnowłosy uderza mnie w brzuch. Tym razem to ja otwieram szerzej oczy. Za takie zachowanie już powinni go stąd zabrać i dać mu to zielone, płynne.
     Nawet nie zauważam kiedy leżę na podłodze. Jest przyjemnie chłodna, ale z innych miejsc dosięga mnie piekące gorąco. Ponurak raz po raz uderza mnie w plecy, a ja nawet nie wiem co mu takiego zrobiłam. Czemu on mnie nie lubi? Przecież jestem wesoła. Może dlatego, że jest wiecznie smutny?
     Łapię go za nogę i ściągam mu but. Chcę go wyrzucić gdzieś hen daleko, ale trafiam go w twarz, przez co chłopak łapie się za nos. Chyba cieknie mu z niego krew. Czuję się okropnie, gdy ona się sączy. Nie powinnam krzywdzić ludzi. To podłe! Próbuję go przeprosić, ale on kopie mnie w twarz, przez co uderzam głową o podłogę i oczy same mi się zamykają.



~***~


BRAK WENY.
Tyle czekania i dostajecie takie coś. No i to jeszcze dzisiaj tylko dzięki Abigail, która mnie z tym popędzała jak mogła.
Ale co tam druga w nocy. Wszak nie mam już siły na błędy, więc za nie serdecznie przepraszam. Jak coś się mocno rzuca w oczy to piszcie, bardzo dziękuję za wszelkie poprawy.
Muszę spróbować złapać moją nową betę, bo ostatnio coś mi to nie wychodzi. XD
Obiecuję nadrobić zaległości i skomentować wasze blogi!

PS. Abby przepraszam, że nie weszłam. Jutro z rana mnie na pewno nie będzie, bo jestem umówiona na basen
Przy okazji tak oficjalnie na blogu, gratuluję ci wygrania konkursu.
PS2. Dodałabym jakieś rysunki z lekcji, których zdjęcia zalegają mi na telefonie, ale nie chce mi się o tej porze przegrywać. Wybaczcie, ale leniem jestem strasznym.
PS3. Jak tam mijają wam wakacje?

11 maja 2014

Rozdział Specjalny

      Chłopak o krótkich, ciemnych włosach spogląda w okno od dobrych piętnastu minut. Odbija się przy tym w szybie, dlatego może patrzeć prosto w swoje oczy, które zdają się być dziwnie puste. Wydaje się jakby nie interesowało go nic z zewnętrznego świata i tylko myśli, przeplatające się w jego głowie miały w tej chwili jakiekolwiek znaczenie. Zapewne nawet gdyby wybuchnął pożar spostrzegłby się, że takie coś ma miejsce dopiero, gdy poczułby płomienie na własnej skórze.
      Ciszę panującą w pomieszczeniu przerywają tylko raz po raz głębokie i spokojne oddechy chłopaka. Pokój tworzy wrażenie oazy spokoju, którą naprawdę ciężko czasem znaleźć w tym zwariowanym świecie.
      W pewnym momencie drzwi zaczynają skrzypieć, a razem z odgłosem kroków do środka wchodzi blondynka z włosami upiętymi w kok i okularami w niebieskich obwódkach, jak przystało na Erudytów. Dźwięki jednak nie docierają do świadomości chłopaka, więc nawet nie zauważa, gdy dziewczyna staje tuż za nim. Dopiero, kiedy nachyla się nad jego uchem i dość głośno wypowiada słowa „Hej, Josh” ciemnowłosy odskakuje. Po chwili przykłada dłoń do miejsca, pod którym znajduje się serce i uspokaja oddech.
    - Czy moja Serdeczna koleżanka musi być taka wesoła? - Josh kręci głową z uśmiechem. - Kiedyś doprowadzi mnie to do zawału.
     - Przesadzasz. - Dziewczyna macha ręką. - A czy mój Prawy kolega może mi szczerze odpowiedzieć na jedno pytanie?
      - Zależy od pytania. - Chłopak opiera się o parapet. - Nie jestem już w Prawości, co oznacza, że nie muszę już odpowiadać na wszystko, co jest skierowane w moją stronę.
     - Ale jesteśmy w Erudycji. A ja, jako przyszła Erudytka jestem bardzo ciekawska, więc łaskawie powiedz mi co było, aż tak interesujące, by nie reagować na żadne zewnętrzne czynniki? - Uśmiecha się i krzyżuje ręce na piersi. Jej bystre oczy wyglądają tak, jakby chciały poznać odpowiedź, dzięki samemu patrzeniu się na tego, kto ją skrywa.
     - Zewnętrzne czynniki? - Josh unosi brew do góry. - Przestałaś już robić tak? - Szturcha dziewczynę łokciem w bok. - O czym myślisz? No powiedz. Widzę, że to ciekawe. Powiedz, proszę!
      - Bardzo zabawne. - Blondynka przewraca oczami. - Przecież wiesz, że zachowania innych w pewien sposób oddziałują na nas samych, a tu panują inne reguły niż w Serdeczności, więc to chyba nie dziwne, że przestałam robić pewne... rzeczy.
     - Wiem, że wpływają. Byłem nawet obiektem badań. Ostatnio poznałem Serdeczną na szkolnym korytarzu i po raz pierwszy poczułem ogarniającą radość, ale taką prawdziwą. No i zacząłem mieć ochotę być życzliwy dla innych. A teraz poznałem ciebie, kolejną Serdeczną i... no w sumie przeszła mi ta ochota, chyba moje badania jednak się nie powiodły. - Chłopak obrywa z pięści w ramię i zaczyna masować obolałe miejsce. - Mindy, dziewczyno, wiesz jakie szkody możesz uczynić z tak ogromną siłą? Prawie coś poczułem!
    - Śmieszne. - Jego koleżanka po raz kolejny przewraca oczami, ale po chwili się uśmiecha. - Chęć życzliwości raczej ci przeszła, ponieważ Erudyci w zasadzie nie są zbyt empatyczni. Przynajmniej uważam, że to dlatego. A jeśli chodzi o tę Serdeczną, wiesz może jak ma na imię? Znałam w mojej frakcji dużo osób.
     - Imię? Dziewczyno, ja pamiętam nawet jak ma na nazwisko. W zasadzie dlatego, że akurat rzuciło mi się to, gdy ją wyczytywali na ceremonii. Choć twoje nazwisko nadal nie dociera do mojej świadomości i sądzę, że nie jest tak dźwięczne. Fraiser? Jak można się tak w ogóle nazywać? - Pstryka palcami. - A jednak pamiętam to nazwisko. To ciekawe, bo akurat nie próbowałem go sobie przypomnieć, a zawsze, gdy próbuję – nie pamiętam. Może to coś w mózgu odpowiada za to, w końcu teraz powiedziałem to z podświadomości, a nie świadomości i...
      - Josh! - krzyczy Mindy. - Przestań. Miałeś odpowiedzieć na pytanie.
      - Madeleine Windsor.
      Dziewczyna zaczyna szybciej mrugać.
      - Co? - Po chwili z jej twarzy znika zdziwienie. Teraz wygląda jakby dostała olśnienia. - To ty podszedłeś do niej, po jej tańcu. Tak myślałam, że cię skądś kojarzę.
      - Znasz ją? W zasadzie pamiętam, że machałaś komuś, kto wybrał Nieustraszoność, ale nie pomyślałem wtedy, że z twojej frakcji tylko ona tam przeszła. - Chłopak zamyśla się na chwilę. - Ale sądząc po twoim zdziwieniu, gdy wypowiedziałem jej imię to znałaś ją dość dobrze.
     - Znałam – przyznaje dziewczyna. - Ona i Jessica to moje najlepsze przyjaciółki. Zastanawia mnie więc, dlaczego nie wspomniała mi o tobie?
      - A o czym tu wspominać? - Josh wzrusza ramionami. - Rozmawialiśmy ze sobą dwa razy. Poza tym skoro widziałaś, że rozmawia z jakimś chłopakiem, mogłaś o niego zapytać.
    - Nie jestem wścibska. - Chłopak zaczyna się śmiać. - Naprawdę zabawne, Josh. Naprawdę.
     - Nie przypuszczałem, że Serdeczni mogą być aż tacy ponurzy. Na pewno nie byłaś Altruistką? - Dziewczyna unosi brew do góry. - Wiesz, że zachowujesz się jakbyś była zazdrosna?
     - Ja?! - oburza się Mindy, przy czym zaciska dłonie w pięści. Momentalnie na jej policzki wkrada się czerwień. - Niby o co?
     - No właśnie, nie wiem. Może o to, że jestem od ciebie zabawniejszy? Albo o to, że Mady ostatni czas w szkole spędzała ze mną, a nie z tobą? Albo może o coś zupełnie innego. - Ciemnowłosy się uśmiecha, przybliżając przy tym twarz do blondynki. Dzielą ich teraz tylko centymetry.
 
