Mam przed oczami setki noży, które szybują w powietrzu. Każdy z nich po kolei wbija się w tarczę. Jeden w sam środek, inny w obrzeża.
Trzeba przyznać, że po tych kilku godzinach, nawet ja i Carl nauczyliśmy się w miarę poprawnie nimi rzucać. Odczuwam w związku z tym satysfakcję, ale ta myśl nie sprawia jednak, że się uśmiecham.
- Co cię tak smuci, Mady? - pyta Zack.
Przenoszę wzrok na blondyna, idącego tuż obok mnie. Jego twarz wygląda na zmartwioną. Wzdycham. Ta mina uświadamia mnie w tym, że naprawdę od dawna nie czułam tej beztroskiej radości Serdecznych.
- Po prostu się zamyśliłam - odpowiadam. Widzę, że chłopak chce coś na to odpowiedzieć, a że nie mam najmniejszej ochoty tego słuchać postanawiam zmienić temat. - Gdzie nauczyłaś się tak rzucać nożami, Victorio?
Dziewczyna spogląda na mnie, przy czym się uśmiecha.
- Ktoś musiał wytępić muchy w domu. - Odwraca głowę szybkim ruchem, tak że jej włosy przejeżdżają mi po twarzy.
Jej odpowiedzi dziwią mnie za każdym razem, chociaż teoretycznie powinnam już do nich przywyknąć.
- Muchy to też żywe stworzenia - odzywa się Zack, a ja odruchowo przenoszę wzrok z powrotem na niego. - A ty będąc Altruistką powinnaś pomagać innym.
- Ależ ja właśnie oddawałam przysługę innym. - Dziewczyna przykłada rękę do piersi w teatralnym geście. - Nie musieli słuchać ich brzęczenia.
Wzruszam ramionami. W zasadzie to ma sens. Zack chyba jednak nie może go odnaleźć, bo jego twarz przypomina w tej chwili wielki znak zapytania.
- Erudyci... - Victoria przewraca oczami.
Gdy ciemnowłosa wypowiada to słowo, w mojej głowie zapala się światełko. Mój umysł podsuwa mi wygląd Vicky jako Erudytki. Może niekoniecznie dziewczyny z dziwną fryzurą i okularami na nosie, której każda wypowiedź sprawia, że czuję się głupia.
Przypomina mi raczej kogoś takiego jak Josh. Jest inteligentna, ale nie obnosi się wszędzie ze swoją wiedzą, przez co trudno dostrzec to podobieństwo do Erudyty. Możliwe, że w ogóle nie przyrównałabym jej do tej frakcji, gdyby nie to, że ostatnio przeszło tam dwóch moich znajomych i stałam się na nią dosyć wyczulona.
- Nie jestem już Erudytą - mówi Zack, w końcu otrząsając się z szoku. - Wolałem odwagę niżeli intelekt, wybrałem Nieustraszoność. - Spina wszystkie mięśnie. Mam wrażenie, że chce pokazać, że duchem i ciałem pasuje właśnie tutaj.
- I tak w pewien sposób każdy ma w sobie coś z Nieustraszoności. - Victoria spogląda na chłopaka, który po raz kolejny wydaje się być zbity z tropu. - Trzeba być odważnym, by decydować za samego siebie.
Dziewczyna unosi brew do góry, widząc minę Zacka. Były Erudyta ma usta otwarte w taki sposób jakby chciał coś odpowiedzieć, ale słowo ugrzęzło mu w gardle i nie mógł żadnym sposobem go z siebie wydusić. Ja na jego miejscu też nie wiedziałabym co odpowiedzieć.
Victoria coraz bardziej utwierdza mnie w przekonaniu, że nadawałaby się na Erudytkę. Oni, podobnie jak Prawi używają czasem takich argumentów, że człowiek potrafi myśleć nad ich sensem przez wiele godzin.
