Muzyka

15 grudnia 2013

Rozdział VI

    Zaraz za mną skacze jakaś Altruistka. Jak przez mgłę pamiętam jej imię. Vanessa? Nie to nie to. Głowa znów zaczyna mi tak pulsować, że aż bębenki pękają. A Erudyci mówią, że myślenie nie boli.
    - Altruistka? - Dziwi się ten chłopak, który mi pomógł.
    - Myślisz, że przez to jestem gorsza? - Dziewczyna naciera na niego. Twarz chłopaka zmienia się ze spokojnej na nieco rozdrażnioną.
    - Z pewnością jesteś pyskata i skora do bójek - odpowiada jej.
    - Czyli idealnie pasuje do naszej frakcji. - Śmieje się jakaś nieco starsza ode mnie dziewczyna.
    - Od kiedy jesteś tak pozytywnie nastawiona do Altruistów, Lauren? - pyta ten, który mi pomógł.
    - Od dziś nie należę już do tej denerwującej frakcji. - Vanessa, czy jak jej tam przewraca oczami.
    - Ale do naszej również na razie nie należysz. - Uśmiecha się szyderczo Lauren.
    - Jeszcze. - Dziewczyna wymawia to słowo z naciskiem, po czym zdejmuje z siebie ponury, szary strój, zostając w samej podkoszulce.
    Altruista, który nie jest owinięty od stóp do głów to z pewnością niecodzienny widok. Wpatruję się w nią z zaciekawieniem, ale chyba zbyt intensywnie, bo po chwili obraca się i spogląda na mnie wzrokiem, który mógłby zabić.
    - Twój śmiech zrobił sobie wolne? - pyta. Nie mam pojęcia, co na to odpowiedzieć. Po mojej głowie przelatują niezliczone znaki zapytania. Na szczęście przerywa nam Altruista, który przed chwilą skoczył z wiaduktu.
    - Victorio! Ty skoczyłaś z budynku?! I to jako druga?! - wrzeszczy chłopak, po czym podbiega do nas. - Z twoim lękiem wysokości myślałem, że to niemożliwe.
    - Zamknij się, nie wszyscy muszą wiedzieć, że mam lęk wysokości. A skoro ta wariatka skoczyła i nic się jej nie stało, nie mogłam być gorsza. - Victoria krzyżuje ręce na piersi.
    Próbuje sobie przypomnieć czemu jest do mnie tak pesymistycznie nastawiona, ale moja głowa znowu mi pulsuje.
    - Daj spokój. Serdeczni są po prostu weseli. - Altruista wzrusza ramionami. - Przyznasz, że to dość zabawne.
    - Zabawne jest to, że mówicie o Mady jakby jej tu nie było - odzywa się Lauren, po czym klepie mnie po plecach. - Nasz skoczek numer jeden chyba zapomniał języka w gębie.
    - Może po prostu uważa wtrącanie się do tej kłótni za bezsensowne zachowanie - mówi Nieustraszony, który nazwał Victorię "pyskatą".
    - Bierzesz wszystko zbyt poważnie, Cztery - odpowiada mu dziewczyna.
    - Cztery to liczba - wypalam, nie zastanawiając się nawet.
    - Tak. Jakiś problem? - pyta chłopak, na co kręcę głową.