      Dawna Serdeczna czuje uderzenie gorąca, przepływające przez jej ciało. Jej serce  zaczyna szybciej pracować. Wybija charakterystyczny rytm, który rozpływa się po całym ciele. Pulsacje odczuwa nawet na szyi, przez co dziwnie jej się łapie oddech.
       Tę chwilę przerywają hałasy dobiegające spod okna. Josh i Mindy wyglądają przez nie, by zobaczyć kto za nie odpowiada. Gdy tylko dziewczyna dostrzega nowicjuszy urodzonych w Erudycji, szybko kryje się w głębi pokoju. Chłopcy jednak ją dostrzegają.
       - Mindy! Chodź do nas! Badamy właśnie zachowanie żuków, gdy razi się je laserem – zaczynają ją nawoływać.
    - Ilu ty masz tych zalotników? Zachowują się jakby nie widzieli nigdy ładnej dziewczyny. W zasadzie większość Erudytek nie jest jakaś wybitna, ale bez przesady. - Prawy przygląda się Erudytom, którzy wyglądają w jego oczach jak mrówki, które za wszelką cenę pragną pochwalić się swoimi osiągnięciami przed ich królową.
        - Uważasz mnie za ładną? - Dziewczyna się uśmiecha i poprawia swoje okulary.
       - Musiałbym być głupi albo ślepy, żeby twierdzić inaczej. - Wzrusza ramionami. - A nie jestem ani taki, ani taki.
       - I sądzisz, że chodzą za mną krok w krok, bo uważają mnie za ładną? - ciągnie dalej. A jej rozmówca obrzuca ją wzrokiem od góry do dołu.
     - Nie martw się, mądra też jesteś, jeśli o to ci teraz chodzi. W zasadzie to wpasowujesz się teraz w ich ideał grzecznej dziewczynki. Zauważyłaś, że wszystkie Erudytki są spokojne i ułożone? No i ty też zaczęłaś taka być. - Josh kładzie Mindy dłonie na ramionach i obraca ją w stronę lustra.
        Dziewczyna przygląda się swojemu odbiciu, które już nie przypomina dawnej jej. W Serdeczności zawsze miała rozpuszczone włosy i delikatny makijaż, podkreślający rysy jej twarzy. Tu jej buźkę ozdabiają jedynie okulary. Ubrania też nie są już tak ozdobne. W Erudycji zaczęła nosić bardziej praktyczne ciuchy.
        - Po co wybrałeś Erudycję, skoro najwyraźniej nie cierpisz ułożonych i spokojnych ludzi? - Mindy zaciska dłonie w pięści i spogląda na swojego kolegę. Pragnie skupić swe myśli na czymś innym niż jej własna zmiana, która najwyraźniej zaczyna ją przytłaczać.
      - W zasadzie to nie cierpię rutyny. Nie trzeba się całkowicie wpasowywać w zachowanie swojej frakcji, można być przecież choć trochę zabawnym, co nie? Poza tym pasuję tu, ponieważ jestem ciekawy świata. No i oczywiście jestem też diabelnie inteligentny. - Chłopak obnaża swoje białe zęby w uśmiechu.
       - A także przeraźliwie skromny. - Śmieje się dziewczyna. - Czyli uważasz, że nie dają mi spokoju, ponieważ wydaję się być taka grzeczna i ułożona?
        - Nie sądzę by był to jedyny powód, ale z pewnością budzisz tym u nich poczucie takiego bezpieczeństwa. W sensie uważam, że większość Erudytów woli to, co dobrze znane i pewne niż to, co wiąże się z ryzykiem. To takie... bardziej logiczne – próbuje wytłumaczyć Josh.
Mindy rozpuszcza włosy i zarzuca nimi. Następnie zdejmuje okulary, co wzbudza zdziwienie u chłopaka.
      - W takim razie pokażę im, że jestem nieprzewidywalna – mówi, a jej kolega
uśmiecha się po raz kolejny.
       - To może wyjdź przez okno, wtedy na pewno się zdziwią. - Josh krzyżuje ręce na piersi i uważniej obserwuje koleżankę.
       Serdeczna spogląda z przerażeniem w oczach na wskazane przez chłopaka wyjście.
      - To już jest radykalny krok. Gdybym była chętna do takich rzeczy, przeszłabym razem z Mady do Nieustraszoności. - Mindy rozpina sweter i ściąga go ze swych ramion. Zostaje w ten sposób w bluzce na krótki rękaw, która podkreśla jej figurę.
       - Ta dziewczyna wydaje mi się coraz bardziej interesująca. Opowiedz mi o niej coś więcej. - Chłopak obrywa ze swetra po głowie i wydaje z siebie syk bólu. - Z czego oni robią te guziki? Z wanadu?
       - Nie sądzę, by marnowali ten metal na guziki do swetra. Chyba, że miałby posłużyć Nieustraszonym do walki. - Dziewczyna kładzie sobie palce na brodzie. - W zasadzie to ciekawy pomysł.
     - Mindy. - Prawy przykłada sobie dłoń do miejsca uderzenia tak, jakby chciał zatrzymać rozprzestrzeniający się ból. - Ty na pewno pochodzisz z tej frakcji, która wyrzeka się agresji?
Serdeczna uśmiecha się promiennie.
      - Pochodzę, dlatego muszę nadrobić te wszystkie lata, gdy powstrzymywałam się od... ulżenia sobie? - Wzdycha na wspomnienie dawnej frakcji. - Jesteś najwidoczniej najlepszym przykładem osoby, której każdy chciałby przyłożyć.
     - Jeśli uważasz, że twoje myślenie jest tak mało oryginalne, iż każdy uważa podobnie to mogę się zgodzić. - Josh wzrusza ramionami, a Mindy otwiera usta by coś powiedzieć, jednak jej się to nie udaje, bo jej kolega postanawia zmienić temat. - Czyli mam rozumieć, że Mady jako nowa Nieustraszona, która porzuciła Serdeczność przyłożyłaby mi dwa razy mocniej? W zasadzie nie wydawała się taka. Zwariowana może i tak, ale bardziej delikatna niż ty.
       Chłopak po raz kolejny dostaje ze swetra. Tym razem w nogi.
      - Co ci nagle odbija?! Temat Mady jest jakiś zakazany? Zrobiła ci coś złego? Czy serio jesteś o nią zazdrosna, bo już przestaję cię rozumieć.
     - A jednak pan wszechwiedzący wszystkiego nie wie? - Mindy krzyżuje ręce na piersi, a następnie wzdycha. - Po prostu mam wrażenie, że mówisz o mojej przyjaciółce jak o jakimś eksperymencie. Mady nie jest obiektem badań.
      Serdeczna przygryza wargę. Sama nie jest do końca przekonana, czy jest to jedyny powód jej wybuchów.
     - Za kogo ty mnie masz? - Tym razem to Josh zaciska ręce w pięści. Wbija sobie paznokcie w dłoń z taką siłą, jakby chciał powstrzymać się przed oddaniem ciosu dziewczynie.
     - Za Erudytę. - Blondynka wzdycha po raz kolejny. Patrzy jeszcze przez chwilę na zaskoczonego kolegę, a potem wychodzi z pokoju.

