Muzyka

24 listopada 2013

Rozdział V

    Kimberly uśmiecha się do rodzin Nieustraszonych, którzy wyglądają na bardzo zadowolonych. Pewnie nie tylko dlatego, że do ich frakcji zamierza dołączyć ładna dziewczyna, ale również dlatego, że pierwsze trzy transfery wybrały właśnie Nieustraszoność.
    Jack Kang wyczytuje kolejne nazwiska strasznie szybko. Patrzę jak Camile i Manu wybierają Serdeczność i jak Mindy bez zastanowienia spuszcza swoją krew na wodę. Kilka osób zmieniło jeszcze frakcję na Nieustraszoność: Jeszcze jeden chłopak z Erudycji, parka z Prawości i o dziwo parka z Altruizmu, z Serdeczności nikt na razie nie wybiera tego, co ja.
    Może to dziwne, ale kojarzę chłopaka z Altruizmu. Pamiętam ten jego uśmiech, który posłał mi w autobusie. W końcu uśmiechnięty Altruista to niecodzienna sprawa. Wiedziałam, że nie pasuje do tej strasznie poważnej frakcji.
    Wlepiam wzrok w podłogę i nasłuchuję kolejnych nazwisk. Nie skupiam się na ich znaczeniu, są dla mnie jak kolejne uderzenia piłki o podłogę. Przypomina mi to naszą starą grę w Serdeczności. Mieliśmy grupę około dwudziestu osób. Codziennie inny z nas zostawiał schowaną w pokoju każdego (nie zamykaliśmy ich na noc) kartę z zagadką. Zagadka odnosiła się do danego koloru, na przykład "Kolor znajduje się w środku skorupki i białka" albo "Znajdziesz zaznaczenie na starej jabłoni, przy której Camile złamała nogę". Każdy kto nie rozwiązał zagadki, nie znalazł kartki, albo nie chciało mu się lecieć pod wskazane miejsce, był do tyłu. Potem spotykaliśmy się i graliśmy w kolory, czyli rzucaliśmy do siebie piłką mówiąc jakiś kolor. Zakazaną barwą była właśnie ta na kartce. Codziennie odpadała jedna osoba, a gdy zostawał jeden, reszta musiała mu zrobić jakąś niespodziankę w nagrodę za zwycięstwo.
    Moje wspomnienia o grze przerywa dźwięk imienia.
    - Joseph Harvey - czyta Jack.
    Od razu podnoszę głowę i zerkam na chłopaka. Ma fajne nazwisko, Madeleine Harvey ładnie by brzmiało. Zaraz, o czym ja myślę? Potrząsam głową, a chłopak przenosi na chwilę wzrok na mnie i delikatnie się uśmiecha. Odpowiadam tym samym i wtedy po raz pierwszy Kimberly spogląda na mnie. Jej oczy są strasznie hipnotyzujące, ale sama nie wiem, czy są one piękne czy po prostu straszne. Przenoszę wzrok z powrotem na Josha, by uciec przed widokiem tych czarnych jak noc źrenic.
    Chłopak ku mojemu zdziwieniu wcale nie spuszcza krwi na Prawość ani Serdeczność. Otwieram szeroko oczy ze zdumienia, gdy widzę gdzie kapie czerwony płyn z jego ręki. Jakieś dziwne gorąco uderza mi do głowy, gdy patrzę jak idzie w kierunku wybranej przez siebie frakcji. Czemu ja o tym wcześniej nie pomyślałam? Przecież on dokładnie tam pasuje. Mógł mnie zmylić swoją wesołością i szczerością, ale gdzieś w głębi czułam, że on właśnie tam pójdzie. Mimo to większe zdziwienie czułabym pewnie tylko, jeśli wybrałby Altruizm.
    Uśmiecham się pod nosem, gdy Josh staje obok Mindy. Ciekawe czy się zaprzyjaźnią? Oboje są bystrzy, weseli, mili, więc powinno im się udać. Szkoda tylko, że ja nie będę ich widywać.
    Kilka nazwisk później widzę jak Jessica idzie, by dokonać wyboru. Dziewczyna spogląda na mnie, a ja uśmiecham się do niej promiennie. Odpowiada mi lekko unosząc końcówki ust do góry, po czym przenosi wzrok na Mindy, która również się szczerzy.
