Zaraz za mną skacze jakaś Altruistka. Jak przez mgłę
pamiętam jej imię. Vanessa? Nie to nie to. Głowa znów zaczyna mi tak pulsować, że aż bębenki pękają. A Erudyci mówią, że myślenie nie boli.
- Altruistka? - Dziwi się ten chłopak, który mi pomógł.
- Myślisz, że przez to jestem gorsza? - Dziewczyna naciera na niego. Twarz
chłopaka zmienia się ze spokojnej na nieco rozdrażnioną.
- Z pewnością jesteś pyskata i skora do bójek - odpowiada jej.
- Czyli idealnie pasuje do naszej frakcji. - Śmieje się jakaś nieco starsza ode
mnie dziewczyna.
- Od kiedy jesteś tak pozytywnie nastawiona do Altruistów, Lauren? - pyta ten,
który mi pomógł.
- Od dziś nie należę już do tej denerwującej frakcji. - Vanessa, czy jak jej
tam przewraca oczami.
- Ale do naszej również na razie nie należysz. - Uśmiecha się szyderczo Lauren.
- Jeszcze. - Dziewczyna wymawia to słowo z naciskiem, po czym zdejmuje z siebie
ponury, szary strój, zostając w samej podkoszulce.
Altruista, który nie jest owinięty od stóp do głów to z pewnością niecodzienny
widok. Wpatruję się w nią z zaciekawieniem, ale chyba zbyt intensywnie, bo po
chwili obraca się i spogląda na mnie wzrokiem, który mógłby zabić.
- Twój śmiech zrobił sobie wolne? - pyta. Nie mam pojęcia, co na to
odpowiedzieć. Po mojej głowie przelatują niezliczone znaki zapytania. Na
szczęście przerywa nam Altruista, który przed chwilą skoczył z wiaduktu.
- Victorio! Ty skoczyłaś z budynku?! I to jako druga?! - wrzeszczy chłopak, po
czym podbiega do nas. - Z twoim lękiem wysokości myślałem, że to niemożliwe.
- Zamknij się, nie wszyscy muszą wiedzieć, że mam lęk wysokości. A skoro ta
wariatka skoczyła i nic się jej nie stało, nie mogłam być gorsza. - Victoria
krzyżuje ręce na piersi.
Próbuje sobie przypomnieć czemu jest do
mnie tak pesymistycznie nastawiona, ale moja głowa znowu mi pulsuje.
- Daj spokój. Serdeczni są po prostu weseli. - Altruista wzrusza ramionami. -
Przyznasz, że to dość zabawne.
- Zabawne jest to, że mówicie o Mady jakby jej tu nie było - odzywa się Lauren,
po czym klepie mnie po plecach. - Nasz skoczek numer jeden chyba zapomniał
języka w gębie.
- Może po prostu uważa wtrącanie się do tej kłótni za bezsensowne zachowanie -
mówi Nieustraszony, który nazwał Victorię "pyskatą".
- Bierzesz wszystko zbyt poważnie, Cztery - odpowiada mu dziewczyna.
- Cztery to liczba - wypalam, nie zastanawiając się nawet.
- Tak. Jakiś problem? - pyta chłopak, na co kręcę głową.
Gdy wszyscy nowicjusze są już wśród nas, Lauren i Cztery
oprowadzają nas po jaskini. Jest w niej strasznie ciemno, ale na szczęście nie
boję się ciemności. Ściany są z kamienia, a sufit coraz bardziej się obniża.
Lampy oświetlające korytarz rozmieszczono w dużych odstępach od siebie. Przy
którejś z nich nasi przewodnicy stają i odwracają się twarzami do nas.
- Tu się rozdzielamy - mówi Lauren, po czym patrzy na grupkę Nieustraszonych. -
Wy idziecie ze mną, myślę, że nie trzeba was oprowadzać.
Dziewczyna znika w ciemności, a za nią stopniowo każdy z nowicjuszy urodzonych
w tej frakcji. Przyglądam się tym, którzy zostali. Jest nas tylko ośmioro. Z
Serdeczności jestem tylko ja, z Altruizmu dwie osoby, z Erudycji również dwie,
a z Prawości trzy.
- Pracuje w sali kontroli - zwraca się do nas Cztery. - Ale przez kilka
najbliższych tygodni będę waszym instruktorem. Nazywam się Cztery.
- To liczba - odzywa się jakiś Prawy, na co instruktor przewraca oczami.
- Tak. Już mi to uświadomiono. - Na dźwięk tych słów czuję, że się rumienię. -
Teraz pójdziemy do Jamy, którą pewnego dnia nauczycie się kochać.