        - Eric! - woła radośnie Jeanine, przywódczyni Erudycji.
       Kobieta pośpiesznie schodzi ze schodów, by przywitać się ze swoim znajomym. Na twarzy młodego mężczyzny maluje się coś na podobieństwo uśmiechu.
        - Jak idą nasze sprawy w Nieustraszoności?
       - Coraz lepiej. Myślę, że moglibyśmy już na zakończenie nowicjatu rozpocząć atak – oznajmia Nieustraszony. Kobieta chwyta go pod ramię i ciągnie wzdłuż korytarza.
       - Przejdźmy się. - Erudytka rozgląda się uważanie na boki, by sprawdzić czy aby nikt nie spaceruje teraz po tym piętrze. Nikogo jednak nie dostrzega. - Mój drogi, pośpiech sprawia, że plany stają się niedokładne. Łatwo można je wtedy zniweczyć.
       - Ile ty chcesz jeszcze czekać? Nie uważasz, że Altruiści... - zaczyna Eric, jednak Jeanine ucisza go uniesieniem dłoni.
      - Altruiści nie śpieszą się aż nadto z tą decyzją. To daje nam czas. Uważam, że można spokojnie poczekać jeszcze jeden rok. - Kobieta przygląda się uważnie twarzy swojego rozmówcy.
      Spodziewa się zobaczyć na niej wściekłość. Zamiast tego widzi jednak zmęczenie połączone z udręczeniem.
      - Nawet nie zdajesz sobie sprawy jak trudno jest mi wytrzymać w cieniu Cztery. Zawsze taki idealny, najlepszy. Wszechwiedzący i potrafiący niesamowicie strzelać. A to ja jestem przywódcą, nie on. Zachowuje się jakby wszystko, co robi było jedynym słusznym i poprawnym zachowaniem, a w rzeczywistości jest zwykłym idiotą. - Na twarz mężczyzny wkrada się czerwień. - Czekam tylko, żeby mu pokazać jaki jest bezsilny wobec mnie.
     - Gdy tylko przyjdzie czas, Cztery stanie się dla ciebie zwykłą zabawką. Nie powinieneś się nim tak przejmować – oznajmia Jeanine. - Na razie spisujesz się znakomicie, nie pozwól, by jedna osoba popsuła to wszystko.
       - Ale zrozum. Nie chcę przeżywać kolejnego roku z tym czymś w jednej frakcji. Chcę by cierpiał już teraz. Nie możemy od razu przerzucić serum do...
     - Spokojnie – przerywa mu Erudytka. - Na razie trzeba zająć się Niezgodnymi. Ostatnio odkryliśmy jednego w Prawości. Podczas trwania przesłuchania, przy użyciu serum prawdy wyjawił swoją tajemnicę.
      - Co z nim zrobiłaś? - Eric zaczyna interesować się wywodem swojej znajomej. Nienawiść na chwilę opuszcza jego ciało, by zrobić miejsce dla ciekawości.
       - Wykradliśmy go do testów, a reszta niech pozostanie utajniona – odpowiada tajemniczo kobieta.
    Mężczyzna zatrzymuje na chwilę proces oddychania. Trawi słowa, które wypowiedziała jego rozmówczyni, a następnie próbuje o coś jeszcze zapytać, jednak ona kładzie mu dłoń na ustach.
        - Zaczekaj.
      Zza rogu słychać kłótnię. Jeanine i Eric przybierają swobodne pozycje i czekają na przejście osób, które przeszkodziły im w spokojnej rozmowie.
      - Przeszłaś do Erudycji i nagle narzekasz na wszystkich Erudytów! - krzyczy jakiś chłopak.
      - Bo jesteście aroganccy i traktujecie człowieka jak nic! - odwrzaskuje dziewczyna.
      - To po co przyszłaś do takiej frakcji?!
      - Bo nie wiedziałam, że tacy jesteście dopóki nie poznałam ciebie!
      - Ja nawet nie jestem prawdziwym Erudytą!
    Parka kłócących się nowicjuszy wychodzi zza rogu. Spoglądają z przerażeniem na przywódczynię ich frakcji. W ich spojrzeniu można dostrzec także zmieszanie. Żadne z nich nie ma pojęcia, co należałoby powiedzieć w takiej chwili.
    - Nie jesteś prawdziwym Erudytą, chłopcze? - interesuje się kobieta. - Mógłbyś powiedzieć dokładniej co to znaczy?
     - To nic nie znaczy. - Chłopak spogląda na bok. - Po prostu zdenerwowałem się na moją koleżankę i jakoś tak mi się powiedziało.
   - Jakoś tak się powiedziało? Możesz mi w takim razie powiedzieć jaki był wynik twojego testu? - Jeanine drąży dalej temat, przy czym spogląda na chłopaka z podejrzliwością. Ostatnimi czasy jest bardziej ostrożna, nawet jeśli chodzi o ludzi z jej własnej frakcji.
     - Wyniki są ściśle tajne. - Ciemnowłosy spogląda prosto w oczy Erudytki, które zdają się przewiercać go na wylot.
     - Mów zaraz, bo... - Eric wyciąga pięść i rusza w stronę chłopaka, ale kobieta go  zatrzymuje.
      - Mogę z łatwością sprawdzić jaki był twój wynik – mówi. Następnie unosi brew do góry. - O ile nie był wyjątkowy.
       - Wyjątkowy? - Nowicjusz robi głupią minę.
       - Spytam wprost. Jesteś Niezgodny, czy nie? - Jeanine krzyżuje ręce na piersi.
     - Niezgodni nie istnieją. - Chłopak odpowiada od razu, przywódczyni jednak nie bardzo  wierzy w jego niewiedzę.
      - W takim razie, co innego może oznaczać to, że nie jesteś prawdziwym Erudytą? Jaka frakcja ci wyszła?
       Nowicjusz widząc, że kobieta nie zamierza ustąpić wzdycha.
      - Serdeczność – mówi, a jego koleżanka spogląda na niego ze zdumieniem. - Ale ja  wiem, że tam nie pasuję. Po prostu boję się wilków od czasu, gdy przeczytałem idiotyczną książkę o wilkołakach w dzieciństwie. A ten pies mi go przypominał, dlatego nie mogłem myśleć logicznie. Za bardzo się bałem. W rzeczywistości jednak wiem, że jestem Erudytą.
      Eric parska śmiechem, a druga nowicjuszka nie może się otrząsnąć z szoku. Jeanine przygląda się jeszcze chwilę chłopakowi i analizuje dokładnie to, co przed chwilą powiedział.
      - Dobrze. Josheph, tak? - pyta, a chłopak przytakuje. - Nie przejmuj się tak wynikiem testu. Jak widać są okoliczności, w których może się mylić. Twoje dotychczasowe osiągnięcia świadczą o tym, że jesteś inteligentny. Prawdopodobieństwo, że przejdziesz nowicjat jest, więc całkiem duże.
        Chłopak uśmiecha się od ucha do ucha. Kobieta kładzie mu ręce na ramiona.
      - Strachem też nie powinieneś się przejmować. Nawet Nieustraszeni czegoś się boją, prawda Ericu? - Spogląda w tył z wyrzutem. Mężczyzna natychmiast robi poważną minę.
       - Zgadza się, jednak nie sądzę, by twój nowy nabytek miał szansę dostać się do naszej frakcji. My stawiamy czoło swoim lękom.
      - Ale on nie chce dostać się do waszej frakcji. - Jeanine przenosi wzrok na dziewczynę. - Jesteś Mindy, prawda? Wydaje mi się, że jesteś dobrą kandydatką na Erudytkę. Może twój ubiór o tym nie świadczy... - obrzuca dziewczynę wzrokiem od góry do dołu. - Ale to nie on jest najważniejszy. Możesz od nas odejść jeśli chcesz, ale sądzę, by spodobało ci się u Bezfrakcyjnych.
       - Ja nie chcę stąd odejść. - Mindy chwyta się za przedramię i spuszcza wzrok. - I nie uważam, że wszyscy Erudyci są aroganccy. Po prostu zdenerwowałam się na Josha – dodaje i wzrusza ramionami.
      - W porządku, rozumiem. Złość sprawia, że mówimy różne rzeczy – odpowiada kobieta. Blondynka podnosi wzrok i spogląda prosto na nią. - Proszę was, abyście nikomu nie mówili o naszej rozmowie.
     - Niezgodni istnieją naprawdę? - dopytuje dziewczyna. Od razu skojarzyła o czym dokładnie mają nie mówić.
       - Istnieją, ale są naprawdę niebezpieczni. Staramy się o nich nie mówić, by nie siać paniki.
       - Wyłapujecie ich? - pyta Mindy, a Jeanine skina głową. - To dobrze.
      - Dobrze? - oburza się Josh. - Umieszczacie kogoś w więzieniu tylko dlatego, że jest potencjalnie niebezpieczny? - Marszczy brwi i spogląda wprost na przywódczynię, czekając na jej reakcję.
     - Lepiej zapobiegać niż leczyć – oznajmia kobieta. Przenosi wzrok na Erica, który wystukuje nogą jakiś rytm, jest już widocznie zniecierpliwiony. - Wybaczcie, ale musicie już iść. Muszę omówić z moim przyjacielem kilka spraw.
      Nowicjusze patrzą po sobie, a następnie odwracają się i odchodzą w milczeniu tą samą drogą, którą przyszli.
     - Muszę mieć oko na tego chłopaka – stwierdza Jeanine, odprowadzając Josha wzrokiem. Nieustraszony krzyżuje ręce na piersi.
    - Następnym razem, by uniknąć takich sytuacji porozmawiamy po prostu u ciebie w gabinecie – oznajmia Eric.


~***~ 
No i dołączam do grupki rozdziałów specjalnych. :D Choć mój to pewnie nawet nie dociąga do reszty poziomem.
Czytałam ostatnio "Wierną". Nie wiem, czy czytaliście, ale mnie to zakończenie wkurzyło. Ostatnia część powinna być trochę lepsza. ;) Choć muszę przyznać, że epilog był świetny. Następnego dnia byłam w kinie na "Niezgodnej". Tak, wiem, że szybko u mnie puścili. Film bardzo mi się podobał, więc mogę polecić. :D
PS. Przepraszam za błędy, ale beta jest zajęta, a ja chciałam już to dodać. ^^