    Gdy wszyscy nowicjusze są już wśród nas, Lauren i Cztery oprowadzają nas po jaskini. Jest w niej strasznie ciemno, ale na szczęście nie boję się ciemności. Ściany są z kamienia, a sufit coraz bardziej się obniża. Lampy oświetlające korytarz rozmieszczono w dużych odstępach od siebie. Przy którejś z nich nasi przewodnicy stają i odwracają się twarzami do nas.
    - Tu się rozdzielamy - mówi Lauren, po czym patrzy na grupkę Nieustraszonych. - Wy idziecie ze mną, myślę, że nie trzeba was oprowadzać.
    Dziewczyna znika w ciemności, a za nią stopniowo każdy z nowicjuszy urodzonych w tej frakcji. Przyglądam się tym, którzy zostali. Jest nas tylko ośmioro. Z Serdeczności jestem tylko ja, z Altruizmu dwie osoby, z Erudycji również dwie, a z Prawości trzy.
    - Pracuje w sali kontroli - zwraca się do nas Cztery. - Ale przez kilka najbliższych tygodni będę waszym instruktorem. Nazywam się Cztery.
    - To liczba - odzywa się jakiś Prawy, na co instruktor przewraca oczami.
    - Tak. Już mi to uświadomiono. - Na dźwięk tych słów czuję, że się rumienię. - Teraz pójdziemy do Jamy, którą pewnego dnia nauczycie się kochać.
    - Ciekawa nazwa. - Kimberly parska śmiechem. Cztery mierzy ją wzrokiem, ale ona tylko uśmiecha się do niego szyderczo.
    - Jak się nazywasz?
    - Kim - wymawia dźwięcznie dziewczyna, uśmiechając się jeszcze szerzej.
    Mam wrażenie, że instruktor chce jej coś odpowiedzieć, ale chyba się powstrzymuje. Zamiast tego rusza po prostu w stronę cienia na końcu tunelu, a my podążamy za nim. Po chwili otwiera podwójne drzwi i wchodzimy do miejsca zwanego "Jamą".
    Jest to ogromna podziemna jaskinia. Skalne ściany wznoszą się na wysokość kilku pięter. Są strasznie nierówne. Wykuto w nich pomieszczenia na różne potrzeby, które połączono ze sobą wąskimi ścieżkami. Nie ma barierek, które chroniłyby przed upadkiem, ale to w końcu Nieustraszoność. Może to dziwne, ale ten widok wcale mnie nie przeraża. Serce bije normalnie, za to umysł jakby chciał się wyrwać z mojej głowy i zobaczyć jeszcze więcej.
    Sklepienie Jamy tworzą szklane szyby. Ponad nimi znajduje się gmach, z którego dochodzi światło. Nad ścieżkami wiszą niebieskie lampy. Świecą tym mocniej, im mniej światła słonecznego trafia na dany obszar.
    Wokół nas roi się od młodych ludzi ubranych na czarno. Rozmawiają, gestykulują, a wszystko to robią z niesamowitą energią. Przypomina mi to trochę mój dom. U nas również wszystko robi się żywiołowo. Uśmiecham się delikatnie pod nosem.
    - Chodźcie za mną - odzywa się Cztery. - Pokażę wam przepaść.
    Przechodzą mnie dreszcze, choć w zasadzie nie wiem czemu. Instruktor prowadzi nas na prawą stronę jaskini, gdzie jest ciemniej. Podłoga kończy się żelazną barierką. Im bliżej do niej podchodzę, tym wyraźniej słyszę wodę, rozbijającą się o skały. Ten dźwięk jest z jednej strony straszny, z drugiej nawet uspokajający. Przynosi mi na myśl wodę w strumyku, ocierającą się na jego brzegach. Podchodzę jeszcze trochę i spoglądam za barierkę. Grunt opada pod ostrym kątem, a na dole znajduje się rzeka. Woda uderza o ścianę i rozpryskuje się w górze. To z pewnością jest dużo bardziej niebezpieczne od zwykłego strumyka.
    - Przepaść przypomina o cienkiej granicy między odwagą, a głupotą! - krzyczy Cztery. - Ten, kto skoczy z półki zakończy życie, a byli już tacy którzy próbowali i zapewne będą nadal.
    Cały czas patrzę w dół i wiem, że w życiu bym tam nie skoczyła, nawet gdybym wiedziała, że przeżyje. (Albo, że jest tam tort. XD Takie moje wtrącenie, tego nie ma w tekście.)
    - Może tu pofruwasz, Mady? - odzywa się Kimberly, stając tuż obok mnie.
    - Co? - pytam spoglądając na nią. Dziewczyna znowu się krzywo uśmiecha, ona chyba nie wie co to prawdziwa radość.