- Ciekawa nazwa. - Kimberly parska śmiechem. Cztery mierzy ją wzrokiem, ale ona
tylko uśmiecha się do niego szyderczo.
- Jak się nazywasz?
- Kim - wymawia dźwięcznie dziewczyna, uśmiechając się jeszcze szerzej.
Mam wrażenie, że instruktor chce jej coś odpowiedzieć, ale chyba się
powstrzymuje. Zamiast tego rusza po prostu w stronę cienia na końcu tunelu, a
my podążamy za nim. Po chwili otwiera podwójne drzwi i wchodzimy do miejsca
zwanego "Jamą".
Jest to ogromna podziemna jaskinia. Skalne ściany wznoszą się na wysokość kilku
pięter. Są strasznie nierówne. Wykuto w nich pomieszczenia na różne potrzeby,
które połączono ze sobą wąskimi ścieżkami. Nie ma barierek, które chroniłyby
przed upadkiem, ale to w końcu Nieustraszoność. Może to dziwne, ale ten widok
wcale mnie nie przeraża. Serce bije normalnie, za to umysł jakby chciał się
wyrwać z mojej głowy i zobaczyć jeszcze więcej.
Sklepienie Jamy tworzą szklane szyby. Ponad nimi znajduje się gmach, z którego
dochodzi światło. Nad ścieżkami wiszą niebieskie lampy. Świecą tym mocniej, im
mniej światła słonecznego trafia na dany obszar.
Wokół nas roi się od młodych ludzi ubranych na czarno. Rozmawiają, gestykulują,
a wszystko to robią z niesamowitą energią. Przypomina mi to trochę mój dom. U
nas również wszystko robi się żywiołowo. Uśmiecham się delikatnie pod nosem.
- Chodźcie za mną - odzywa się Cztery. - Pokażę wam przepaść.
Przechodzą mnie dreszcze, choć w zasadzie nie wiem czemu. Instruktor prowadzi
nas na prawą stronę jaskini, gdzie jest ciemniej. Podłoga kończy się żelazną
barierką. Im bliżej do niej podchodzę, tym wyraźniej słyszę wodę, rozbijającą
się o skały. Ten dźwięk jest z jednej strony straszny, z drugiej nawet
uspokajający. Przynosi mi na myśl wodę w strumyku, ocierającą się na jego
brzegach. Podchodzę jeszcze trochę i spoglądam za barierkę. Grunt opada pod
ostrym kątem, a na dole znajduje się rzeka. Woda uderza o ścianę i rozpryskuje
się w górze. To z pewnością jest dużo bardziej niebezpieczne od zwykłego
strumyka.
- Przepaść przypomina o cienkiej granicy między odwagą, a głupotą! - krzyczy
Cztery. - Ten, kto skoczy z półki zakończy życie, a byli już tacy którzy
próbowali i zapewne będą nadal.
Cały czas patrzę w dół i wiem, że w życiu bym tam nie skoczyła, nawet gdybym
wiedziała, że przeżyje. (Albo, że jest tam tort. XD Takie moje wtrącenie, tego
nie ma w tekście.)
- Może tu pofruwasz, Mady? - odzywa się Kimberly, stając tuż obok mnie.
- Co? - pytam spoglądając na nią. Dziewczyna znowu się krzywo uśmiecha, ona
chyba nie wie co to prawdziwa radość.
- W końcu wrzeszczałaś "ja latam" spadając z gzymsu. - Kim unosi
jedną brew do góry i opiera się o barierkę. - Tu też mogłabyś polatać.
To jest właśnie groźba? Słyszałam o tym, ale nigdy nie usłyszałam czegoś
podobnego na żywo. Do głowy uderza mnie jakieś dziwne gorąco. Jeszcze trochę i
zaczęłoby mnie parzyć.
- Starczy idiotycznych rozmów, za mną - woła Cztery. Blondynka obok mnie rusza
zgrabnie za naszym instruktorem.
Chłopak prowadzi nas do dziury ziejącej w ścianie. Pomieszczenie za nią jest na
tyle dobrze oświetlone, że widzę dokąd idziemy - do jadalni. Gdy przestępujemy
próg, Nieustraszeni wstają. Krzyczą, tupią, klaszczą, wiwatują, a ja po raz
kolejny się uśmiecham. Może to nie do końca jak w Serdeczności, ale w każdym
razie trochę podobnie.
Wszyscy szukają wolnych miejsc. Jeden stół jest prawie całkowicie pusty, więc
siadam tam. Po chwili z mojej prawej strony przysiada się Altruista, a z lewej
nasz instruktor.
- Co to jest? - pyta chłopak po moje prawej. Podążam za jego wzrokiem. Na
środku stołu znajduje się talerz z hamburgerami, a wokół niego kilka sosów.