Wydaje się jakby moja znajoma pochodziła właśnie stamtąd, a nie z Altruizmu. Może, przekradła się z jednej frakcji do drugiej? Nie, to niemożliwe. A może przez cały ten czas szykowała się do roli Erudytki, a wynik testu pokrzyżował jej plany? Mimo jej podobieństwa do tej inteligentnej frakcji, jestem prawie pewna, że w teście wyszła jej Nieustraszoność. Istnieje jeszcze opcja, że jest taka jak ja? Może nie jestem jedynym Niezgodnym, który tu trafił?
- Tak w zasadzie... - odzywa się Tylor, idący dotąd w milczeniu. - To większość osób wybiera po prostu to, co wyszło im w teście. Nie wiem, czy można wtedy mówić o decydowaniu za siebie.
Spoglądam na niego ze zdziwieniem. Tylor nie wydawał się być osobą, którą mogłyby cechować takie przemyślenia. Określiłabym go raczej jako kogoś, kto woli działać niżeli myśleć. Hm... A może Tylor mówi teraz o samym sobie?
- Czyli wybrałeś Nieustraszoność tylko dlatego, że wyszła ci właśnie ona? - pyta Victoria, która najwidoczniej pomyślała o tym samym, co ja.
- Tak, chyba tak.
Dziwnie jest to usłyszeć. Nie wiem dlaczego, ale zawsze wydawało mi się, że chłopak przeszedł tutaj w jakimś stopniu ze względu na swoją koleżankę. Nie jestem pewna czy ona sama też tak nie uważała. Jej twarz wydaje się teraz lekko zagubiona.
- A tobie co wyszło? - pyta po chwili dawny Altruista.
Zagubienie pogłębia się i jest jeszcze bardziej widoczne. Następnie powoli odpływa i przeradza się w maskę spokoju i opanowania.
- Erudycja.
Zatrzymuję się na krótką chwilę, by przetrawić to słowo. Muszę to zrobić, ponieważ czuję jakby coś w mojej głowie blokowało mój dalszy spacer. Ruszam jednak na tyle szybko, że nikt nie zdąża się mną zainteresować. Wszyscy zapewne myślą w tej chwili równie intentenstywnie, co ja.
Byłam przekonana, że Victoria jest urodzoną Nieustraszoną. Najwidoczniej jednak jej podobieństwo do Erudyty nie było przypadkowe.
Dlaczego więc jest taka brutalna? Może życie w Altruizmie uczyniło ją taką? Ale co mogło się tam niby takiego dziać? A może po prostu próbuje w jakiś sposób naśladować swoją starszą siostrę?
Zastanawia mnie jeszcze jedna rzecz. Dlaczego tak bardzo interesuje mnie życie tej dziewczyny?
Ciszę panującą w pokoju przerywają raz po raz dziwne dźwięki. Rozpoznaję je, słyszałam je w mojej dawnej frakcji. Tam często zdarzało nam się grać w piłkę.
Nie chcę mi się otwierać oczu, by sprawdzić kto uderza nią o ścianę. Myślałam, że wszyscy oprócz mnie są teraz na jadalni. Powinnam być z nimi, ale usłyszałam, że po obiedzie czekają nas jakieś walki i jakoś tak odechciało mi się jeść.
Zastanawia mnie także to, skąd ten ktoś wziął piłkę w Nieustraszoności? Może to sam Eric mi się przygląda i szykuje mi jakąś niespodziankę? Krzywię się na tę myśl. Po chwili wzdycham i podnoszę się, by sprawdzić kto postanowił zakłócić mój spokój.
Na szczęście nie jest to nasz przywódca.
Carl siedzi na swoim łóżku i co chwila odbija niebieską piłeczkę. Jest w nią wpatrzony jakby była gwiazdą, która dopiero co spadła z nieba.
- Nie jesteś na jadalni? - pytam.
Erudyta peszy się na dźwięk moich słów, a piłka uderza go w głowę.
- Myślałem, że śpisz - odpowiada. Następnie spuszcza wzrok.
- Przed walką? Raczej kiepski pomysł. - Kręcę głową. - Po prostu... myślałam.
- Też myślałem. - Podnosi piłeczkę i znów zaczyna się w nią wpatrywać. - Ale to normalne w Erudycji, z kolei Serdeczni podobnie jak Nieustraszeni działają raczej na żywioł. Instynktownie. - Rzuca kulką w moją stronę, a mi udaje się ją złapać, zanim trafia mnie w twarz. - Dobry chwyt.