21 kwietnia 2014

Rozdział IX

       Dziewczyna, która znajduje się w studiu tatuażu ma pełno rysunków na ciele.  Jej ręce wyglądają jak rękawy bluzki, która ma niezliczoną ilość wzorków, a za uchem ma namalowaną wielką literę „B”. Nawet na jej odkrytych plecach rozpościera się wielki znak. Boję się myśleć co ma wytatuowane z przodu.
       Po chwili brunetka obraca się ku nam. Od razu rzuca mi się w oczy kawałek tatuażu wystający z jej dekoltu. Natychmiast przenoszę wzrok, skupiając się na jej twarzy. Ma na niej dwa kolczyki, a jej oczy są mocno podkreślone czarną kredką.
       - Proszę, proszę, kogo ja tu widzę - mówi ciemnowłosa, unosząc przy tym brew.
     - O, a jednak mnie jeszcze pamiętasz - odpowiada Victoria. Otwieram szerzej oczy. To, że zna jakiegoś pracownika z Nieustraszonych to ostatnie czego bym się w tej chwili spodziewała.
      - Ciężko byłoby zapomnieć. - Dziewczyna przenosi wzrok na mnie, a potem znowu spogląda na Altruistkę. - Może nas sobie przedstawisz?
       - Marina poznaj Mady. Mady to jest Marina - odpowiada szybko Victoria.
       Próbuję coś powiedzieć, ale dziewczyna mnie wyprzedza.
       - Mady? Ta od krzesła?
    Wznoszę oczy ku niebu, a Altruistka śmieje się pod nosem. Ciekawe, kiedy przestanę być utożsamiana z tymi meblami?
       - To było odruchowe działanie - oznajmiam.
      - Chciałabym mieć taki odruch. - Marina zabiera z kozetki książkę, w której znajdują się wzory tatuaży. - Co was tu sprowadza? Może chcecie jakiś tatuaż? - dodaje, próbując wręczyć mi album.
       - Możesz wytatuować Mady krzesło na przedramieniu. - Śmieje się Victoria.
       Unoszę brew do góry, a ona tylko się do mnie uśmiecha, obnażając swoje białe zęby.
     - Tak poważnie to potrzebujemy jakiejś farby.  - Dziewczyna spogląda w kierunku czarnych pojemniczków, w których prawdopodobnie znajduje się to, czego potrzebujemy. - Myślę, że różowa będzie w sam raz.
       - Farby? Nie mogę jej wam dać. Jest mi tu potrzebna. - Marina kieruje się w stronę biurka.
     Przeczuwam, że w tej frakcji dostanie jakiejkolwiek farby graniczy z cudem. W Serdeczności dostałabym ją od ręki. W moim dawnym domu często coś malowaliśmy i nikt się nie dziwił, że ktoś jej potrzebuje. W Nieustraszoności jednak nic nie jest proste.
      - Siostra, nie bądź taka! - Victoria idzie za dziewczyną. Otwieram szerzej oczy. Siostra? - Ja tu chcę zrobić numer pannie, która lata za Imbrykiem.
       - Za kim? - Stoję zaskoczona. Nie dość, że jej siostra to jeszcze jakiś imbryk. Mój umysł zatrząsł się niczym śnieżna kula, gdy pada w niej śnieg.
       Victoria odwraca się do mnie i uśmiecha drwiąco.
       - Ericiem.
      - Imbryk... - Dziewczyna, którą ciemnowłosa nazwała siostrą odkłada album i sięga po kalendarz. - No tak, czasami bywa pusty jak imbryk. Trafiłaś w dziesiątkę!
       Twarz Altruistki przybiera zwycięską minę.
       - To jak z tą farbą?
      - Chyba nic się nie stanie, jeśli ubędzie mi trochę różowej. - Marina wzrusza ramionami, po czym zabiera jeden z pojemniczków i podaje go swojej siostrze. - Masz i nawet nie próbuj marudzić, że nic dla ciebie nie robię.
       - Jasne, jasne - dodaje, machając mi ręką. - Mady, idziemy!
     Ruszam za nią, przy okazji przyglądając się temu, co robi jej siostra. Dziewczyna jest zajęta rysowaniem jakiegoś nowego wzoru i nie zwraca już na nas najmniejszej uwagi.
      Po wyjściu ze studia ciemnowłosa otwiera pojemniczek, by przyjrzeć się jaki odcień różu skrywa. Barwa jest bardzo intensywna i z pewnością będzie się rzucała w oczy z daleka.
      - Już widzę jak Kim wygląda w tym kolorze. - Dziewczyna uśmiecha się po raz kolejny tego dnia.
     Muszę przyznać, że robi to w tej chwili nawet częściej niż Josh, który chyba przebił w tym wszystkich Serdecznych.
      - Mam pytanie - mówię, a Victoria natychmiast spogląda na mnie. - Marina to na serio twoja siostra?
      - No tak - oznajmia, przy czym zakręca pokrywę pojemniczka. - Przeszła do Nieustraszoności dwa lata temu.
       Zastanawia mnie to, czy w Altruizmie naprawdę jest aż tak źle, że wszyscy chcą stamtąd odejść. W prawdzie jest ponury, no i mdły, i wszystko jest tam takie samo, pewnie też nie ma tam żadnych zabaw i rozrywek. No tak, Altruizm na pewno nie jest frakcją dla mnie i zapewne wielu innych. Choć niektórzy się tam odnajdują.
    - Dlatego wybrałaś tę frakcję? - pytam. Nigdy nie miałam rodzeństwa, więc nie wiem czy przeszłabym w dane miejsce tylko z tego powodu.
      - Nie. Choć nie będę ukrywać, że od tego momentu, gdy Marina tu przeszła zdałam sobie sprawę, że Nieustraszoność jest ciekawą frakcją. Jest bardziej interesująca niż wszystkie inne razem wzięte - odpowiada, po czym rusza do przodu.
     Dochodzę do niej i zrównuję z nią krok. W zasadzie zachowujemy się teraz jak koleżanki. To dziwne, zważając na to, że rano na pewno nimi nie byłyśmy. Nie wiem jakie mają zwyczaje zaprzyjaźniania się w Altruizmie czy Nieustraszoności, ale w Serdeczności wydaje się to łatwiejsze.
     - A ty? Dlaczego akurat ta frakcja? Trochę jesteś...  - zaczyna dziewczyna. Przygryza wargę i obrzuca mnie wzrokiem od góry do dołu. - Nietypowa jak na Nieustraszoną.
       - Nie wiem. - Wzruszam ramionami. - Tak jakoś poczułam, że to ma być to.
       Victoria uśmiecha się przez krótki moment.
       - Oby twoje przeczucie było słuszne.

       W naszym pokoju, o dziwo, jeszcze nikogo nie ma. Pewnie nadal piją albo śpią gdzieś po kątach - jak Tylor. Postanowiłyśmy, że to Victoria stanie na czatach, "gdy ja zajmę się resztą". Z pewnością lepiej jej pójdzie z pijanymi ludźmi, niżeli mi.
      Dochodzę do półki z akcesoriami do mycia. Nie trudno jest odgadnąć, który szampon użyje Kimberly. Zdążyłam już zauważyć, że używa tylko pokrzywowego. Odkręcam wieczko opakowania i czuję, że gorąco uderza mi do głowy. Z jednej strony to przyjemne uczucie, ale z drugiej mam na sobie jakiś ciężar, który pragnę jak najszybciej zrzucić. Wylewam z pojemnika część zawartości, po czym wypełniam go różową farbą. Nie jestem pewna czy to zadziała, ale moim zdaniem farba, która trzyma się do końca życia na skórze, powinna się utrzymać na włosach.
    Z łazienki wychodzę swobodnym krokiem. Gdybym się skradała, mogłabym wyglądać podejrzanie. Próbuję być spokojna, ale serce wariuje mi dokładnie tak samo, jak wtedy, gdy kradłam moje serum.
        Victoria stoi oparta o ścianę i przygląda się swoim paznokciom. Nie są one w żaden sposób inne od reszty. Ani pomalowane, ani długie jak paznokcie Kim, ani połamane. Są po prostu zwyczajne. Dziewczyna raczej nie użyłaby ich jako broni, w przeciwieństwie do byłej Josha.
       - Załatwione? - pyta Altruistka. Kiwam głową, a ona rusza do przodu.
       Od razu podążam za nią, ale po chwili, dosłownie, wpadam na jej plecy. Szybko się otrząsam i próbuję sprawdzić dlaczego się zatrzymała, ale nagle ona zostaje popchnięta na mnie, przez co obijam się o ścianę.
       - Uważaj jak łazisz! - To chłopak z dziwną fryzurę odepchnął od siebie Victorię. Ciemnowłosa odruchowo wyciąga nóż zza cholewki.
       - To ty uważaj, bo zaraz możesz stracić swojego irokeza, cwaniaczku!
       Dziewczyna o długich zielonych włosach i kolczyku w brwi przygląda nam się uważnie.
       - To transfery. - Stwierdza bez przekonania.
      - No pewnie, że transfery. - Chłopak łapie Victorie za nadgarstek, lecz ta wykonuje jakiś dziwny ruch i teraz ostrze noża styka się ze skórą na szyi obcego. - Przyznam szczerze, że tego się nie spodziewałem.
     Ciemnowłosy wydaje się być zszokowany, co przyznam wygląda dosyć zabawnie. Chyba nie tylko ja tak uważam, bo po chwili zielonowłosa zaczyna się śmiać. Jej śmiech lekko dekoncentruje moją znajomą, która delikatnie odsuwa nóż od szyi chłopaka.
       - Danny, serio? Dać się tak zaskoczyć? - mówi dziewczyna w przerwach śmiechu. - Już cię lubię, fanatyczko noży.
       Altruistka spogląda to na chłopaka, to na dziewczynę. W końcu jednak opuszcza nóż całkowicie i puszcza Danny’ego.
       - Gdybym wiedział, że potrafi tak zrobić, nie dałbym się tak łatwo zaskoczyć - oznajmia, przy czym masuje sobie miejsce na szyi.
       - Najgorszy błąd to zlekceważenie przeciwnika. - Jego koleżanka wzrusza ramionami. - Jestem Rita. - Podaje rękę Victorii na przywitanie.
    Przyglądam się twarzy mojej znajomej. Wygląda na skupioną. Obserwuje przez chwilę dziewczynę, lecz w końcu podaje jej swoją rękę.
       - Victoria.
    - Ten bałwan, którego zaskoczyłaś to Danny. - Chłopak krzyżuje ręce na piersi i spogląda wzrokiem mordercy na dziewczynę. - A twoja ruda koleżanka to...
       - Mady - mówię.
       W tym samym momencie Rita i Danny zaczynają się śmiać. Spoglądam na nich zaskoczona. Nie mam pojęcia co takiego zabawnego jest w moim imiemiu.
      - Faktycznie, to ty pobiłaś Zeke’a. Myślałem, że się uduszę, gdy tak waliłaś mu krzesłem po głowie. - Chłopak łapie się za brzuch i zgina w pół.
       Przewracam oczami. No naprawdę. Ile można się z tego śmiać?!
       - Co roku jest zabawnie, ale ty chyba wszystkich przebiłaś. Możesz nam zdradzić, co ci strzeliło do głowy? - pyta Rita. Jej niebieskie oczy wpatrują się we mnie z ciekawością.
       - To był moment. Był porywacz trzymający Tylora, który akurat patrzył na Victorię i było puste krzesło przed nim - plączę się w zeznaniach. Oczami wyobraźni widzę tę sytuację. - W zasadzie nie myślałam wtedy.
       - A Tylor to... - zaczyna dziewczyna, po czym zbliża twarz do mojej i uśmiecha się szeroko. - Twój chłopak?
       - Nie! - wrzeszczę i zaczynam się rumienić. Nie przepadam za takimi sytuacjami.
       - Ale ci się podoba. - Szczerzy się Danny.
       - Nie!
       - Tak! - mówią na raz. Zachowują się jak jakieś szalone bliźniaki.
      - Świry - komentuje Victoria. - Mady nie podoba się Tylor. Nie wiem komu mógłby się podobać Tylor - dodaje, przy czym unosi ręce w charakterystycznym geście.
    - O ile pamiętam nie był taki zły - zielonowłosa namyśla się przez chwilę. Ciężko jest mi zrozumieć tę dziewczynę. Czyżby podobał jej się nasz Altruista? - Nie widziałyście Ogara z naszej frakcji.
    Danny udaje, że wymiotuje. Może to rodzeństwo? I tak zachowują się jakby mieli złączone umysły.
      - A może to tobie podoba się wasz kolega, nożowniczko? - Ciemnowłosy podchodzi do Victorii, która krzyżuje ręce na piersi i spogląda na niego z góry.
      - Prędzej ty zacząłbyś się z nim migdalić po kątach niż ja zakochałabym się we własnym kuzynie - odpowiada, a ja zaczynam się krztusić.
       To kuzyni? Dziś już mnie chyba nic nie zdziwi. Nie dość, że tatuażystka to jej siostra, to jeszcze Tylor to jej kuzyn. Ciekawe, czy ktoś jeszcze tutaj jest jej krewnym?
       - Z jakiej jesteście właściwie frakcji? Prawości? - pyta Rita. Po chwili opiera się o ścianę.
       - Ja z Altruizmu, ona z Serdeczności - odpowiada Vicky.
      Szalone bliźniaki spoglądają najpierw na siebie, a potem na nas. W ich oczach jest pewnie jeszcze większe zdziwienie niż w moich, gdy dowiedziałam się, że Altruiści są spokrewnieni.
      - Jaja sobie robicie - komentuje Danny. - Ona nie jest przecież szaloną wariatką, która cały czas się śmieje - dodaje wskazując na mnie głową.
       - Gdy ją poznałam, była - odpowiada ciemnowłosa patrząc na mnie kątem oka.
    Moje policzki się rumienią. Ciekawe, co by się stało, gdyby wiedziała dlaczego się tak zachowywałam. Lepiej jej chyba nie mówić.
      - Dobra, ale to krzesło, zresztą chyba masz rację. Dobra nieważne! - Chłopak plącze się w swoich słowach i zapewne myślach. - A ty? Może i jesteś ponurą dziwaczką, ale...
       Victoria kopię go w piszczel, a ten zaczyna podskakiwać.
       - No właśnie. Altruistka by tak nie zrobiła! - krzyczy chłopak.
      - Dlatego przyszłam tutaj. Można bezkarnie kopać przygłupów. - Dziewczyna uśmiecha się do chłopaka. - Choć Mady, przydałoby się dowlec Tylora do pokoju. Przynajmniej będziemy miały alibi.
       - Po co wam alibi? - Danny w końcu zostawia swoją nogę w spokoju i stawia ją na ziemi.
      - Bo jeszcze się popłaczesz i pobiegniesz do swoich rodziców, a że nie wiem kim oni są i co mogą mi zrobić to wolę mieć alibi - odpowiada, po czym rusza przed siebie.
     Mina ciemnowłosego wyraża wściekłość, ale najwidoczniej nie wie co odpowiedzieć. Rita podchodzi do niego i kładzie mu rękę na ramieniu, po czym mruga do mnie okiem, a ja uśmiecham się w odpowiedzi. Po chwili dobiegam do Victorii i zrównuję z nią krok.
        - Tylor to naprawdę twój kuzyn? - Jakoś ciężko jest mi uwierzyć w tę informację.
        - Nie. - Dziewczyna kręci głową.
      Otwieram szerzej oczy ze zdziwienia. Przystaję na chwilę z wrażenia, a Vicky podąża za mną wzrokiem.
     - To dlaczego tak powiedziałaś? - pytam. Następnie znowu podchodzę do dziewczyny, która wzdycha.
       - Czasami lepiej skłamać, niż słuchać fałszywych oskarżeń.
       Przewracam oczami. Ta dziewczyna stale mnie zaskakuje.
       - Nie odnalazłabyś się w Prawości - komentuję.