    Jessica drży, gdy przykłada sobie nóż do dłoni, pewnie boi się bólu. Przecina sobie skórę szybkim ruchem, a ja aż wstrzymuję oddech. Dziewczyna spogląda na misę z ziemią, a potem kolejno na naczynie, w którym znajduje się woda i na to z rozżarzonymi węglami. Nie mam pojęcia co ona kombinuje. Spoglądam na nią z przestrachem. Blondynka patrzy w skupieniu na Mindy, która tylko kręci głową. Jessica staje dokładnie między misami Nieustraszoności i Serdeczności. Serce bije mi tak, jakby chciało wyrwać się z piersi. Przecież ona stoi przed takim samym wyborem jak ja. A co jeśli zmieni frakcję? Będę ją miała przy sobie. Będę miała z kim gadać, z kim się przyjaźnić, z kim współpracować, z kim to wszystko przeżywać. Byłoby cudownie.
    Spoglądam prosto w przerażone oczy mojej przyjaciółki. Jest gotowa się poświęcić, by być ze mną. Ma w sobie coś z Altruisty, to tam mogłaby przejść. Jednakże do Nieustraszoności się nie nadaje. Musiałaby się bać na każdym kroku, a ona jest delikatniejsza ode mnie.
    Dziewczyna wyciąga rękę do przodu i patrzy w skupieniu na mnie, jakby czekała na mój rozkaz. Wzdycham, mam ochotę ją przyjąć, ale ona nigdy nie będzie wtedy szczęśliwa, a może nawet zostanie bezfrakcyjną? Przełykam ślinę, korci mnie, by pokiwać na "tak".
    Przez przypadek dotykam kieszeni i robię się biała jak ściana. Co ona mogłaby sobie o mnie pomyśleć, jeśli brałabym serum, by nie tchórzyć? Od razu kręcę głową na "nie", a Jessica wzdycha i spuszcza krew na Serdeczność. Serce bije mi jak oszalałe, biorę kilka głębszych wdechów, by się uspokoić.
    Nazwiska znowu lecą, zbijając się w całość. Gdy tylko ostatnia osoba dokonuje wyboru, pora wychodzić. Pierwsi ruszają Nieustraszeni. Wlokę się za grupką osób w czarnych strojach, którzy postanowili nie zmieniać frakcji. Czuję się obco w barwnej sukience. Zerkam przez ramię do tyłu i dostrzegam twarze moich rodziców. Wydają się obojętni na to, co się stało. Uśmiecham się do nich smutno, a oni tylko odwracają wzrok. To dla mnie jak cios w serce. Mam wrażenie, że ktoś walnął mnie młotkiem w klatkę piersiową i uderzał tak, dopóki nie zmiażdżył serca.
    Dotykam ręką kieszeni. Zapomnę choć na chwilę, wystarczy zejść z ich widoku.
    Przenoszę wzrok na Mindy, która uśmiecha się serdecznie i do mnie macha. Obok niej stoi Josh, który powtarza tę czynność, próbuje im odmachać, ale tłumek przepycha mnie przez drzwi. Nagle ktoś zaczyna wrzeszczeć. Przejmują to od niego wszyscy i biegną prosto na schody, zostawiając mnie w tyle. Jestem całkiem zdezorientowana, ale zaczynam za nimi biec. Wydaje się to całkiem zabawne. Przystaję na chwilę i wyciągam z kieszeni strzykawkę, igłę i fiolkę. To jedyny dogodny moment jaki mam, by to zrobić. Szybko nakładam igłę na strzykawkę i wypełniam nią serum, po czym wstrzykuję je sobie w żyłę. Biegnę niewiele myśląc, by dogonić resztę. Strzykawkę wkładam z powrotem do kieszeni, a resztę wyrzucam gdzieś po drodze. Jestem strasznie daleko od reszty osób z mojej frakcji. Nagle zaczynam śmiać się na głos. Czuję znajome uczucie, radość wypełnia mnie od środka i próbuje się wydostać na zewnątrz. Słyszę kroki zbiegających, krzyki, gwizdy, śmiechy i uznaję, że muszą się dobrze bawić. Wskakuję na poręcz i zjeżdżam w dół, stojąc na nogach. W mgnieniu oka jestem koło reszty. Niektórzy patrzą na mnie zdziwieni, wyglądają zabawnie. Inni nawet mnie nie zauważają tylko dalej krzyczą. Jakby się tak pobili w piersi wyglądali by zupełnie jak te duże małpki. Jak im było? Goryle? Ktoś chyba uznał mój wyczyn za świetny pomysł, bo wskakuje na kolejną z poręczy. Mam ochotę mu pomachać, wydaje się taki słodki. Nagle zaczynam się chwiać. Próbuję się utrzymać, ale przewracam się na kilku Nieustraszonych, którzy łapią mnie na ręce i stawiają na ziemi. To bardzo miłe z ich strony. Miłe chi, chi, jak w Serdeczności, a może się wspólnie pobawimy?