    - W końcu wrzeszczałaś "ja latam" spadając z gzymsu. - Kim unosi jedną brew do góry i opiera się o barierkę. - Tu też mogłabyś polatać.
    To jest właśnie groźba? Słyszałam o tym, ale nigdy nie usłyszałam czegoś podobnego na żywo. Do głowy uderza mnie jakieś dziwne gorąco. Jeszcze trochę i zaczęłoby mnie parzyć.
    - Starczy idiotycznych rozmów, za mną - woła Cztery. Blondynka obok mnie rusza zgrabnie za naszym instruktorem.
    Chłopak prowadzi nas do dziury ziejącej w ścianie. Pomieszczenie za nią jest na tyle dobrze oświetlone, że widzę dokąd idziemy - do jadalni. Gdy przestępujemy próg, Nieustraszeni wstają. Krzyczą, tupią, klaszczą, wiwatują, a ja po raz kolejny się uśmiecham. Może to nie do końca jak w Serdeczności, ale w każdym razie trochę podobnie.
    Wszyscy szukają wolnych miejsc. Jeden stół jest prawie całkowicie pusty, więc siadam tam. Po chwili z mojej prawej strony przysiada się Altruista, a z lewej nasz instruktor.
    - Co to jest? - pyta chłopak po moje prawej. Podążam za jego wzrokiem. Na środku stołu znajduje się talerz z hamburgerami, a wokół niego kilka sosów.
    - Hamburgery - odpowiadam. Altruista spogląda na mnie zdezorientowanym wzrokiem. Uśmiecham się do niego.
    - To wołowina - mówi Cztery. - Jak polejecie to sosem będzie smaczniejsze.
    - Dobre to jest? - zadaje pytanie Victoria, siedząca tuż obok kolegi ze swojej frakcji. Jej mina nie świadczy o tym, że dziewczyna jest zachęcona do potrawy.
    - Nie jedliście nigdy hamburgerów? - Dziwi się Zack, który siedzi po jej drugiej stronie.
    - W ich frakcji je się proste potrawy - wyjaśnia nasz instruktor. Po chwili chwyta za hamburgera, a Altruiści przyglądają mu się z zaciekawieniem.
    - Niby dlaczego? - dopytuje Erudyta. W jego oczach iskrzy ciekawość typowa dla jego frakcji.
    - Ekstrawagancję uznaje się za egoizm - odpowiada Altruista. Przez dłuższy czas przygląda się potrawie, ale w końcu po nią sięga i ją próbuje. - Smaczne - dodaje, nie do końca przeżuwając kęs. Krzywię się na ten widok.
    - Jak jeszcze raz będziesz mówił z pełnymi ustami Tylor to będziesz musiał jeść te całe hamburgery w formie płynu - mówi Victoria. Dziewczyna z pozoru nie wygląda na straszną, ale za każdym razem, gdy się odzywa coraz bardziej ściska mnie w żołądku. Po chwili sama chwyta potrawę i ją gryzie. Jej źrenice momentalnie się rozszerzają. Ciekawe jakie to uczucie spróbować hamburgera, gdy nigdy wcześniej nie jadło się żadnych bardziej ekstrawaganckich potraw.
    - Nie jesz nic? - pyta mnie Tylor. Kręcę głową.
    - Jesteś jakaś inna niż wcześniej - oznajmia Zack, przyglądając mi się z troską w oczach. W zasadzie nie czuję się jakoś specjalnie dobrze, ale nie wiem czy to skutek serum, czy przeniesienia do nowego miejsca.
    - Bardziej normalna - dodaje Victoria, biorąc łyk soku pomarańczowego. Ta dziewczyna jest dla mnie prawdziwą zagadką. 
    - Dla ciebie normalna jest powaga, dla niej radość i zabawa. - Zack uśmiecha się do mnie. Odpowiadam tym samym. Wpatruję się przez dłuższy czas w jego niebieskie oczy, które są ciekawskie jak u Erydyty, ale i przyjazne jak ludzi z mojej dawnej frakcji.
    Po chwili słyszę stłumiony krzyk Tylora. Przenoszę momentalnie wzrok na niego. Do tyłu ciągnie go jakaś postać w masce i przykłada mu pistolet do skroni. Wytrzeszczam oczy. Moje serce podskakuje jak oszalałe. Wszyscy przy stole siedzą jak na szpilkach. Victoria wstaje i zaczyna mierzyć się wzrokiem z porywaczem. Gdy tylko dziewczyna robi krok w jego stronę, on celuje z broni prosto w nią. Szatynka cofa się kilka kroków.
    - Na ziemię, już! - wrzeszczy porywacz. Po głosie od razu rozpoznaje, że jest płci męskiej.