         Rano musimy stawić się po raz kolejny w sali strzeleckiej.
       Najwidoczniej niektórzy naprawdę przesadzili z piciem, bo są na tym słynnym kacu, o którym tyle słyszałam. Myślałam jednak, że wygląda to inaczej. Nie jestem pewna jak mieliby się zachowywać, ale nie wyobrażałam sobie tego, że ludzie na kacu będą wyglądać tak, jakby nie spali kilka dni albo zjedli coś wyjątkowo nieświeżego.
       Kimberly jeszcze nie dotarła, więc Cztery zaczyna się niecierpliwić. Ja też, zważając na to, że dziewczyna poszła wziąć prysznic, a ja jestem ciekawa czy nasza sztuczka z różowymi włosami zadziała.
      - Gdzie się podziewa ta mała? Nie ma prawa się spóźniać. - Instruktor co chwila patrzy na zegarek.
       Eric podchodzi do niego i kładzie mu rękę na ramieniu. Widzę w oczach Cztery, że ma ochotę ją strzepnąć, jednak nie robi tego.
       - Odpuść. Miała ciężką noc - mówi przywódca. Ciekawe czy był częścią tej nocy?
       - Ciężka noc, bo leżał na niej ciężki chłopak? - odzywa się Jake.
     Wszyscy od razu spoglądamy na niego. Wygląda na zaspanego i znudzonego życiem. Chyba naprawdę jest mu niemiłe, skoro wypowiada takie słowa.
       Na twarzy Erica znajduje się maska opanowania. Chłopak zaciska jednak pięści i cały się spina. Po chwili podchodzi do Prawego i spogląda mu prosto w oczy.
       - Jeśli jeszcze raz coś takiego zasugerujesz, każę ci wisieć nad przepaścią - syczy przez zęby Eric.
       - Ja nic nie sugeruję. Po prostu znam moją koleżankę. - Jake ziewa między słowami. - A z tego, co pamiętam to chyba Carl na nią spadł. A nie, to nie ona, to była Sabina - dodaje, po czym się uśmiecha.
       Eric otwiera usta, by coś powiedzieć, ale w tym momencie do pomieszczenia wchodzi wkurzona Kimberly. Uśmiecham się pod nosem i spoglądam w stronę Victorii, która mruga do mnie okiem. Nasza sztuczka się udała!
       - No i jest pani spóźnialska - oznajmia Cztery, przy czym uważniej przygląda się jej włosom. - Jeśli już tak koniecznie musiałaś farbować włosy, mogłaś to zrobić po treningu. Przy okazji lepiej by ci było w jaśniejszym odcieniu.
       - Myślisz, że chciałam mieć taki kolor?! - wrzeszczy dziewczyna, zaciskając dłonie w pięści i machając nimi szaleńczo w dół. - Ktoś dolał mi farby do szamponu. Jeśli się dowiem kto to był, może być pewien, że obudzi się z tatuażem na twarzy!
       - Wszyscy na pewno są przerażeni twoimi groźbami, ale teraz musimy zacząć trening - mówi Cztery, który wydaje się  być lekko poirytowany zachowaniem Prawej.
       Może to dziwne, ale nie przejęłam się jej groźbą. Nie wywarła na mnie żadnych emocji. Ani mnie nie przestraszyła, ani rozbawiła. Zupełnie jakbym zamiast niej usłyszała komentarz o pogodzie albo coś podobnego.
       - Dziś nauczycie się rzucać nożami. Waszym zadaniem jest trafienie w tamte tarcze. - Instruktor wskazuje na nasz cel. - Kto chce zacząć? - Kieruje gniewne spojrzenie na Kim. -  Może panna różowa?
       Dziewczyna zaczyna coś mruczeć pod nosem. Następnie podchodzi koło Cztery. Chłopak podaje jej nóż, a ona bierze zamach i rzuca nim z impetem w tarczę. Trafia w same obrzeża.
       - Dobrze. Kto następny? - Cztery spogląda po naszych twarzach. - Tylor!
     Chłopak rusza do przodu, zabiera broń od instruktora i rzuca w tarczę. Nóż trafia dość spory kawałek od niej.
      - Nie! Źle go trzymasz! - Cztery krzyczy na Tylora, który kurczy się pod jego spojrzeniem. - Spójrz! - Bierze kolejny nóż i układa go sobie w dłoni, a po chwili wyrzuca go w powietrze. Ostrze ląduje w tarczy. W samym środku.
        Victoria przewraca oczyma.
        - Teraz ty, Łabądku!
       Dziewczyna bierze jeden z większych noży i przez chwilę waży go w dłoni. Następnie łapie go za rękojeść i zgrabnym ruchem wyrzuca przed siebie. Wbija się kilka milimetrów od noża Cztery, nie wychodząc za strefę idealnego strzału.
        - Nie tylko ja potrafię latać!
      Mam wrażenie, że na twarzy Cztery prawie pojawił się uśmiech. W zasadzie trochę mnie to dziwi. Myślałam, że on raczej nie przepada za Victorią.
         - Mady, twoja kolej.
        Mój oddech przyśpiesza. Mam wrażenie, że moje nogi w ogóle się nie ruszają, mimo to idę na przód. Gdy biorę do ręki nóż, czuję się jeszcze dziwniej niż wtedy, gdy chwytałam pistolet. Próbuję ułożyć go sobie w dłoni. Jest to dziwnie trudne. Ostatni raz trzymałam tą broń w czasie symulacji. Wtedy, gdy zabiłam psa.
        Rzucam ostrzem w powietrzu, ale wychodzi mi to gorzej niż Tylorowi, na co Cztery wzdycha. Instruktor obraca się ku mnie i widzę po jego twarzy, że chce coś powiedzieć, ale uprzedza go Eric.
          - Chodź ze mną - mówi, po czym rusza w stronę jakiejś szafki.
         Idę za nim, a reszta podąża za nami z ciekawości. Na szafce, do której podszedł Nieustraszony znajduje się pełno różnego rodzaju broni. Spoglądam pytająco na naszego przywódcę.
         - Wybierz sobie broń i pokaż czym ci coś wyjdzie. Możesz wybrać taką do walki wręcz lub do rzucania. Możesz wybrać białą lub palną. Wszystko jedno, bylebyś pokazała co umiesz - oznajmia Eric.
       Nie wiem czemu akurat ja mam coś pokazywać. Nie sądzę, by wszyscy inni umieli trafić za pierwszym razem w sam środek tarczy. Eric jest jednak dziwnym człowiekiem i ma dziwne zachowania. A może to Kim naopowiadała mu, że na pewno nie dam sobie rady?
        Przyglądam się  zawartości, niestety nic nie wygląda zbyt znajomo. Niczego z tych rzeczy nigdy nie używałam. Nie wiem nawet jak połowa z nich się nazywa. Zresztą, skąd miałabym wiedzieć? Byłam przecież Serdeczną, a oni wyrzekają się wszelkiej agresji.
       - Po prostu nie umiem się tu obsłużyć.
       Victoria przez chwilę mi się przypatruje. Jej wzrok doprowadza mnie do tego stanu, że aż mam ciarki na plecach. Po chwili zauważam błysk w jej szmaragdowych oczach. Pewnie znowu coś wymyśliła.
       Łabądek odchodzi kawałek, by po chwili ciągnąć coś w moją stronę. Musi to być coś ciężkiego, gdyż w połowie drogi przystaje. Nie mija kilka sekund, kiedy zaczyna kontynuować swoją misję.
       - Z tym powinno ci wypalić. - Stawia naprzeciw mnie metalowe krzesło. Mruży oczy. - Ta broń jest wręcz stworzona dla ciebie.
       Wszyscy oprócz Cztery zaczynają się śmiać. Jemu chyba też już się to znudziło. No naprawdę, ile można się z tego śmiać? Niepotrzebnie chwyciłam wtedy za to krzesło.
       - Koniec! - krzyczy Cztery. - Wracajcie do treningu!