    Wszyscy wybiegamy na zewnątrz. Słoneczko jest takie śliczne. Wyciągam rękę do góry, by je złapać, ale wymyka mi się spod palców. Nieustraszeni blokują autobus, a może to jakaś gra? Też chce się pobawić. Ruszam w tamtym kierunku, ale reszta mnie pcha w stronę torów. Nie są zbyt mili.
    Nagle widzę jakieś światło i mrużę oczy. Jakby ktoś lampką mi po nich świecił, to nie jest fajne. Niech ten ktoś to wyłączy! W uszach słyszę jakieś gwizdy. Cała głowa zaczyna mnie boleć, więc się krzywię.
    - Nic ci nie jest? - pyta jakiś blondyn ubrany na niebiesko. Jak on miał, a no tak, Zack! O mój boże jaki on jest śliczny!
    - Jesteś słodki jak szczeniaczek! - wołam, a chłopak robi się czerwony.
    Nagle wszyscy ci więksi w czarnych strojach skaczą do pociągu. To musi być świetna zabawa! Po nich ruszają mali czarni i zostaje tylko kilka osób. Biegnę w stronę wagonu i już mam skakać, ale wpada na mnie blondynka z Prawości. Prawie wpadam pod tory, ale chwyta mnie czyjaś ręka i wciąga do środka. Dziewczyna, która na mnie wpadła też jest bezpieczna. Siedzi wygodnie i poprawia grzywkę. Kimberly? Tak, właśnie tak miała na imię!
    - Nic ci nie jest? - pyta dziewczyna, która mnie wciągnęła. Ma na sobie smutny szary strój. Przekrzywiam głowę na bok i się uśmiecham, by ją rozweselić. - Wy Serdeczni jesteście jacyś inni.
    Zaczynam się śmiać, a ona unosi brwi do góry. Przyglądam się jej uważniej. Ma długie, brązowe, kręcone włosy. Zakręcają się jak spirala, albo jak studnia, z której wypuszczana jest woda. W kółko i w kółko i w kółko. Jej zielone oczy sprawiają wrażenie świateł. Zielone, można jechać. Twarz ma okrąglutką jak piłka, chciałabym sobie teraz poodbijać piłeczką. Szyje ma jak u łabędzia. Chi, chi łabędź. Szary łabędź, bardzo szary łabędź.
    - Wyglądasz jak taki łabądek. - Uśmiecham się szeroko, a ona się krzywi.
    - Że co?! - Jej głos jest groźny, nie pasuje do łabędzia.
    - Nie jesteś zbyt miła. - Kładę się na podłodze i zaczynam się głośno śmiać. Po chwili dołącza do mnie ten słodki Zack i Altruista, który się uśmiecha. Wow.
    - Ty się uśmiechasz! - wołam wesoło.
    - Serdeczni zawsze są tacy zabawni? - pyta, a ja macham żywiołowo głową.
    - To jakiś idiotyzm. - Łabędź odzywa się znowu i psuje aurę śmiechu.
    - Cicho Łabądku - mówi ta dziewczyna, co mnie przez przypadek popchnęła. Po chwili siada tuż przede mną, a ja patrzę w jej czarujące oczy.
    - Jakie hipnotyzujące - mówię. Kim uśmiecha się krzywo.
    - Ciekawe, co on w tobie widzi? - Dziewczyna wstaje i wraca do Prawej, z którą przed chwilą rozmawiała.