- Przynajmniej to mi wychodzi. - Uśmiecham się i obracam piłkę w dłoniach. - Serdeczność i Erudycja są już przeszłością. Poza tym to, że nie pochodziłam z tej samej frakcji, co ty nie oznacza, że nie mogę mysleć. - Unoszę brew do góry. Chłopak się uśmiecha.
- Każdy myśli. Chodzi raczej o analizowanie. Zastanawiałem się nad słabymi punktami każdego, by mieć jakieś szanse w walce. Wychodzi na to, że chyba jestem najsłabszy.
- Nie o tym myślałam. - Odrzucam mu piłkę, on również ją łapię. - Skąd pewność, że taki jesteś?
- Ty jesteś tancerką, masz rozbudowane mięśnie. Victoria - jest straszna. Kim podobnie. Jake prawdopodobnie trenował już wcześniej. Sabina też się taka wydaje, choć nie mam pewności. Zack mimo, jak to powiedziałaś "słodkiego wyglądu szczeniaczka" - Carl robi cudzysłów palcami, a ja się czerwienię. - Potrafi się postarać. A Tylor, w sumie jest dla mnie największą zagadką, ale skoro potrafi strzelać z pistoletu może potrafi także dobrze walczyć - wyjaśnia chłopak. Szczerze mówiąc mi ten były Altruista nie wydawał się być jakoś specjalnie tajemniczy. Może źle go oceniłam? Może skrywa jakiś... sekret?- Ale i tak prawdziwe umiejętności będę mógł dostrzec dopiero, gdy zaczniemy walczyć.
Mam wrażenie, że chłopak bardzo mocno spłycił swoje przemyślenia. Może sądzi, że nie jestem aż tak pojętna, by je zrozumieć? Albo po prostu woli nie ujawniać wszystkiego, co odkrył?
- Nie do końca wiadomo na jakich to będzie zasadach - mówię. - Jeśli to zwykła walka wręcz to możesz mieć racje, ale nie musisz. Może się okazać, że to twój intelekt będzie najważniejszy. - Przyglądam się uważniej chłopakowi, który unosi do góry kącik ust.
- Teraz wychodzi z ciebie analiza Erudytów, szczerość Prawych, czy po prostu życzliwość Serdecznych? - pyta. Czuję się jakby jego wzrok mnie prześwietlał. Łapię się za ramiona tak, jakbym chciała się ukryć we własnym ciele. - Może nigdy nie byłem Prawym, ale też nie popieram drobnych kłamstewek Serdecznych, które mają za zadanie polepszyć innym humor.
- To nie są kłamstwa! - Oburzam się i wstaję z łóżka.
- To tylko zakrywanie reszty prawdy. - Wzrusza ramionami i rusza w stronę drzwi. - Może nie trafimy na siebie w trakcie walki - dodaje, po czym wychodzi z pomieszczenia.
Przygryzam wargę. Nie wiem co było w interesie Carla, by rozmawiać ze mną na takie tematy. Wiem jedno. Chłopak utwierdził mnie w przekonaniu, że inni są dobrzy. Zapewne trenowali już trochę wcześniej i mogą mnie z łatwością pokonać.
Spoglądam na szafkę, w której ukryłam moje serum. Nie używałam go od czasu przybycia do siedziby Nieustraszonych. Może pierwsza walka to dobra sytuacja, by poczuć z powrotem beztroskę Serdecznych? Przy okazji pozbędę się strachu przed przeciwnikiem. Wzdycham, brakowało mi tego bycia w tym jakby innym świecie.
Ruszam w stronę mebla i wyjmuję z niego te stare spodnie, w których ukryłam jedyną rzecz jaka pozostała mi po dawnej frakcji. Wyciągam jedną igłę i nakładam ją na strzykawkę. Następnie biorę jedną z czterech fiolek. Po tym użyciu zostaną mi już niestety tylko trzy. Mogłam zabrać ich więcej.