~***~

Przepraszam, że tak długo nie dodawałam notek. Brak weny, co zresztą widać po tym trochę nie najlepszym rozdziale. :P Miał być dodany przed świętami, ale okazało się, że u babci nie ma internetu, więc ukazał się dopiero teraz. Mimo to, życzę wam wesołego alleluja. :D

W ramach zadośćuczynienia wklejam postacie, które kiedyś stworzyłam. Ta w zielonych włosach to mniej więcej wygląd Rity, którą poznaliście w tym rozdziale.

23 lutego 2014

Znowu L.A. ;)

Liebster Award

"Nominacja do Liebster Award jest przyznawana przez innego blogera. Nie wiem ilu z was przeczytało o przygodach kaczuszki na absyncji, ale tu napiszę jej dalszą część. Dzieci z kosza wylazły wesołe. Straciły jednak swoje upierzenie. Wszystkie 11 były gołe. A lisy zrobiły na nie kolejne uderzenie. Jeszcze jedna 11. I w normalnym tym napisie są trzy 11, więc i tu będą trzy. Nie wolno nominować bloga, który Cię nominował."

Dostałam dwie nominacje. :D Pierwsza jest od Zainspirowana Tobą. Bardzo Ci dziękuję. ^^

Pytania:

1. Która postać z blogów, które czytasz najbardziej oddaje twój charakter?

Hmmm... Ciężkie pytanie. Możliwe, że Eleanor z bloga KLIK. Nie utożsamiam się z nią tak jak z tą dwójką, które wymieniłam, ale ma coś ze mnie. Wesolutka, niepozorna, a dowalić umie. Mogę być jeszcze ewentualnie Rachel z KLIK. W sumie z tego samego powodu. Czasem aż ma się ochotę tak komuś przyłożyć, jak Rachel tym frajerom. ^^

2. Co inspiruje Cię do pisania?

Wiele rzeczy. Czasem to sen, czasem jakieś wydarzenie, czasem po prostu jakaś rzecz jak hmm... krzesło?

3. Czemu akurat taki, a nie inny temat bloga?

Bardzo lubię i "Niezgodną" i "Igrzyska Śmierci". Z tym drugim jest jednak sporo fajnych opowiadań, a z tym drugim bardzo mało. A, że miałam akurat pomysł na FF, no to jest. :D

4. Najśmieszniejszy tekst jaki kiedykolwiek przeczytałeś/usłyszałeś?

Nie wiem który to, ale z pewnością jakiś Abigail. Przeczytajcie chociaż jej komentarze. Nie wiem, np. na absyncji "A akapity kto za ciebie zrobi? Ksiądz". Abby/Eurydyka/Layka i wszystko jasne. :D
Ewentualnie kolegów z klasy (tu wyjaśnienie jestem na mat-fiz), gdy przypatrywali się takiej grubszej dziewczynie. "Ciekawe czy jak rzucimy w nią papierkiem to zatrzyma się na jej orbicie?" czy jakoś tak.

5. Jaki jest twój największy lęk?

Patrzenie na śmierć bliskiej osoby i niemożność pomocy jej.

6. Co skłoniło Cię do pisania?

Pomysły cisnące się na mózg. W końcu musiały ujrzeć światło dzienne. ;)

7. Czy niektóre sytuacje, o których piszesz w opowiadaniach dotyczą ciebie?

Hmm... możliwe, że jakieś się zdarzą, choć zazwyczaj chyba takich nie ma.

8. Czy utożsamiasz się ze swoimi postaciami?

Z niektórymi tak. :)

9. Najwspanialsze wspomnienie w twoim życiu?

Może pewien bieg do szatni. Nie wiem. :D

10. Czy wyobrażasz sobie świat bez muzyki?

Byłby trochę pusty. Istniałby, ale brakowałoby mu czegoś hmm... magicznego. Nie wiem czemu, ale rzuciło mi się od razu wyobrażenie świata całego w bieli. Zupełnie jakby bez muzyki nie było też kolorów.

11. Jak reagujesz na hejterów?

Za dużo ich na razie nie spotkałam. :D Normalnie to z niektórymi się fajnie droczy, innych ignoruję, a czasem myślę czy mają rację, czy po prostu chcą się dowartościować gnojeniem kogoś innego. ;)



Drugą nominację mam od Fioletowego Piernika również Serdecznie dziękuję. :D

Pytania:

1. Jak widzisz przyszłość: ludzi, nowoczesne auta, maszyny, neony i chipy czy radioaktywność, mutanci, walka o przetrwanie, powolne wymieranie ludzkości?

Przyszłość może wyglądać najróżniej. Akurat ja bardzo lubię temat "antyutopia", wyobrażałam sobie jednak zawsze przyszłość wobec tego pierwszego schematu. Może jednak nie tak kolorowo. Postęp technologiczny ogromny, ludzie praktycznie nie są potrzebni. Wymieranie natury, ludzie nie wiedzący co to, np. lasy. Pisałam kiedyś opowiadanie o przyszłości. Były w nim fabryki: "tlenu"- jedynym miejscu, gdzie były drzewa, "czasu" i takie tam. Co do tego drugiego, w sumie możliwe, że do tego to wszystko doprowadzi.

2. Myślisz, że przeżyłabyś w świecie jaki przedstawiają gry/filmy/seriale The Last Of Us, The Walking Dead, Resident Evil itd. ?

Hmm... Nie wiem czy bym przeżyła. Mówię sobie, ze tak, ale pewnie nie. Choć w sumie żyłoby się ciekawiej niż teraz. :D

3. Z kim ze swojego opowiadania się utożsamiasz?

Ach witaj Mady! Tak, tak z Mady. Ewentualnie może z Mindy hmm... nie. Jednak z Mady. :D

4. Ile średnio czytasz książek na miesiąc?

Oj ze mną to różnie. Czasem kilka, czasem nawet nic. Zdarza się, że przeczytam na dzień jedną i lecę po drugą, a zdarza się, że ciągnę tylko na blogach. :P

5. Czy ktoś z twojej rodziny wie, że piszesz bloga? Pochwala to?

Młodszy brat wie. Starszy chyba nie. Mama wie, bo czasem jej czytam te moje wypociny, a tata? Nawet nie wiem. XD Mama pochwala w sumie, a reszta nie ma zdania.

6. Masz jakieś zwierze? Jak tak to jakie?

Mam. Dwa czarno-białe koty. Jeden to Feliks, a ta druga hmm... w sumie nadal nie ma imienia, bo wszyscy gadają "Kicia" i nikt nie wie, czy z nami zostanie.

7. Z kim z mojego bloga mógłbyś się zaprzyjaźnić? Kto byłby twoim wrogiem?

Pewnie zaprzyjaźniłabym się z Rachel, Nathanem i Vincentem. Byłabym wrogiem z Carmen i nie przepadam za Irene. :D

8. Pogryzło Cię kiedyś jakieś zwierzę? (mrówki, komary i kleszczę się nie liczą:P)

Hmm... Chyba na szczęście nie. No chyba, że liczysz tego przystojniaka z białym pyszczkiem z pytania numer 6.

9. Myślisz, że poradziłabyś sobie w Kostce z mojego bloga?

Czy ja wiem? Jak zrobię sobie lepszą kondycję to pewnie tak. Teraz miałabym problemy z tą przepaścią. Ja i zwisanie na gałęziach? No ee... Ale bardzo bym chciała wejść do tej Kostki. :D

10. Ulubione kwiaty?

Róże (wiem, że banał) i lilie. :D

11. Do jakiego klubu by cię przyjęli: do Spragnionych czy Półksiężycowych?

Do żadnej. Część cech mam tu, część tu. :D Wolałabym być chyba w Półksiężycowych, ale mimo wszystko prędzej by mnie przyjęli do Spragnionych i zdaję sobie z tego sprawę.