    W mojej głowie rzuca się pytanie "Kto?". Otrząsam się jednak i wychylam, by widzieć krajobraz. Ale pęd! Jest cudownie. Obrazy się zlewają, a miasto się oddala, mam ochotę je chwycić w  ręce, ale mi to nie wychodzi. Wiatr muska mi włosy. Jest cudowny!
    - Wyskakują! - krzyczy jakiś chłopak. Nieustraszeni skaczą na dach. Patrzą w dół, ziemia jest daleko!
    - Strasznie wysoko. - Łabędź przełyka ślinę.
    - Nie martw się Victorio. Dasz radę. - Chłopak z jej frakcji kładzie jej rękę na ramieniu.
    Ludzie zaczynają skakać. Biorę rozpęd i skaczę nad szczeliną, ale fajne! Inni również robią to, co ja. Tylko ta cała Victoria dalej stoi tam gdzie stała.
    - Skacz! Dasz radę! Jesteś odważna! - krzyczy chłopak w szarościach.
    - Skacz jest fajnie! - wołam. Dziewczyna zaczyna coś mamrotać pod nosem i skacze na dach. Przewraca się i zdziera łokieć, ale bardzo szybko wstaje i się otrzepuje.
    - Słuchajcie, jestem Max! - woła jakiś starszy Nieustraszony, stojący przy krawędzi.
    - Słuchamy cię - odpowiadam, a inni zaczynają się śmiać pod nosem.
    - Jestem jednym z przywódców Nieustraszoności. Kilka pięter niżej znajduje się wejście do naszej siedziby. Musicie wziąć się w garść i tam skoczyć, w przeciwnym razie się tu nie nadajecie - oznajmia mężczyzna. Zanim znajduje się wielka dziura. Skok do dziury? A może tam jest wielkie ciasto?!
    - Chcesz byśmy skoczyli z gzymsu? - Erudyta, ale nie Zack tylko ten drugi przełyka ślinę. Nie rozumiem czemu się boi. Nie chce ciasta?
    - Tak, nowicjusze mają ten przywilej bycia pierwszymi - odpowiada Max.
    Uśmiecham się od ucha do ucha i biegnę pierwsza na skraj. Muszę dostać największy kawałek ciasta!
Dziura jest głęboka, pewnie nagromadzili w niej sporo placka. Skaczę w przepaść i czuję się jakbym frunęła.
    - Ja latam! - krzyczę. Nagle uderzam o coś twardego. - Au!
    Otrząsam się z szoku. To siatka, zaraz, a gdzie ciasto? Łapię się za głowę, co za ciasto? Skąd mi się to w ogóle wzięło? Przecieram oczy i zauważam kilkoro rąk na skraju siatki. Chwytam pierwszą lepszą, a ona wyciąga mnie na drewnianą podłogę. Prawie uderzam głową o podłoże, ale czyjeś dłonie mnie przytrzymują. Zaczyna mi się kręcić w głowie, a obraz przed oczami się rozmazuje. Nie mogę się ruszyć i czekam chwilę w tej pozycji, aż to dziwne wrażenie minie. Nagle dociera do moich uszu dźwięk jakiegoś głosu.
    - Wszystko w porządku? - pyta. Wyswobadzam się z rąk rozmówcy i spoglądam na jego twarz. To jakiś młody mężczyzna, może nawet nie? Ile on może być starszy ode mnie? Rok? Dwa?
    - Tak. - Mrugam kilkukrotnie. - Już tak.
    - To dobrze, bo zrobiłaś się blada - mówi. - Jak się nazywasz?
    - Mady - odpowiadam. Chłopak, mężczyzna, to coś płci męskiej, które mi pomogło uśmiecha się do mnie, po czym ogląda się za ramię.
    - Pierwsza skoczyła Mady! - krzyczy.

***
Jest notka. Wywiązałam się, dodałam przed końcem weekendu. :D (jakąś godzinę przed końcem)
Byłam dziś na "W pierścieniu ognia", wyszło lepiej niż się spodziewałam. Ta cudna historia zawsze będzie gdzieś w mojej głowie. Widzieliście już może ten film?