    Wstrzymuję oddech, a w tym czasie Victoria, mrucząc coś pod nosem kładzie się powoli na ziemi.
Spoglądam na puste krzesło, na którym jeszcze przed chwilą siedział Tylor. Chłopak ma teraz przyciśniętą do szyi rękę porywacza, pewnie ledwie może oddychać. Rozglądam się po sali, nie mam pojęcia dlaczego nikt nie reaguje. Czy Nieustraszeni nie powinni nosić przy sobie broni?
    Znów patrzę na puste krzesło. Moje serce spowalnia rytm, choć w zasadzie nie rozumiem dlaczego. Porywacz podchodzi bliżej Altruistki, leżącej na podłodze. Pod wpływem impulsu chwytam za krzesło, podbiegam do niego i uderzam go w głowę. Chłopakowi wypada pistolet z ręki, który momentalnie dosięga Victoria i zaczyna w niego celować. Z kolei Altruiście udaje się wyplątać z jego objęć. Ja niewiele myśląc uderzam porywacza jeszcze raz.
    - Starczy! - Chłopak wyciąga ręce, by zablokować kolejne uderzenie. Po chwili ściąga maskę i pokazuje swoją twarz, wygląda na góra rok starszego ode mnie. Wszyscy na sali zaczynają się śmiać. Opuszczam krzesło. Jestem skołowana.
    - Nieźle oberwałeś, Zeke. - Cztery próbuje powstrzymać uśmiech, ale mu to nie wychodzi.
    - Koniec z tą idiotyczną tradycją - mówi niedoszły porywacz. - W  przyszłym roku na pewno nie dam się w to wrobić.
    Zeke masuje swoją głowę, a ja przyglądam mu się z zaciekawieniem. Naprawdę mają tu dziwne tradycje.
    - Przepraszam - mówię. Chłopak momentalnie spogląda na mnie i się uśmiecha.
    - Nie sądziłem, że Serdeczni są aż tak agresywni. - Krzywię się na dźwięk jego słów. Chyba naprawdę nie bardzo pasowałam do tamtej frakcji. Trochę mi z tego powodu przykro.
    - Ona ich właśnie opuściła - mówi Cztery. Nie wiem czemu, ale dopiero jego słowa uświadamiają mnie w tym, że naprawdę już nie należę do Serdeczności.
    Do naszego stołu podchodzi młody Nieustraszony z brązową skórą i ciemnymi oczami. Jest przystojny i nieco wyższy ode mnie. Nie wydaje mi się, by przechodził teraz nowicjat, a skoro tak to musi być ode mnie starszy albo młodszy, nie dużo, najwyżej o rok.
    - Widziałem, że nieźle oberwałeś, bracie - mówi przez śmiech, na co Zeke przewraca oczami.
    - Nie powinieneś podchodzić do nowicjuszy, to strefa zagrożona - odpowiada chłopak. Jego brat coraz bardziej dławi się ze śmiechu. Po chwili przenosi wzrok na mnie.
    - Sam chciałbym mu tak dołożyć - mówi. - Może w przyszłym roku, na moim nowicjacie.
    - Nie licz na to, że zrobię to chociaż raz jeszcze - mruczy Zeke, po czym przenosi wzrok na krzesło, które stoi koło mnie. - Od teraz trzymam się z dala od krzeseł.
    - To na czym zamierzasz siedzieć? - pyta jego brat, na co niedoszły porywacz ponownie przewraca oczami.
    - Po co w ogóle była ta "zabawa". - Victoria wymawiając ostatnie słowo robi palcami cudzysłów.
    - Żeby sprawdzić jak reagują przyszli Nieustraszeni. Sprawdzamy, a raczej sprawdzaliśmy to tylko na transferach, bo dzieciaki urodzone w Nieustraszoności od dawna o tym wiedzą - tłumaczy Cztery. Po chwili podnosi leciutko kącik ust do góry. - Chyba jeszcze nigdy nie było tak zabawnej reakcji.
    Jego słowa zaczynają mnie już trochę denerwować. Zaciskam rękę na oparciu krzesła.
    - Ciekawa jestem jak ty byś zareagował. - Cztery unosi brew do góry.
    - O ile się nie mylę to powalił porywacza na podłogę - mówi Zeke, a ja otwieram szerzej oczy ze zdziwienia.
    - Byłeś transferem? - odzywa się Zack. Cztery tylko kiwa głową.
    - Muszę już iść - oznajmia brat Zeke'a, po czym przenosi wzrok na mnie. - Szkoda, że jesteś starsza. Mam nadzieję, że uda ci się przejść nowicjat.
    Słowa chłopaka mnie szokują. Podążam za nim wzrokiem przez dłuższą chwilę, gdy w końcu znika mi z pola widzenia.
    - Cały Uriah - odzywa się jego starszy brat. - Tylko dziewczyny mu w głowie.