Tu zakładki bohaterowie jeszcze nie ma, ale pojawi się, gdy tylko się uporam z dwoma gifami. Ale we wtorek sprawdzian z histy. :(
KLIK - To trailer "Niezgodnej". Są np. sceny z psem. Niestety nie po polsku, ale zawsze coś. XD

11 lutego 2014

Rozdział VIII

     - Pierwsze, czego się dziś nauczycie to jak strzelać z pistoletu, drugie jak zwyciężać w walce. - Cztery wciska każdemu po kolei pistolet w rękę.
     Przyglądam się broni. Będąc Serdeczną nigdy nie sądziłam, że będę mieć do czynienia z czymś takim. U nas można było zobaczyć pistolet tylko w jednym miejscu. Nieustraszeni, pilnujący ogrodzenia zawsze mieli takie przy sobie. Wtedy nie myślałam, że coś tak drobnego może tyle ważyć.
     - Skoro tu jesteście, to wiecie jak wskoczyć i wyskoczyć z jadącego pociągu. Dlatego na szczęście nie muszę was tego uczyć - kontynuuje nasz instruktor.
     Przekręcam głowę na różne strony i coś strzyka mi w karku. Niespecjalnie się dziś wyspałam. Trochę czasu minęło zanim udało mi się wyrwać z objęć Zacka.
     - Inicjacja jest podzielona na trzy etapy. Po każdym będziemy mierzyć wasze postępy i szeregować was na podstawie osiągnięć. Etapy nie określają końcowej rangi według równej miary, więc jest możliwe, chociaż to trudne, że z czasem zasadniczo podniesiecie swoją pozycję. - Cztery bierze głębszy oddech, po czym znów wraca do monologu. - Uważamy, że kompetencja wykorzenia tchórzostwo, które określamy jako wynikające ze strachu nieudane działanie. Dlatego każdy etap ma na celu przygotowanie was w inny sposób. Pierwszy jest głównie fizyczny, drugi głównie emocjonalny, a trzeci głównie mentalny.
     - Ciekawe ile siedział, by wykuć tę regułkę - mówi Prawy. On z nas wszystkich wygląda na najmniej zmęczonego. Brązowe oczy iskrzą gotowością do treningu, a mięśnie na jego ciele zdają się być przygotowane na wszelki wysiłek.
     Instruktor bez ogródek przykłada chłopakowi pistolet do skroni.
     - Zapewne dłużej niż zajęłoby mi odebranie ci życia. - Prawy spogląda na niego nieco znudzonym wzrokiem, ale już nic nie mówi.
     Koleżanka Kim próbuje przyłożyć do głowy Cztery swoją broń, ale on łapie ją za rękę i ściska tak mocno, że pistolet wypada z jej dłoni.
     - Co wam mówiłem o myleniu odwagi z głupotą?! - wrzeszczy po chwili. Aż ciarki przechodzą mi po plecach. - Imiona?
     - Jake - odpowiada chłopak bez cienia emocji w głosie. Instruktor przygląda mu się i marszczy brwi. Po chwili w końcu odsuwa broń od jego głowy.
     - Sabina. - Dziewczyna również próbuje być spokojna, ale jej głos trochę drży.
     - Patrzcie na mnie. - Cztery obraca się twarzą do ściany z tarczami. Staje z rozstawionymi nogami, trzyma pistolet oburącz i strzela.
     Huk jest straszny, aż bolą mnie uszy. Otwieram szerzej oczy i próbuję spokojnie oddychać. To w końcu tylko tarcza, przecież nikogo nie zabijam, to tylko tarcza.
     Po chwili słyszę drugi huk. Tym razem strzelała Victoria. O ile strzał naszego instruktora był bliski środka, o tyle strzał ciemnowłosej był od niego daleki.
     - Źle! Czy ty kompletnie nie widzisz środka?! Jeszcze trochę i w ogóle nie trafiłabyś w tamtym kierunku! - krzyczy Cztery. Dziewczyna piorunuje go wzrokiem, po czym celuje jeszcze raz. Tym razem trafia niedaleko środka. - Widzę, że działa na ciebie takie wrzeszczenie.
     - Próbuję zrobić wszystko, by jak najmniej twojej śliny padało na moją twarz.
     Nasz instruktor przewraca oczami i podchodzi do Zacka. Victoria mruczy coś pod nosem. 
     - Cztery to liczba, nie imię. - Tylor próbuje skłonić dziewczynę do rozmowy. Ona jednak nie ma na to ochoty.
     - I co ma biedny zrobić? Popaść w kompleks niższości? - Chłopak natychmiast się zamyka i celuje w tarcze. Trafia w sam środek.
     Ile razy już strzelał?Zaczynają mi się trząść dłonie.
     Rozglądam się po wszystkich. Każdy strzela tak, jakby miał już do czynienia z pistoletami. Chyba najlepiej idzie właśnie Tylorowi i temu całemu Jake’owi.
     Próbuję uspokoić drżenie ciała. Rozstawiam szerzej nogi i obejmuje dłońmi chwyt pistoletu. Naprawdę jest ciężki, ledwie mogę go utrzymać, gdy znajduje się daleko od klatki piersiowej.
     Naciskam spust, a nabój wylatuje z lufy ze zdumiewającą prędkością. Dźwięk razi mi uszy, a odrzut odpycha moje ręce. Upuszczam broń na ziemię i odsuwam się od niej kawałek. To coś prędzej mnie zabije niż ja kogoś tym zranię.
     - Mady, podnieś pistolet i strzelaj dalej! - Cztery znów się drze. Ruszam w stronę broni i wyciągam po nią rękę. Strasznie mi się trzęsie. Instruktor chwyta mnie za nią. - Spokojnie.
     Kiwam głową i próbuję się uspokoić. Chłopak w tym czasie mnie puszcza i zaczyna mi się uważniej przyglądać. Żałuję, że nie wzięłam serum, ale z drugiej strony jak bym się po nim niby zachowywała?
     Wzdycham głęboko i powtarzam czynność. Tym razem staram się jak najmocniej zaprzeć nogami. Odrzut znowu odpycha mi ręce, ale zaciskam je mocniej na pistolecie, by nie wypadł mi z dłoni. Spoglądam na tarcze, nabój wbił się w jej brzeg. Uśmiecham się. Próbuję jeszcze kilka razy. Z każdym coraz bardziej się do tego przyzwyczajam, ale i tak nie udaje mi się wcelować w sam środek.

     Na jadalni Tylor zaprasza mnie do swojego stolika. Siedzi przy nim także Victoria. Nie jestem pewna, czy mam ochotę z nią usiąść, ale z pewnością jest lepszą opcją niżeli Kimberly.
     - Nie będziesz Nieustraszoną, jeśli nie wyzbędziesz się tych Serdecznych zachowań - mówi dziewczyna. Przysiadam się tuż obok niej.
     - Muszę całkiem porzucać jedno, by stać się drugim? - pytam. Victoria zaczyna robić sobie kanapkę.
     - Ciężko pogodzić agresję z jej brakiem - odpowiada, po czym zaczyna jeść.
     - Nie przejmuj się. - Uśmiecha się Tylor. - Victoria czasami tak ma.
     - Bo ty akurat jesteś moim znawcą! - Ciemnowłosa przewraca oczami. - Skoro tyle o mnie wiesz, to może napisz książkę?
     - Tylor, świetnie strzelasz! - Za plecami chłopaka pojawia się Zack. - Też bym tak chciał.
     - To nie jest trudne... - Tylor zaczyta tłumaczyć Erudycie, jak dokładnie powinien namierzać cel. W zasadzie powinnam się przysłuchać, bo to w sumie ja byłam najgorsza. Nie mam na to jednak najmniejszej ochoty.
     Chwytam jabłko i zaczynam je gryźć. Victoria w tym czasie nakłada sobie na talerz trochę groszku. Po chwili przygląda się marchewce. Pamiętam jak sadziłam je w sadzie. Może to trochę pracochłonne zajęcie, ale w zasadzie jest przyjemne.
     - Co się tak patrzysz? Też chcesz napisać o mnie książkę? - pyta po chwili. Spoglądam na nią ze zdziwieniem. W zasadzie coś mnie w niej intryguje, ale nie wiem co. Nie jest taka jak ludzie, których zawsze znałam. Jest trochę wredna, ale nie aż tak jak Kimberly.
     - Raczej wspominam sadzenie marchewek - odpowiadam, a Zack i Tylor wybuchają śmiechem. Dziewczyna unosi brwi do góry.
     - Też kiedyś sadziłam, bo Altruiści muszą z wielką chęcią bezinteresownie pomagać. Bycie Altruistką jest debilne, co? - Altruistka zaczyna się szczerzyć. Mam wrażenie, że przypomina sobie wczorajszą scenę, gdy nie chciała mi pomóc uwolnić się z objęć Zacka.
     - Czy ja wiem... - zaczyna Tylor. - W sumie jak się temu przyjrzeć z boku, życie Altruistów wygląda całkiem ładnie.
     - To trzeba było zostać przy tym ładnym życiu, a nie wybierać brutalność. - Victoria krzyżuje ręce na piersi i wbija się głębiej w krzesło.
     - Co cię nagle ugryzło? Opuściłaś Altruizm, dobra, ale po co go teraz oczerniać? - Altruista patrzy znacząco na dziewczynę, a ona upija łyk wody.
     - Wyrażam tylko swoje zdanie.

