Muzyka

5 listopada 2013

Rozdział IV

Podczas gdy wszyscy inni zajmują się poranną toaletą, ja zrywam jabłka w sadzie. Ich słodki smak eksploduje na moich kubkach smakowych. Z całą pewnością będzie mi brak świeżości tych owoców.
Znowu zastanawiam się, czy nie byłoby lepiej gdybym została. Odganiam jednak tę myśl od siebie, nie chcę co chwila zmieniać zdania. Przykładam rękę do kieszeni, by wyczuć kształt strzykawki, to mnie nieco uspokaja. Nie po to ukradłam te rzeczy, by teraz zrezygnować.
Rozprasza mnie szelest liści. Odwracam się momentalnie i dostrzegam sylwetkę kobiety zrywającej śliwki z drzew. Każdy by rozpoznał tą posturę, należy ona do Johanny Reyes, naszej przedstawicielki. Inne frakcje nazywają ją przywódczynią, Serdeczność nie ma jednak przywódcy, rządzimy wspólnie.
Kobieta obraca się i zerka w moim kierunku. Jej twarz zdobi szrama, która od razu rzuca się w oczy. Mina Johanny jest zdziwiona, zapewne rzadko kto przychodzi zrywać owoce o tej porze. Przedstawicielka podchodzi do mnie i ściska na przywitanie. Mam tylko nadzieję, że nie wyczuła rzeczy znajdujących się w moich kieszeniach.
- Nie możesz spać skarbie? - pyta słodkim głosem.
- Dziś ważny dzień. - Uśmiecham się delikatnie, a kobieta odpowiada mi tym samym.
- Tak, dziś zacznie się wasza nowa przyszłość. - Kiwam głową na znak zrozumienia.
Głupio mi, pewnie myśli, że pozostanę w jej frakcji, a ja tymczasem pragnę z niej odejść.
- Masz na imię Mady prawda? - Przytakuję. - Pamiętaj, że nieważne jest, co wybierzesz. Ważne byś pamiętała o miłości. Musisz kochać ludzi ze swojego otoczenia.
Dziwię się na te słowa, ale po chwili dociera do mnie ich sens. Serdeczność naucza o miłości. Miłość jest jednak wszędzie i nie muszę się jej wcale wyrzekać.
- Dziękuję - wołam radośnie i całuję kobietę w czoło.