~***~

Niedługo święta, więc życzę "Wesołych Świąt". :P
Opowiadanie miało być nieco krótsze, ale moja beta poprosiła mnie o gwiazdkowy gratis, więc macie bonus w postaci jednej z moich ulubionych postaci z książki, a mianowicie Uriaha. :D
Spełniłam prośbę Torii, która mi się bardzo spodobała. Jak widać. ;)
No i stwierdziłam, że może inspiracją dla moich snów z krzesłem była gaśnica Fioletowego Pierniczka, więc w podziękowaniu mam dla ciebie prezent.
Wyszło mi średnio. Ta ręka jest straszna, ale gdybym miała ją rysować chociaż raz jeszcze to szlag by mnie trafił. Po za tym glasgow smile wyszedł dziwnie, ale się starałam. :D Oto damska wersja Jokera według mnie.
Jeszcze raz "Merry Christmas" ode mnie i od kursorka. :D

12 grudnia 2013

Liebster Award

Nominacja do Liebster Award jest otrzymywana od innego blogera w ramach uznania za "dobrze wykonaną robotę". Jest przyznawana dla blogerów o mniejszej liczbie obserwatorów, więc daje możliwość rozpowszechnienia. Po odebraniu nagrody należy odpowiedzieć na 11 pytań otrzymanych od osoby, która cię nominowała. Następnie ty musisz nominować 11 osób i zadać 11 pytań. Nie wolno nominować osoby, która cię nominowała.

Zostałam nominowana przez Fioletowego Pierniczka, za co serdecznie dziękuję.
Pytania:

1. Skąd pomysł na opowiadanie, chciałabyś wydać je jako książkę?

Jest to Fanfick "Niezgodnej", co oznacza, że zainspirowała mnie książka. ^^ Stwierdziłam, że ciekawie byłoby poznać, co myślą Serdeczni. Fajnie by było wydać to opowiadanie, ale Fanficków się nie wydaje.XD Mady będzie żyła więc tylko w wersji cyfrowej.

2. Gdyby ktoś z fanów twojego bloga rozpoznał cię i poprosił o autograf, co byś zrobiła?

Nie wiem jakim cudem by mnie mogli rozpoznać. XD Gdyby jednak zaistniała taka sytuacja najpewniej była bym zszokowana, ale autograf bym nabazgrała. :D

3. Ulubiony rodzaj muzyki?

Chyba rock.

4. Ilu masz prawdziwych przyjaciół?

Hm... trudne pytanie. Trzech i mam nadzieję, że się co do nich nie mylę.

5. Czy utożsamiasz się z postaciami z filmów/gier/książek/komiksów ?

Yes. Nie zawsze, ale zdarza mi się. Najczęściej albo utożsamiam się z jakąś dziewczyną albo szaleję za jakimś chłopakiem i cały czas wyszukuje scen z jego udziałem. XD

6. Ulubiony film, serial i aktor?

Hm... film to chyba "Prawo zemsty", serial zapewne "Rodzinka.pl", a aktor hm... Johnny Depp.

7. Ostatnio przeczytana książka?

"Kuszona" z serii "Dom Nocy".

8. Gdybyś mogła być wybranym bohaterem z Avengers/Batmana/innych takich rzeczy, kogo byś wybrała?

Kobietę-Kota. :D

9. Skąd pomysł na bohaterów twojego opowiadania?

Sami jakoś wskakują do mojej głowy i wołają "powołaj mnie do życia!". Sama Mady jest tą miłą częścią mnie ucharakteryzowaną na Serdeczną z domieszką Nieustraszoności (tak, ja jestem jedną z tych osób, które marzą o skoku na bungee). :D Choć ja raczej nie nafaszerowałabym się serum. XD Oprócz tego jedna postać jest stworzona przez moją betę, a ja pozwoliłam jej wejść do mojej historii. ;)

10. Ukochane powiedzenie?

Masakra.

11. Najbardziej zwariowana fantazja?

Hm... nie wiem. Ostatnio w moich snach co chwila walę kogoś krzesłem. To jakiegoś potwora, to jakiegoś terrorystę, co nie wiem po co napada na naszą klasę w szkole. Szczerze mówiąc to walenie krzesłem przez łeb zaczęło mi się podobać, więc chętnie zrobiłabym to jakiemuś złemu człowiekowi na żywo. :D Ewentualnie nie wiem, skoczyć ze spadochronem. :P

Ogólnie jakiś czas temu miałam już Liebster Award, więc teraz nikogo nie nominuję. ;P
Co do rozdziału postaram się go szybciej pisać, bo na razie nie mogę znaleźć czasu.XD

Obserwatorzy