Napełniam strzykawkę serum pokoju i przyglądam się jasnozielonemu płynowi. Wstrzyknąć to sobie teraz? Nie wiadomo ile potrwają walki, może przestać działać zanim przyjdzie moja kolej. Ale jak to zrobić przy wszystkich? Może wezmę dłuższe rękawy i dam radę tak jakoś pod ubraniem? Kręcę głową. To nie wygląda na dobry pomysł, ale innego w tej chwili nie mam.
Przebieram bluzkę na taką z długimi i dość luźnymi rękawami. Następnie wsuwam skrzykawkę pod jeden z nich. Na szczęście nie widać wypuklenia.
Zamykam szafkę, przy czym spoglądam na zegarek. Zbliża się koniec jedzenia, powinnam się już udać na salę treningową, więc pośpiesznie wychodzę z pokoju.
Gdy wchodzę do sali, dostrzegam Marinę. Przystaję na chwilę i przecieram oczy, by sprawdzić czy aby nie mam przywidzeń.
- Cztery ma do załatwienia ważne sprawy - odzywa się siostra Victorii. - Do końca pierwszego etapu zastąpię go w wykonywaniu obowiązków. Nazywam się Marina.
Brak Cztery? W zasadzie nigdy nie sądziłam, że może nastąpić ta chwila, w której go nie będzie. Przyzwyczaiłam się już do jego instrukcji. Nie jestem pewna, czy tatuażystka będzie potrafiła go dobrze zastąpić.
Za kobietą, na tablicy jest napisane zestawienie naszych imion. Trzeba byłoby w ogóle nie myśleć, by nie zorientować się, że oznaczają one naszych przeciwników. Szukam swojego imienia na tablicy, by sprawdzić z kim będę musiała się zmierzyć. W końcu natrafiam na ten magiczny napis. "Jake"? Odruchowo spoglądam na chłopaka. Może i nie ma olbrzymich mięśni, ale z pewnością wygląda na najsilniejszego z nas wszystkich. Przełykam ślinę i chwytam dłonią to miejsce, w którym znajduje się teraz strzykawka. Spokojnie Mady, to ci pomoże.
Pierwsi na liście są Tylor z Carlem. Moja walka jest dopiero trzecia.
Chłopcy stają naprzeciwko siebie na arenie. Podnoszą ręcę, tak jak uczył nas Cztery, by się bronić i okrążają się nawzajem.
Twarz Carla nie wygląda na jakoś specjalnie przerażoną. Wydaje się jakby chłopak analizował każdy najdrobniejszy krok swojego przeciwnika. Erudyta zapewne nie spodziewał się, że już w pierwszym pojedynku zmierzy się ze swoją największą niewiadomą.
Ani on, ani Tylor nie ruszają do ataku. Czekają na ruch swojego przeciwnika, co wydaje się nieco nudne.
- Zacznijcie w końcu, nie mamy całego dnia! - krzyczy siostra Victorii.
Po chwili w progu staje Eric, który nie wydaje się być zbyt zadowolony. Obrzuca wzrokiem chłopaków i się krzywi.
- To nie kraina Sztywniaków, nie ma tu przerw na drzemkę! - wrzeszczy, spoglądając na Tylora. Zdaje mi się, że Eric nie bardzo przepada za ludzmi z tej frakcji.
Marina krzyżuje ręce na piersi i unosi brew. Ta obelga po części musi dotykać także jej, w końcu była kiedyś Altruistką.
- Po co mam z nim walczyć? - pyta chłopak jakimś dziwnym głosem, który mi do niego nijak nie pasuje. - Od razu widać, że z nim wygram. To tak jakbym walczył z bezbronną dziewczynką.
Carl najwidoczniej zdenerwował się na to porównanie, bo natychmiast podbiega do Tylora i uderza go z pięści w szczękę.
Były Altruista odruchowo przykłada dłoń do miejsca uderzenia, przy czym wypluwa krew z jamy ustnej. Wydaje się przy tym lekko zamroczony. Następnie zlizuje resztki czerwonej posoki z zębów. Aż mnie mdli od tego widoku.