Każdy jedzie na Ceremonię Wyboru z rodziną. Rodzice zawożą mnie naszym czerwonym mercedesem. Rzadko jeżdżę samochodem, najczęściej nie mam z kim. Ojciec od rana pracuje przy rozwożeniu owoców, a matka w szpitalu miejskim jako pielęgniarka.
Oczywiście będę za nimi tęsknić, ale przez to, że tak rzadko się widujemy nie jestem z nimi zżyta tak, jak w dzieciństwie.
Gdy jesteśmy mali opiekują się nami głównie rodzice, później każdy zajmuje się każdym. Przestajesz skarżyć się mamie, a zaczynasz przyjaciółce. Nie mieszkasz już w pokoju z rodzicami, a dostajesz swój własny. Stajemy się jedną wielką rodziną, a raczej czymś wyżej - frakcją.
Tata parkuje samochód i wszyscy wychodzimy na zewnątrz. Baza jest olbrzymia, jej górna część chowa się w chmurach. To najwyższa budowla w całym mieście.
Wchodzimy po schodach do głównego wejścia. Na parterze nie ma praktycznie nic oprócz windy, która zawozi wszystkich na górę. Jest w niej tłok, ale Altruiści ustępują nam miejsca i wchodzą po schodach. Całe szczęście, że są tacy uprzejmi. Nie mija pół minuty, a już jesteśmy na dwudziestym piętrze. Cały tłum wylewa się z windy i rusza w stronę sali, od której zależy nasza dalsza przyszłość.
Zgromadzeni ustawiają się w kręgi. Na samych obrzeżach są szesnastolatkowie ze wszystkich frakcji. Na razie nie jesteśmy członkami. Po wyborze staniemy się nowicjuszami, a pełnie praw uzyskamy, jeśli przejdziemy nowicjat.
Ustawiamy się w porządku alfabetycznym, według nazwisk, które dzisiaj będziemy mogli porzucić. Moje pełne nazwisko brzmi Madeleine Windsor, więc ustawiam się na tyłach, pomiędzy chłopakiem z Erudycji, a dziewczyną z Prawości. Tą samą, która zadrapała Josh'a.
Inny krąg tworzą krzesła, podzielone na pięć części, według frakcji. Są one przeznaczone dla rodzin.
Ostatni krąg stanowi pięć metalowych mis. Substancja umieszczona w każdej z nich odpowiada danej frakcji. Kamienie symbolizują Altruizm, woda Erudycję, ziemia Serdeczność, rozżarzone węgle Nieustraszoność, a szkło Prawość.
Co roku ceremonia jest przeprowadzana przez inną frakcję. Tym razem zajmuje się tym Prawość.
W sali zapanowuje porządek. Moi rodzice nie żegnają się ze mną tylko od razu siadają na miejsce, zupełnie jakby byli pewni mojej przynależności do ich frakcji.
Jack Kang rozpoczyna od przemówienia.
- Witam. Witam na Ceremonii Wyboru, w dniu, w którym oddajemy hołd demokratycznej filozofii wyznaczonej przez naszych przodków. Ona mówi nam, że każdy człowiek ma prawo wybrać własną drogę przez świat.
- Chyba jedną z pięciu - mruczy chłopak za mną. Spoglądam na pięć mis, stojących w kręgu i dochodzę do wniosku, że ma rację.
- Nasi podopieczni skończyli szesnaście lat. Stoją na progu dorosłości i teraz od nich zależy decyzja, jakimi ludźmi się staną. - Jack stara się nadawać słowom poważny ton, co zresztą nieźle mu się udaje. - Przed dziesięcioleciami nasi przodkowie uświadomili sobie, że za toczone na świecie wojny trzeba winić polityczną ideologię, a nie wierzenia religijne, rasę czy pochodzenie. Doszli do wniosku, że chodzi o wagę ludzkiej osobowości, o skłonność człowieka do czynienia zła, niezależnie od jego formy. Podzielili ich na frakcje i starali się usunąć z nich te cechy, które odpowiadają za nieporządek w świecie.
- Co roku ta sama śpiewka. - Znowu pomruk chłopaka za mną. Obracam się, by zadać mu pytanie, ale wyprzedza mnie chłopak z jego frakcji stojący za nim.
- Skąd wiesz? - Chłopak ma charakterystyczny wygląd Erudyty. Niebieski garnitur, ulizane włosy, schludny. Jedyne, co go wyróżnia to brak okularów na nosie.
- Moje rodzeństwo już przechodziło przez tę ceremonię - odpowiada ten drugi. - Rodzice mówią, że co roku przywódca mówi te same słowa, muszą więc być gdzieś zapisane.
- Może coś jest w jakiejś księdze?
- Poczytam o tym po powrocie. - Te słowa oznaczają, że chłopak nie ma zamiaru zmieniać frakcji. Założę się, że jest więcej takich.
- Ci, którzy potępili agresję, stworzyli Serdeczność - mówi przywódca Prawości. Zastanawiam się, czy i ja ją potępiam? Patrzę na Jessicę i Manu, którzy się do siebie uśmiechają. Oni na pewno się jej sprzeciwiają.
 - Ci, którzy potępili ignorancję, stali się Erudytami. Ci, którzy potępili dwulicowość, stworzyli frakcję Prawości. - Nie wiem, czy mi się zdaje, ale mam wrażenie, że to zdanie Jack Kang wymówił z dumą. - Ci, którzy potępili egoizm, stali się Altruistami. A ci, którzy potępili tchórzostwo, są Nieustraszonymi.
Bez tchórzenia. Sama odwaga. Namacuję moje kieszenie i znowu wyczuwam kształt strzykawki i fiolek. Tchórzę, wiem o tym. Sądzę jednak, że byłabym większym tchórzem, gdybym teraz zrezygnowała.
- Pracując wspólnie, pięć frakcji przez wiele lat żyło w pokoju, a każda z nich wnosiła swój wkład w życie społeczeństwa. Dzięki Altruizmowi mamy bezinteresownych administratorów, Prawość dała nam solidnych i godnych zaufania instruktorów w dziedzinie prawa, Erudycja inteligentnych nauczycieli i badaczy, Serdeczność pełnych współczucia doradców oraz opiekunów, Nieustraszoność obronę przed zagrożeniami, zarówno wewnętrznymi, jak i zewnętrznymi. Jednak oddziaływanie każdej frakcji nie ogranicza się tylko do tych sfer. Nawzajem dajemy sobie znacznie więcej, niż można by to odpowiednio podsumować. W naszych frakcjach odnajdujemy sens, cel i życie. Bez nich nie przetrwalibyśmy. Dlatego dzisiejszy dzień jest dniem szczęśliwego wydarzenia. To dzień, kiedy przyjmiemy naszych nowicjuszy, którzy wspólnie z nami będą pracować, aby ulepszyć społeczeństwo, aby ulepszyć świat.
Rozbrzmiewają oklaski, po czym przywódca Prawości odczytuje nazwiska w odwróconej kolejności alfabetycznej. Jeden po drugim szesnastolatki wychodzą z kręgu i idą na środek sali. Pierwsza osoba wybrała Serdeczność, uśmiecham się pod nosem. Ktoś już wszedł za moje miejsce. Krople jej krwi spadają na misę, a potem staje za krzesłami, na których siedzą członkowie mojej frakcji.
Nazwiska wyczytywane są dość szybko. Za szybko jak dla mnie. Kolejne osoby podejmują decyzje. Wybory, zapewne najważniejsze w ich życiu.
- Zachary Vance - wywołuje Jack.
Erudyta bez okularów to pierwsza osoba, zmieniająca frakcję. Blondyn nacina sobie dłoń, a jego krew pada na misę z żarzącymi się węglami. To pierwsza osoba, która będzie przechodziła ze mną nowicjat.
Słyszę oburzony ton chłopaka za mną. Wymawia szereg słów, których nie rozumiem. Nie wiem, może to jakieś naukowe określenia? Chłopak nie ma jednak zbyt długiego czasu, by ponarzekać, bo zaraz on podejmuje decyzję. Po nim moja kolej.
Słyszę swoje nazwisko i biorę głęboki wdech. To ostatnia szansa, by zmienić zdanie, potem nie będzie odwrotu. Ruszam powoli do przodu. Misy Nieustraszoności i Serdeczności stoją obok siebie. Różne myśli rzucają się w mojej głowie, a na serce naciska gęsta mieszanina stresu i strachu. Wypełnia mnie od środka i przygniata wszystko tak, że aż boli. Jack podaje mi nóż, a ja przez dobrą chwilę przyglądam się ostrzu. W Serdeczności to narzędzie nigdy nie było bronią, w Nieustraszoności zapewne będzie na każdym kroku. Przygryzam wargę i nacinam sobie powoli dłoń. Dzięki adrenalinie nie czuję nawet bólu. Wyciągam rękę do przodu, kierując ją w stronę węgli. Tuż przed tym jak czerwony płyn skapuje, ręka zaczyna mi drzeć. Mam ochotę się wycofać, ale nie zdążam zabrać ręki, a krople mojej krwi już syczą w misie.
Staje w ciszy obok Erudyty. Po chwili przenoszę wzrok na Nieustraszonych, kiwają głowami z aprobatą. W Serdeczności jest lekkie poruszenie, ale nie specjalnie mocne.
- Kimberly Wilkinson. - Jack wywołuje następną osobę.
Do przodu, zdecydowanie pewniejszym krokiem niż ja, rusza Prawa o długich czerwonych paznokciach. Jednym ruchem nacina sobie dłoń i wysuwa ją nad rozżarzone węgle, a następnie staje koło mnie. Przełykam ślinę. Z bliska jest ładna, ale nie tak jak Mindy. Moja przyjaciółka jest śliczna sama w sobie, a Kim jak to by powiedział Manu, jest po prostu seksowna.