Tak przy okazji miałam zadać pytanie w poprzedniej notce, ale ta moja skleroza jest straszna. Z ciekawości, jaką frakcję wy byście wybrali?

5 listopada 2013

Rozdział IV

Podczas gdy wszyscy inni zajmują się poranną toaletą, ja zrywam jabłka w sadzie. Ich słodki smak eksploduje na moich kubkach smakowych. Z całą pewnością będzie mi brak świeżości tych owoców.
Znowu zastanawiam się, czy nie byłoby lepiej gdybym została. Odganiam jednak tę myśl od siebie, nie chcę co chwila zmieniać zdania. Przykładam rękę do kieszeni, by wyczuć kształt strzykawki, to mnie nieco uspokaja. Nie po to ukradłam te rzeczy, by teraz zrezygnować.
Rozprasza mnie szelest liści. Odwracam się momentalnie i dostrzegam sylwetkę kobiety zrywającej śliwki z drzew. Każdy by rozpoznał tą posturę, należy ona do Johanny Reyes, naszej przedstawicielki. Inne frakcje nazywają ją przywódczynią, Serdeczność nie ma jednak przywódcy, rządzimy wspólnie.
Kobieta obraca się i zerka w moim kierunku. Jej twarz zdobi szrama, która od razu rzuca się w oczy. Mina Johanny jest zdziwiona, zapewne rzadko kto przychodzi zrywać owoce o tej porze. Przedstawicielka podchodzi do mnie i ściska na przywitanie. Mam tylko nadzieję, że nie wyczuła rzeczy znajdujących się w moich kieszeniach.
- Nie możesz spać skarbie? - pyta słodkim głosem.
- Dziś ważny dzień. - Uśmiecham się delikatnie, a kobieta odpowiada mi tym samym.
- Tak, dziś zacznie się wasza nowa przyszłość. - Kiwam głową na znak zrozumienia.
Głupio mi, pewnie myśli, że pozostanę w jej frakcji, a ja tymczasem pragnę z niej odejść.
- Masz na imię Mady prawda? - Przytakuję. - Pamiętaj, że nieważne jest, co wybierzesz. Ważne byś pamiętała o miłości. Musisz kochać ludzi ze swojego otoczenia.
Dziwię się na te słowa, ale po chwili dociera do mnie ich sens. Serdeczność naucza o miłości. Miłość jest jednak wszędzie i nie muszę się jej wcale wyrzekać.
- Dziękuję - wołam radośnie i całuję kobietę w czoło.

Każdy jedzie na Ceremonię Wyboru z rodziną. Rodzice zawożą mnie naszym czerwonym mercedesem. Rzadko jeżdżę samochodem, najczęściej nie mam z kim. Ojciec od rana pracuje przy rozwożeniu owoców, a matka w szpitalu miejskim jako pielęgniarka.
Oczywiście będę za nimi tęsknić, ale przez to, że tak rzadko się widujemy nie jestem z nimi zżyta tak, jak w dzieciństwie.
Gdy jesteśmy mali opiekują się nami głównie rodzice, później każdy zajmuje się każdym. Przestajesz skarżyć się mamie, a zaczynasz przyjaciółce. Nie mieszkasz już w pokoju z rodzicami, a dostajesz swój własny. Stajemy się jedną wielką rodziną, a raczej czymś wyżej - frakcją.
Tata parkuje samochód i wszyscy wychodzimy na zewnątrz. Baza jest olbrzymia, jej górna część chowa się w chmurach. To najwyższa budowla w całym mieście.
Wchodzimy po schodach do głównego wejścia. Na parterze nie ma praktycznie nic oprócz windy, która zawozi wszystkich na górę. Jest w niej tłok, ale Altruiści ustępują nam miejsca i wchodzą po schodach. Całe szczęście, że są tacy uprzejmi. Nie mija pół minuty, a już jesteśmy na dwudziestym piętrze. Cały tłum wylewa się z windy i rusza w stronę sali, od której zależy nasza dalsza przyszłość.
Zgromadzeni ustawiają się w kręgi. Na samych obrzeżach są szesnastolatkowie ze wszystkich frakcji. Na razie nie jesteśmy członkami. Po wyborze staniemy się nowicjuszami, a pełnie praw uzyskamy, jeśli przejdziemy nowicjat.