     Po lunchu Cztery prowadzi nas do nowej sali. Jest olbrzymia. Ma trzeszczącą, drewnianą podłogę z dużym kołem namalowanym na środku. Na ścianie po lewej wisi zielona tablica, taka do pisania kredą. Ostatni raz widziałam podobną, gdy uczyłam się na niższych poziomach.
     Nasze nazwiska są na niej wypisane w porządku alfabetycznym.
     Na końcu sali, w metrowych odstępach wiszą worki treningowe. Ustawiamy się za nimi w rzędzie, Cztery staje pośrodku, tak żeby każdy go widział.
     - Tak jak mówiłem rano, następną rzeczą, której będziecie się uczyli jest walka. Celem jest przygotowanie waszych ciał, żeby reagowały na zagrożenia i wyzwania. To będzie wam potrzebne, jeśli chcecie przetrwać, żyjąc jako Nieustraszeni - mówi nasz instruktor. - Dzisiaj omówimy techniki, jutro rozpoczniecie walki między sobą, więc radzę uważać. Ci, którzy nie będą się szybko uczyć, odniosą obrażenia.
     Cztery pokazuje kilka podstawowych ciosów i wymienia ich nazwy. Najpierw uderza w powietrze, potem w worek. Niektóre z uderzeń przypominają mi ruchy w tańcu. Z tym, że w tańcu raczej nie chciałam nikogo uszkadzać. No może czasem się zdarzało, gdy ktoś za blisko podszedł.
     Utrzymanie postawy nie sprawia mi wielkich problemów. Gorzej jeśli chodzi o kopnięcia.
     Od ciosów bolą mnie ręce. Mam zbyt delikatne dłonie. Mimo, że próbuję uderzać jak najmocniej, worek się ledwie porusza.
     Wszędzie wokół roznoszą się dźwięki uderzania w tkaninę. Cztery wchodzi w naszą grupkę, by lepiej nas obserwować. Gdy zawiesza wzrok na mnie, czuję się jakoś dziwnie. Nie lubię, gdy ktoś mnie obserwuje jak coś mi nie wychodzi. Po chwili obrzuca mnie wzrokiem od stóp do głów, ale nigdzie nie zatrzymuje wzroku.
     - To dziwne - oznajmia. Odrywam się na chwilę od ćwiczenia. - Nie dajesz sobie rady z tym workiem, a masz dosyć rozbudowane mięśnie. Dźwigałaś w Serdeczności mąkę czy coś w tym stylu?
     - Nie. - Kręcę głową. Nagle słyszę dosyć denerwujący śmiech.
     - To tancereczka - stwierdza Kim. - Ostatnio urządziła ciekawe przedstawienie w szkole.
     - W takim razie masz kondycję. Nie znam się na tańcu, ale sądzę, że masz bardziej wytrenowane nogi. Skup się na nich. - Cztery rusza dalej.
     Próbuję kopnąć w worek. Cóż, na pewno wyszło lepiej niż, gdy próbowałam rękoma.

     Po treningu nasz instruktor proponuje wyzwanie wytrzymałościowe. Mamy możliwość odmówienia, ale każdy z ciekawości rusza za nim. Idziemy drogą, którą w miarę znam. Przecieram oczy, gdy orientuję się w końcu gdzie nas prowadzi. Jesteśmy na jadalni. O dziwo - jest w niej pusto.
     Przy wielkim stole siedzi tylko Erik. Przed nim stoi mnóstwo kieliszków z jakimś płynem. Wygląda on jak zwykła woda.
     - To ma być wyzwanie wytrzymałościowe? - Victoria krzyżuje ręce na piersi. - Nie mam zamiaru pić alkoholu.
     - Masz wybór. - Cztery wzrusza ramionami i siada przy stole.
     - Co? Mała Altruistka się boi? - pyta Erik, wstając od stołu.
     - Mam alergię na alkohol. Na takich Narcyzów jak ty również. - Z twarzy przywódcy schodzi uśmiech.
     - Ktoś jeszcze chce odmówić?
     Na sali nastaje cisza. Wszyscy są raczej chętni na spróbowanie alkoholu. Ja w zasadzie nigdy go nie piłam. Nie licząc słodkiego wina, które dała mi do spróbowania mama, gdy byłyśmy razem w ogrodzie winnym. W sumie było całkiem dobre.
     - Jestem ciekaw, które z was najwięcej wypije. Możliwe, że zwycięzca dostanie jakieś ekstra punkty w rankingu. - Erik przeczesuje dłonią włosy.
     Światło odbija się od jego niezliczonej ilości kolczyków. Pewnie na jego miejscu czułabym się jak skrzynka na narzędzia.
     Kimberly podchodzi jako pierwsza i wypija cały kieliszek duszkiem. Idę w jej ślady i próbuje zrobić to samo. Gdy tylko płyn dostaje się do moich ust, zaczynam kasłać.
     - To jest gorzkie, ohyda! - Wszyscy zaczynają się śmiać. Tylor podchodzi do mnie i zaczyna klepać po plecach.
     - Nie powinnaś więcej pić - oznajmia Zack. Kiwam głową i od razu wycofuję się od stołu.
     Chyba jakaś niewidoczna siła ciągnie mnie w stronę Victorii, bo staję nieświadomie tuż obok niej.
     - Znowu cię do mnie przywiało? Myślałam, że tylko Tylor działa jak magnes.
     - W Altruizmie nałogi są samolubstwem, prawda? - pytam, ignorując jej komentarz.
     - Tak, ale ja akurat mam po prostu odrazę do alkoholików. - Dziewczyna wzrusza ramionami.
     Kolejka tego dziwnego wyzwania ciągnie się w nieskończoność. Odpadł na razie Zack, ten drugi Erudyta i Sabina. Cała trójka zaczęła się wlec dziwnym zygzakiem do sypialni. Śmiali się przy tym zupełnie jak po serum pokoju.
     - Zachowują się jak po serum - próbuję zagadać dziewczynę.
     - Jakim serum? - Spogląda na mnie z ciekawością w szmaragdowych oczach.
     Mam ochotę postukać się w czoło. Skoro ona nigdy nie była jedną z Serdecznych, to nie może wiedzieć czym jest nasze serum.
     - Serum pokoju. W Serdeczności stosowano je, gdy ktoś wdał się w bójkę - tłumaczę.
     - To trochę jak narkotyki. - Kiwam głową. - Ciekawe...
     Kimberly wypija kolejny kieliszek duszkiem, po czym wskakuje na stół. Zaczyna bujać się na różne strony. Erik unosi znacząco brwi. Dziewczyna podnosi ręce do góry i kręci się wokół własnej osi. Po chwili się przewraca i wpada w ramiona przywódcy.
     - No hej ty mój kociaku. - Kimberly szczerzy się jak głupia i zaczyna się bawić kolczykami Erika. Muszę przyznać, że to naprawdę dziwny widok.
     Po chwili od stołu odchodzi Tylor, ledwo trzymający się na nogach. Idzie w naszą stronę. Victoria odsuwa się kilka kroków w tył, a chłopak opiera się na mnie. Ledwie daję radę go utrzymać.
     - Tylor, złaź. Jesteś ciężki - próbuję coś wskórać, ale chłopak ledwie kontaktuje.  - Tylor, no!
     - Musisz odprowadzić go do łóżka - mówi ze śmiechem Victoria.
     - Pomożesz mi? - Dziewczyna unosi znacząco brew. Wzdycham i spoglądam na resztę.
     Erik jest mocno pochłonięty „rozmową” z Kim. Cztery opiera się o oparcie krzesła i leniwie przypatruje pijącym dzieciakom. Na resztę nawet nie ma sensu spoglądać.
     Wlokę się z chłopakiem, który ledwie stawia nogę za nogą. Za nami idzie Victoria, która nie umie powstrzymać śmiechu.
     - Serdeczna bawiąca się w Altruistkę. - Klaszcze w ręce.
     Po chwili nas wyprzedza, by dostrzec moją minę.
     - Nigdy nie widziałam tak naburmuszonej Serdecznej.
     - Nigdy nie widziałam tak wesołej Altruistki - odpieram.
     Próbuję jakoś przemieścić Tylora, by lepiej mi się go wlokło, ale nie bardzo mi to wychodzi.
     - Nie jestem już nią. - Jej twarz momentalnie poważnieje.
     - Ja również.
     Dalszą drogę idziemy milczeniu. Tylor mógłby mniej jeść. Nie mogę powiedzieć, że jest gruby, ale z całą pewnością mogę rzec, iż jest ciężki.
     - Po co w ogóle ze mną idziesz? - pytam. Może było to trochę niegrzeczne z mojej strony, ale w tej chwili nawet nie mam siły myśleć o uprzejmości.
     - Można powiedzieć, że dostarczasz mi rozrywki. - Dziewczyna po raz kolejny się uśmiecha. - Ciężko co? A ja miałam takie bzdury na co dzień.
     - Mówisz jak męczennica. - Zdejmuję Tylora z ramion i kładę na ziemi. Dalej nie mam siły go wlec. - Chcę w końcu zrobić coś szalonego!
     - To załóż koszulkę na odwrót. - Piorunuję ją wzrokiem. - Serdeczna ma mordercze spojrzenie, świat się kończy.
     - Może jestem uprzejma. - Łapię głębszy oddech i wskazuję na Tylora. - Ale on jest ciężki i nie mam już na to siły.
     Victoria zaczyna się śmiać.
     - To co chcesz zrobić, panno uprzejma?
     - Żart Kim? - Wzruszam ramionami. Nie wiem czemu akurat to przyszło mi do głowy. W zasadzie to chyba naprawdę nie lubię tej Prawej.
     - Ty? Żart? Niby jaki? - pyta z niedowierzaniem. Po chwili zakłada sobie kosmyk włosów za ucho.
     - Może wlejemy jej jakiejś farby do szamponu? - Wyobrażam sobie Kimberly z różowymi włosami. Ciekawe czy mocno by się za to wściekła?
     - Ciekawa myśl. Chodźmy do salonu tatuażu zapytać się czy pożyczą nam jakąś farbę - proponuje dziewczyna.
     Uśmiecham się od ucha do ucha i ruszam za nią.


~***~

Myśleliście kiedyś, że kogoś dobrze znacie, a ten ktoś okazał się zupełnie inny?
Dobra nie będę wam tu marudzić. :D
W ramach zadośćuczynienia za to, że rozdziały są tak rzadko dostaniecie rysunek Victorii:

PS. Pierniczku, miałam to dodać jutro, ale nie mogłam się powstrzymać, więc masz wcześniejsze życzenia.

STO LAT!

Obserwatorzy