- Hamburgery - odpowiadam. Altruista spogląda na mnie zdezorientowanym
wzrokiem. Uśmiecham się do niego.
- To wołowina - mówi Cztery. - Jak polejecie to sosem będzie smaczniejsze.
- Dobre to jest? - zadaje pytanie Victoria, siedząca tuż obok kolegi ze swojej
frakcji. Jej mina nie świadczy o tym, że dziewczyna jest zachęcona do potrawy.
- Nie jedliście nigdy hamburgerów? - Dziwi się Zack, który siedzi po jej
drugiej stronie.
- W ich frakcji je się proste potrawy - wyjaśnia nasz instruktor. Po chwili
chwyta za hamburgera, a Altruiści przyglądają mu się z zaciekawieniem.
- Niby dlaczego? - dopytuje Erudyta. W jego oczach iskrzy ciekawość typowa dla
jego frakcji.
- Ekstrawagancję uznaje się za egoizm - odpowiada Altruista. Przez dłuższy czas
przygląda się potrawie, ale w końcu po nią sięga i ją próbuje. - Smaczne -
dodaje, nie do końca przeżuwając kęs. Krzywię się na ten widok.
- Jak jeszcze raz będziesz mówił z pełnymi ustami Tylor to będziesz musiał jeść
te całe hamburgery w formie płynu - mówi Victoria. Dziewczyna z pozoru nie wygląda
na straszną, ale za każdym razem, gdy się odzywa coraz bardziej ściska mnie w
żołądku. Po chwili sama chwyta potrawę i ją gryzie. Jej źrenice momentalnie się
rozszerzają. Ciekawe jakie to uczucie spróbować hamburgera, gdy nigdy wcześniej
nie jadło się żadnych bardziej ekstrawaganckich potraw.
- Nie jesz nic? - pyta mnie Tylor. Kręcę głową.
- Jesteś jakaś inna niż wcześniej - oznajmia Zack, przyglądając mi się z troską
w oczach. W zasadzie nie czuję się jakoś specjalnie dobrze, ale nie wiem czy to
skutek serum, czy przeniesienia do nowego miejsca.
- Bardziej normalna - dodaje Victoria, biorąc łyk soku pomarańczowego. Ta
dziewczyna jest dla mnie prawdziwą zagadką.
- Dla ciebie normalna jest powaga, dla niej radość i zabawa. - Zack uśmiecha
się do mnie. Odpowiadam tym samym. Wpatruję się przez dłuższy czas w jego
niebieskie oczy, które są ciekawskie jak u Erydyty, ale i przyjazne jak ludzi z
mojej dawnej frakcji.
Po chwili słyszę stłumiony krzyk Tylora. Przenoszę momentalnie wzrok na niego.
Do tyłu ciągnie go jakaś postać w masce i przykłada mu pistolet do skroni.
Wytrzeszczam oczy. Moje serce podskakuje jak oszalałe. Wszyscy przy stole
siedzą jak na szpilkach. Victoria wstaje i zaczyna mierzyć się wzrokiem z
porywaczem. Gdy tylko dziewczyna robi krok w jego stronę, on celuje z broni
prosto w nią. Szatynka cofa się kilka kroków.
- Na ziemię, już! - wrzeszczy porywacz. Po głosie od razu rozpoznaje, że jest
płci męskiej.
Wstrzymuję oddech, a w tym czasie Victoria, mrucząc coś pod nosem kładzie się
powoli na ziemi.
Spoglądam na puste krzesło, na którym jeszcze przed chwilą siedział Tylor.
Chłopak ma teraz przyciśniętą do szyi rękę porywacza, pewnie ledwie może
oddychać. Rozglądam się po sali, nie mam pojęcia dlaczego nikt nie reaguje. Czy
Nieustraszeni nie powinni nosić przy sobie broni?
Znów patrzę na puste krzesło. Moje serce spowalnia rytm, choć w zasadzie nie
rozumiem dlaczego. Porywacz podchodzi bliżej Altruistki, leżącej na podłodze.
Pod wpływem impulsu chwytam za krzesło, podbiegam do niego i uderzam go w
głowę. Chłopakowi wypada pistolet z ręki, który momentalnie dosięga Victoria i
zaczyna w niego celować. Z kolei Altruiście udaje się wyplątać z jego objęć. Ja
niewiele myśląc uderzam porywacza jeszcze raz.
- Starczy! - Chłopak wyciąga ręce, by zablokować kolejne uderzenie. Po chwili
ściąga maskę i pokazuje swoją twarz, wygląda na góra rok starszego ode mnie.
Wszyscy na sali zaczynają się śmiać. Opuszczam krzesło. Jestem skołowana.