- Czuć od ciebie strachem aż na kilometr. - Odwracam się momentalnie, słysząc ten głos. Jake uśmiecha się do mnie łobuziarsko. - Nie martw się, postaram się nie zepsuć ci tej niewinnej buźki.
Spuszczam wzrok. Nie do końca wiem co na to odpowiedzieć. Nie przyzwyczaiłam się jeszcze do groźb, które są tu najwidoczniej na porządku dziennym.
Tylor otrząsnął się ze stanu po uderzeniu, bo sam przyłożył Carlowi w twarz. Ten drugi niestety nie utrzymał równowagi i przewrócił się na podłogę. Altruista stanął nad nim i spojrzał na Marinę jakby chciał, by zakończyła pojedynek.
- Walka kończy się dopiero, gdy jeden z was uzna się za pokonanego - wyjaśnia kobieta.
- To stare zasady - oznajmia Eric, a Marina spogląda na niego ze zdziwieniem. - Od teraz pojedynek kończy się, gdy jeden z walczących nie da już rady walczyć.
- Od kiedy panują te reguły?
- Od teraz. - Kobieta mierzy się z nim wzrokiem. Po chwili odpuszcza. Ona, podobnie jak każdy tutaj wie, że to słowo przywódcy jest najważniejsze.
Co znaczy niezdolność do walki według Erica? Połamanie kończyn? Utrata przytomności? Staram się nie trząść ze strachu, bo nie chce, by Jake to zauważył.
Tylor cofa się o krok. Najwidoczniej nie chce kopać leżącego. Część Altruizmu jednak w nim pozostała. Choć w zasadzie cała ta walka przeczy regułą jego dawnej frakcji. Chyba jako Altruista powinien się podłożyć już na samym początku, prawda?
Carl w tym czasie się podnosi i rusza na chłopaka, który podcina mu nogi i pcha na ziemię w taki sposób, że Erudyta uderza głową o podłogę i traci przytomność.
Mrugam kilkakrotnie. Może powinnam się zacząć bać Tylora? Z taką łatwością pozbawił przeciwnika przytomności. Może naprawdę jest niebezpieczny? Z drugiej strony to tylko Carl, który raczej nie jest jakimś wielkim wyzwaniem.
- Czy to się już liczy? - pyta Altruista, spoglądając na Erica. Twarz mężczyzny wygląda jak mieszanka zaskoczenia z zadowoleniem.
- Podnieś go i wynieś - oznajmia przywódca, a chłopak spełnia jego polecenie, chwytając Erudytę za ramiona i zwlekając z areny.
W tym czasie Marina zaznacza imię Tylora kółeczkiem, oznacza to zapewne zwycięstwo.
- Druga Sztywniaczka na arenę - krzyczy po chwili Eric, spoglądają wprost na Victorię. - Walczysz z Sabiną.
Trzymam kciuki za Vicky, by nie skończyła jak Carl. Wydaje się drobniejsza od Prawej, ale tak jak powiedział w pokoju Erudyta - jest straszna. Może sama Sabina tak naprawdę się jej boi? Mnie na jej miejscu ogarniałby strach. Nie jestem pewna do czego Victoria jest zdolna. Sądząc po Tylorze, Altruiści są nieprzewidywalni, a ona sama już od początku wydała mi się zaskakująca.
Carl otwiera oczy, a tatuażystka pomaga mu wstać, podtrzymując go w pasie. Następnie wyprowadza go z sali. Po jej wyjściu czuję jeszcze większą panikę. Sami z Ericiem? Coś ściska mnie w żołądku. Czuję się jakby bariera stresu go oplotła i miażdżyła, nie mając zamiaru puścić.
Sabina wygina kark na wszystkie strony, aż ten zaczyna strzykać. Następnie powoli okrąża Altruistkę, która stoi w miejscu, uważnie obserwując przeciwniczkę.
W końcu, gdy Prawa jest już nieco bliżej niej, rusza w jej kierunku i kopie ją w bok. Sabina upada na kolana, a Victoria natychmiast stara się uderzyć ją jeszcze raz, jednakże Prawa kładzie się na podłodze i podcina Altruistce nogi, przez co dziewczyna upada na tyłek.