Ustawiamy się w porządku alfabetycznym, według nazwisk, które dzisiaj będziemy mogli porzucić. Moje pełne nazwisko brzmi Madeleine Windsor, więc ustawiam się na tyłach, pomiędzy chłopakiem z Erudycji, a dziewczyną z Prawości. Tą samą, która zadrapała Josh'a.
Inny krąg tworzą krzesła, podzielone na pięć części, według frakcji. Są one przeznaczone dla rodzin.
Ostatni krąg stanowi pięć metalowych mis. Substancja umieszczona w każdej z nich odpowiada danej frakcji. Kamienie symbolizują Altruizm, woda Erudycję, ziemia Serdeczność, rozżarzone węgle Nieustraszoność, a szkło Prawość.
Co roku ceremonia jest przeprowadzana przez inną frakcję. Tym razem zajmuje się tym Prawość.
W sali zapanowuje porządek. Moi rodzice nie żegnają się ze mną tylko od razu siadają na miejsce, zupełnie jakby byli pewni mojej przynależności do ich frakcji.
Jack Kang rozpoczyna od przemówienia.
- Witam. Witam na Ceremonii Wyboru, w dniu, w którym oddajemy hołd demokratycznej filozofii wyznaczonej przez naszych przodków. Ona mówi nam, że każdy człowiek ma prawo wybrać własną drogę przez świat.
- Chyba jedną z pięciu - mruczy chłopak za mną. Spoglądam na pięć mis, stojących w kręgu i dochodzę do wniosku, że ma rację.
- Nasi podopieczni skończyli szesnaście lat. Stoją na progu dorosłości i teraz od nich zależy decyzja, jakimi ludźmi się staną. - Jack stara się nadawać słowom poważny ton, co zresztą nieźle mu się udaje. - Przed dziesięcioleciami nasi przodkowie uświadomili sobie, że za toczone na świecie wojny trzeba winić polityczną ideologię, a nie wierzenia religijne, rasę czy pochodzenie. Doszli do wniosku, że chodzi o wagę ludzkiej osobowości, o skłonność człowieka do czynienia zła, niezależnie od jego formy. Podzielili ich na frakcje i starali się usunąć z nich te cechy, które odpowiadają za nieporządek w świecie.
- Co roku ta sama śpiewka. - Znowu pomruk chłopaka za mną. Obracam się, by zadać mu pytanie, ale wyprzedza mnie chłopak z jego frakcji stojący za nim.
- Skąd wiesz? - Chłopak ma charakterystyczny wygląd Erudyty. Niebieski garnitur, ulizane włosy, schludny. Jedyne, co go wyróżnia to brak okularów na nosie.
- Moje rodzeństwo już przechodziło przez tę ceremonię - odpowiada ten drugi. - Rodzice mówią, że co roku przywódca mówi te same słowa, muszą więc być gdzieś zapisane.
- Może coś jest w jakiejś księdze?
- Poczytam o tym po powrocie. - Te słowa oznaczają, że chłopak nie ma zamiaru zmieniać frakcji. Założę się, że jest więcej takich.
- Ci, którzy potępili agresję, stworzyli Serdeczność - mówi przywódca Prawości. Zastanawiam się, czy i ja ją potępiam? Patrzę na Jessicę i Manu, którzy się do siebie uśmiechają. Oni na pewno się jej sprzeciwiają.
 - Ci, którzy potępili ignorancję, stali się Erudytami. Ci, którzy potępili dwulicowość, stworzyli frakcję Prawości. - Nie wiem, czy mi się zdaje, ale mam wrażenie, że to zdanie Jack Kang wymówił z dumą. - Ci, którzy potępili egoizm, stali się Altruistami. A ci, którzy potępili tchórzostwo, są Nieustraszonymi.
Bez tchórzenia. Sama odwaga. Namacuję moje kieszenie i znowu wyczuwam kształt strzykawki i fiolek. Tchórzę, wiem o tym. Sądzę jednak, że byłabym większym tchórzem, gdybym teraz zrezygnowała.