- Nieźle oberwałeś, Zeke. - Cztery próbuje powstrzymać uśmiech, ale mu to nie
wychodzi.
- Koniec z tą idiotyczną tradycją - mówi niedoszły porywacz. - W przyszłym roku na pewno nie dam się w to
wrobić.
Zeke masuje swoją głowę, a ja przyglądam mu się z zaciekawieniem. Naprawdę mają
tu dziwne tradycje.
- Przepraszam - mówię. Chłopak momentalnie spogląda na mnie i się uśmiecha.
- Nie sądziłem, że Serdeczni są aż tak agresywni. - Krzywię się na dźwięk jego
słów. Chyba naprawdę nie bardzo pasowałam do tamtej frakcji. Trochę mi z tego
powodu przykro.
- Ona ich właśnie opuściła - mówi Cztery. Nie wiem czemu, ale dopiero jego
słowa uświadamiają mnie w tym, że naprawdę już nie należę do Serdeczności.
Do naszego stołu podchodzi młody Nieustraszony z brązową skórą i ciemnymi oczami. Jest przystojny i nieco wyższy ode mnie. Nie wydaje mi się, by przechodził teraz nowicjat, a skoro tak to musi być ode mnie starszy albo młodszy, nie dużo, najwyżej o rok.
- Widziałem, że nieźle oberwałeś, bracie - mówi przez śmiech, na co Zeke przewraca oczami.
- Nie powinieneś podchodzić do nowicjuszy, to strefa zagrożona - odpowiada chłopak. Jego brat coraz bardziej dławi się ze śmiechu. Po chwili przenosi wzrok na mnie.
- Sam chciałbym mu tak dołożyć - mówi. - Może w przyszłym roku, na moim nowicjacie.
- Nie licz na to, że zrobię to chociaż raz jeszcze - mruczy Zeke, po czym przenosi wzrok na krzesło, które stoi koło mnie. - Od teraz trzymam się z dala od krzeseł.
- To na czym zamierzasz siedzieć? - pyta jego brat, na co niedoszły porywacz ponownie przewraca oczami.
- Po co w ogóle była ta "zabawa". - Victoria wymawiając ostatnie słowo robi palcami cudzysłów.
- Żeby sprawdzić jak reagują przyszli Nieustraszeni. Sprawdzamy, a raczej sprawdzaliśmy to tylko na transferach, bo dzieciaki urodzone w Nieustraszoności od dawna o tym wiedzą - tłumaczy Cztery. Po chwili podnosi leciutko kącik ust do góry. - Chyba jeszcze nigdy nie było tak zabawnej reakcji.
Jego słowa zaczynają mnie już trochę denerwować. Zaciskam rękę na oparciu krzesła.
- Ciekawa jestem jak ty byś zareagował. - Cztery unosi brew do góry.
- O ile się nie mylę to powalił porywacza na podłogę - mówi Zeke, a ja otwieram szerzej oczy ze zdziwienia.
- Byłeś transferem? - odzywa się Zack. Cztery tylko kiwa głową.
- Muszę już iść - oznajmia brat Zeke'a, po czym przenosi wzrok na mnie. - Szkoda, że jesteś starsza. Mam nadzieję, że uda ci się przejść nowicjat.
Słowa chłopaka mnie szokują. Podążam za nim wzrokiem przez dłuższą chwilę, gdy w końcu znika mi z pola widzenia.
- Cały Uriah - odzywa się jego starszy brat. - Tylko dziewczyny mu w głowie.
~***~
Niedługo święta, więc życzę "Wesołych Świąt". :P
Opowiadanie miało być nieco krótsze, ale moja beta poprosiła mnie o gwiazdkowy gratis, więc macie bonus w postaci jednej z moich ulubionych postaci z książki, a mianowicie Uriaha. :D
Opowiadanie miało być nieco krótsze, ale moja beta poprosiła mnie o gwiazdkowy gratis, więc macie bonus w postaci jednej z moich ulubionych postaci z książki, a mianowicie Uriaha. :D
Spełniłam prośbę Torii, która mi się bardzo spodobała. Jak widać. ;)
No i stwierdziłam, że może inspiracją dla moich snów z krzesłem była gaśnica Fioletowego Pierniczka, więc w podziękowaniu mam dla ciebie prezent.
Wyszło mi średnio. Ta ręka jest straszna, ale gdybym miała ją rysować chociaż raz jeszcze to szlag by mnie trafił. Po za tym glasgow smile wyszedł dziwnie, ale się starałam. :D Oto damska wersja Jokera według mnie.
Jeszcze raz "Merry Christmas" ode mnie i od kursorka. :D