Obie po chwili wstają. Victoria już nie czeka tylko uderza, lekko zaskoczoną tym szybkim działaniem dziewczynę w klatkę piersiową. Krzywię się na ten widok. To musiało boleć.
Dotykam miejsca ze strzykawką. Moja walka już za chwilę. Zaciskam mocno usta i odchodzę kawałek. Rozglądam się, by sprawdzić czy za mną nikogo nie ma, a następnie, za plecami wsuwam dłoń do rękawa. Szukam strzykawki. Gdy w końcu ją wymacuję i próbuję odchylić ją o taki kąt, by mu wstrzyknąć sobie serum.
Jako, że nie widzę tego, co robię pozostaje mi tylko modlić się o to, by nie złamać igły, czy nie trafić w jakieś niepożądane miejsce.
Zaciskam zęby i wkłuwam sobie igłę. Boli, ale chyba nic sobie nie uszkodziłam. Po chwili naciskam wieczko, by płyn wyciekł do mojego organizmu i wyciągam pośpiesznie przyrząd z mojej skóry.
Nie pomyślałam o tym, co zrobić z igłą, po zrobieniu zastrzyku. Idę więc kilka kroków do tyłu. Majstruję przy strzykawce tak, by odczepić od niej tę kłującą część i nie uszkodzić się przy tym. Śpieszę się i popełniam głupie błędy. Boję się, lada chwila serum może zacząć działać.
W końcu mi się udaje i pozostawiam igłę wbitą w dolny róg manekina. Bardzo prawdopodobne, że ktoś ją tam znajdzie, ale są małe szanse, że pomyśli iż należy ona właśnie do mnie. Może nawet zdołam ją jakoś zabrać po walce?
Strzykawkę chowam do kieszeni spodni. Ona na szczęście mnie nie pokłuje.
Wracam do poprzedniego miejsca i przyglądam się walce dziewczyn. Victoria ma zadrapany policzek, Sabina pewnie użyła swoich niebieskich paznokci. Chwila niebieskich? Czy one nie zmieniają kolorów? Teraz są zielone. A nie, to tylko te smugi, które wskazują ruch.
Łabądek podnosi ręce, za którymi podąża różowo-zielony rozlazły kolor. Taki lekko pofalowany. Próbuje chyba trafić w pięść tej drugiej dziewczyny, ale ona zdąża dotknąć ją z policzkiem długoszyjnej. Głowa łabądka odlatuje do tyłu. Jej szyja się ciągnie i ciągnie, i ciągnie.
- Taka długa jak u żyrafy - mówię i podążam palcem, za zygzakiem, który zostawia dziewczyna.
Jakiś chłopak, stojący obok mnie... Nie! To szczeniaczek. Ten Zack. Ten słodziaczek. Patrzy się na mnie. Ma strasznie zdziwioną minę. Pewnie też nie myślał, że szyja łabądka jest tak długa. Uśmiecham się do niego.
- Łabądek może i jest taki maciupki, ale szyję ma taką dużą. - Próbuję pokazać rękami jej długość, ale i tak ta przestrzeń jest zbyt mała.
Spoglądam z powrotem na dziewczyny. Biały ptaszek ma znów normalną szyję. Ciekawe jak ona ją wydłuża?
Wyciągam głowę do przodu, by sprawdzić, czy też tak potrafię, ale niestety mi to nie wychodzi. Chyba nie jestem aż tak zdolna.
- Mady, co ty robisz? - pyta ten drugi. Jak on się nazywał? On był jakoś tak na "T". Tak, na pewno był na "T". Takie duże, rozlazłe "T". Jak taki krzyż bez ostatniej części.
Przyglądam mu się uważniej. Ma takie pokraczne oczy. Jedno ma duże i pomarańczowe, a drugie małe, zielone. Ale te oczy się jakby tak trochę przesuwają po linii tych smug, którymi się bawią dziewczyny.
Ty? Ty? Tymon? Tymon! On był Tymon!