***
W końcu dodałam. Rozdział taki se, ale przynajmniej przez niego już przebrnęłam. ;P
Jak tam sobie radzicie ze szkołą?

11 komentarzy:

  1. Ale fajny rozdział (^_^) Jestem ciekawa życia we frakcji Nieustraszonych :3
    Czekam na next *3*

    OdpowiedzUsuń
  2. Przepraszam, że komentuję tak późno, ale dopiero teraz mam trochę luzu. :/
    Rozdział super! Dla mnie (bo książki nie czytałam) wszystko wydaje się strasznie ciekawe. Ja bym w życiu nie poszła do Nieustraszonych, ale ja to ja - tchórz i łamaga. xD Coś czuję, że z tą Kim będą kłopoty. A może się mylę?
    W każdym razie czekam z niecierpliwością na następny rozdział.
    Całusy. ;*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Droga Toriu, ty łamagą i tchórzem? Na pewno trochę przesadzasz. :D Znając życie, pewnie to ty byś wszystkich uratowała.XD
      Co do Kim, to pewnie niedługo się przekonamy. ;)

      Usuń
  3. Bardzo fajny, zresztą jak cały blog :)
    Świetnie opisałaś uczucia Mady, czułam się, jakbym to ja wybierała. Po prostu idealny rozdział.
    Czekam, oczywiście, na dalszą część i mam nadzieję że nie będziesz długo pisać :P
    Pozdrawiam :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bardzo dziękuję.^^
      Postaram się dodać jak najszybciej. :P

      Usuń
  4. Strona ładowała mi się dwukrotnie, gdyż Orange nie spodziewało się playlisty, za którą NIE dziękuję. :) A tak na serio to fajny pomysł, ale mnie już drażni, bo co rusz przeglądarka mi się zawiesza,a ja szybko się denerwuję.
    No to nadszedł ten właściwy moment, kiedy Mady zmienia swoją frakcję. Nasza przyszła Narkomanka musi dać sobie tam radę, gdyż zapewne będzie miała kogoś do pomocy. ^^
    Rozdział jak zwykle świetny. Masz ciekawy styl opisywania emocji, za który cię chwalę i podziwiam. Sama tak nie potrafię i bardzo ci tego zazdroszczę. Historia wciąga niczym ruchome schody sznurówki.
    Pozdrawiam i życzę weny. ;*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ach ta playlista.^^
      Narkomanka, pomoc tak, tak, ale nie zdradzaj za dużo. I tak już wiesz trochę więcej niż inny czytelnicy. :D
      Jak ja kocham twoje porównania, bez nich nie da się żyć!
      Umiesz opisywać emocje i nie marudź. Prędzej byłabym pewna ciebie niż siebie. ;)

      Usuń
  5. Afff… fajnie piszesz. I opowiadanie ma ciekawy temat. Cóż, zaciekawiłaś mnie, kontynuuj! xD

    OdpowiedzUsuń
  6. A do jakiej frakcji poszedł Josh?

    OdpowiedzUsuń

Obserwatorzy