- Pracując wspólnie, pięć frakcji przez wiele lat żyło w pokoju, a każda z nich wnosiła swój wkład w życie społeczeństwa. Dzięki Altruizmowi mamy bezinteresownych administratorów, Prawość dała nam solidnych i godnych zaufania instruktorów w dziedzinie prawa, Erudycja inteligentnych nauczycieli i badaczy, Serdeczność pełnych współczucia doradców oraz opiekunów, Nieustraszoność obronę przed zagrożeniami, zarówno wewnętrznymi, jak i zewnętrznymi. Jednak oddziaływanie każdej frakcji nie ogranicza się tylko do tych sfer. Nawzajem dajemy sobie znacznie więcej, niż można by to odpowiednio podsumować. W naszych frakcjach odnajdujemy sens, cel i życie. Bez nich nie przetrwalibyśmy. Dlatego dzisiejszy dzień jest dniem szczęśliwego wydarzenia. To dzień, kiedy przyjmiemy naszych nowicjuszy, którzy wspólnie z nami będą pracować, aby ulepszyć społeczeństwo, aby ulepszyć świat.
Rozbrzmiewają oklaski, po czym przywódca Prawości odczytuje nazwiska w odwróconej kolejności alfabetycznej. Jeden po drugim szesnastolatki wychodzą z kręgu i idą na środek sali. Pierwsza osoba wybrała Serdeczność, uśmiecham się pod nosem. Ktoś już wszedł za moje miejsce. Krople jej krwi spadają na misę, a potem staje za krzesłami, na których siedzą członkowie mojej frakcji.
Nazwiska wyczytywane są dość szybko. Za szybko jak dla mnie. Kolejne osoby podejmują decyzje. Wybory, zapewne najważniejsze w ich życiu.
- Zachary Vance - wywołuje Jack.
Erudyta bez okularów to pierwsza osoba, zmieniająca frakcję. Blondyn nacina sobie dłoń, a jego krew pada na misę z żarzącymi się węglami. To pierwsza osoba, która będzie przechodziła ze mną nowicjat.
Słyszę oburzony ton chłopaka za mną. Wymawia szereg słów, których nie rozumiem. Nie wiem, może to jakieś naukowe określenia? Chłopak nie ma jednak zbyt długiego czasu, by ponarzekać, bo zaraz on podejmuje decyzję. Po nim moja kolej.
Słyszę swoje nazwisko i biorę głęboki wdech. To ostatnia szansa, by zmienić zdanie, potem nie będzie odwrotu. Ruszam powoli do przodu. Misy Nieustraszoności i Serdeczności stoją obok siebie. Różne myśli rzucają się w mojej głowie, a na serce naciska gęsta mieszanina stresu i strachu. Wypełnia mnie od środka i przygniata wszystko tak, że aż boli. Jack podaje mi nóż, a ja przez dobrą chwilę przyglądam się ostrzu. W Serdeczności to narzędzie nigdy nie było bronią, w Nieustraszoności zapewne będzie na każdym kroku. Przygryzam wargę i nacinam sobie powoli dłoń. Dzięki adrenalinie nie czuję nawet bólu. Wyciągam rękę do przodu, kierując ją w stronę węgli. Tuż przed tym jak czerwony płyn skapuje, ręka zaczyna mi drzeć. Mam ochotę się wycofać, ale nie zdążam zabrać ręki, a krople mojej krwi już syczą w misie.
Staje w ciszy obok Erudyty. Po chwili przenoszę wzrok na Nieustraszonych, kiwają głowami z aprobatą. W Serdeczności jest lekkie poruszenie, ale nie specjalnie mocne.
- Kimberly Wilkinson. - Jack wywołuje następną osobę.
Do przodu, zdecydowanie pewniejszym krokiem niż ja, rusza Prawa o długich czerwonych paznokciach. Jednym ruchem nacina sobie dłoń i wysuwa ją nad rozżarzone węgle, a następnie staje koło mnie. Przełykam ślinę. Z bliska jest ładna, ale nie tak jak Mindy. Moja przyjaciółka jest śliczna sama w sobie, a Kim jak to by powiedział Manu, jest po prostu seksowna.


***
W końcu dodałam. Rozdział taki se, ale przynajmniej przez niego już przebrnęłam. ;P
Jak tam sobie radzicie ze szkołą?

Obserwatorzy