- Sprawdzam, czy umiem wydłużyć szyję. Ale mi to nie wychodzi. - Robię smutną minę, ale po chwili się znów uśmiecham i przechylam głowę na bok. - A ty potrafisz?
- Co? Nie. Skąd ci to przyszło do głowy? - pyta zdziwiony.
To on nie widział szyi łabądka? Może jest niewidomy? W zasadzie z takimi oczami ciężko by było ujrzeć cokolwiek. Biedaczek.
- Nie martw się, Tymon - mówię i przykładam sobie rękę do piersi. - Ja mogę być twoimi oczyma.
- Że co? - Chłopak potrząsa głową. Wypada mu z włosów coś białego. Może ma łupież? Powiedzieć mu to? Pewnie sam tego nigdy nie dostrzeże i nic z tym nie zrobi. Ale to byłoby takie niemiłe.
Po chwili zauważam, że to nie łupież, to śnieg! I on nie spada z jego głowy, on spada z sufitu. Może zamontowali takie śnieżne te takie. Jak to się nazywa? Takie coś i bum - pada śnieg.
- Teraz pada śnieg - oznajmiam i wyciągam język, by złapać płatek. Zackuś patrzy na mnie dziwnie. Może u nich nigdy tak nie robili? On chyba nie jest stamtąd, skąd jestem ja, prawda? - Czemu nie łapiesz płatków?
Zaczynam się śmiać, bo chłopak robi głupią minę. On wygląda tak strasznie słodziutko! Nawet z miną takiej kaczuszki. Taki śmieszny dzióbek na twarzy szczeniaczka.
- Piłaś coś? - pyta po chwili. Piłam? Co ja piłam? Nawet herbaty nie piłam. A to dziwne, ja chyba zawsze piję herbatę. A może to był sok jabłkowy?
Nagle zdaje sobie sprawę, że przecież brałam ten taki zielony płyn. Ale ja go nie wypiłam, czy on się liczy?
- Nie, nie piłam. Ale ten taki zielony jak trawa był, taki płynny... - próbuję wyjaśnić.
Chłopcy spoglądają po sobie. Krzyżuję ręce na piersi i tupię nogą. Oni nic nie rozumieją! Przecież każdy to wie. Każdy wie, co to ten zielony.
- Co jej odbija? - pyta łabądek, patrząc na mnie, a chłopcy wzruszają ramionami. Wygląda to jak taki dziwny taniec.
Uśmiecham się i macham do niej, a w tym czasie ta druga uderza ją w brzuch i dziewczyna leci do tyłu. Zastanawia mnie czemu nie rozwinie skrzydeł? Przecież mogłaby polecieć w górę. Hmm... Chciałabym umieć latać.
Przyglądam się swoim rękom. Nie mają piór. Właściwie, dlaczego pióra latają? Są jak płatki śniegu? A śnieg lata? Nie śnieg spada. To dlaczego pióra latają?
Łabądek i ta druga dziewczyna krzyżują co chwila ręce, zmieniając pozycje. Jakby próbowały się nawzajem zatrzymać. Nie znałam wcześniej tej gry, ale wygląda na zabawną. Zaczynam się śmiać i podskakiwać, przez co zwracam uwagę mężczyzny w kolczykami na twarzy.
O! Ile on ich ma?! Dotykam rękami miejsca na swojej twarzy. Ma kolczyk w uszach, i w nosie, i w policzkach, i w wardze, taki metalowy człowiek. Człowiek z metalu. Może w środku też jest metalowy? Metalowy żołądek, metalowe serce.
Spoglądam z powrotem na ring. Ta dziewczyna z ciemnymi włosami musiała być mocno zmęczona, bo leci na podłogę i zasypia. Ciekawe co się jej śni? Sny są ciekawe, możesz mieć w nich jakąś moc albo biegać nago po łące. Kiedyś śnił mi się tak Manu, wtedy naprawdę żałowałam, że nie potrafię się obudzić na zawołanie.
Metalowy człowiek woła moje imię. Skąd on je zna? Może jest wszechwiedzący? Ale wtedy by wiedział, że z metalem trudniej utrzymać się w wodzie. A może on wcale tam nie jest? Choć wygląda jakby pływał, tak swobodnie i powoli rusza rękoma. Ale dlaczego woda jest tylko tam, gdzie on? Jest w jakimś akwarium? Może ma płetwy i musi tam być?
Tymon wypycha mnie na tą śmieszną scenę, a na przeciwko mnie staje jakiś chłopak. Z wyglądu nie jest najbrzydszy, ale jest jakiś dziwny. Ma ciemne, nierówne włosy. Przypominają mi trochę pola w siedzibie Serdecznych. Jedna kukurydza jest długa, a druga niewyrośnięta. Ale w zasadzie tych małych w całym polu nikt nie zauważa.
Ciemnowłosy stoi spokojnie, zupełnie tak, jakby na coś czekał. On przygląda się mi, a ja jemu. Nie wiem, co to ma znaczyć? Może to jakiś żart?
Zaczynam się śmiać, a on spogląda na mnie ze zdziwieniem. Chyba nie ma poczucia humoru. Taki ponurak. Strasznie ponury. To chyba jednak nie kawał.
Może to randka? Ale kto by mnie dopasował z takim smutasem? Na dodatek chyba nie jest zbyt miły. Powinien zjeść trochę chleba Serdecznych, może wtedy by się uśmiechnął.
- Możecie przestać z tym staniem na początku rundy? - pyta metalowy człowiek. Wygląda na zdenerwowanego. Ciekawe co go tak stresuje?
Rozglądam się dookoła. Wszyscy mają tu takie miny. Oni wszyscy powinni zjeść chleb. Jak można być takim smutnym? Marnują sobie tylko życie.
Ponurak rusza w moją stronę. Co on chce zrobić? Może zatańczyć? Ale przecież nie ma żadnej muzyki.
Chłopak wyciąga rękę w moją stronę, więc ją łapię i obracam go wokół jego własnej osi. Po chwili otwiera oczy tak szeroko, że zaraz zapełnią mu całą twarz. Wygląda teraz trochę jak żaba. Uśmiecham się do niego najładniej jak potrafię, ale nawet to nie pomaga. Nadal ma wykrzywioną twarz.
Ciemnowłosy uderza mnie w brzuch. Tym razem to ja otwieram szerzej oczy. Za takie zachowanie już powinni go stąd zabrać i dać mu to zielone, płynne.
Nawet nie zauważam kiedy leżę na podłodze. Jest przyjemnie chłodna, ale z innych miejsc dosięga mnie piekące gorąco. Ponurak raz po raz uderza mnie w plecy, a ja nawet nie wiem co mu takiego zrobiłam. Czemu on mnie nie lubi? Przecież jestem wesoła. Może dlatego, że jest wiecznie smutny?
Łapię go za nogę i ściągam mu but. Chcę go wyrzucić gdzieś hen daleko, ale trafiam go w twarz, przez co chłopak łapie się za nos. Chyba cieknie mu z niego krew. Czuję się okropnie, gdy ona się sączy. Nie powinnam krzywdzić ludzi. To podłe! Próbuję go przeprosić, ale on kopie mnie w twarz, przez co uderzam głową o podłogę i oczy same mi się zamykają.
~***~
BRAK WENY.
Tyle czekania i dostajecie takie coś. No i to jeszcze dzisiaj tylko dzięki Abigail, która mnie z tym popędzała jak mogła.
Tyle czekania i dostajecie takie coś. No i to jeszcze dzisiaj tylko dzięki Abigail, która mnie z tym popędzała jak mogła.
Ale co tam druga w nocy. Wszak nie mam już siły na błędy, więc za nie serdecznie przepraszam. Jak coś się mocno rzuca w oczy to piszcie, bardzo dziękuję za wszelkie poprawy.
Muszę spróbować złapać moją nową betę, bo ostatnio coś mi to nie wychodzi. XD
Obiecuję nadrobić zaległości i skomentować wasze blogi!
PS. Abby przepraszam, że nie weszłam. Jutro z rana mnie na pewno nie będzie, bo jestem umówiona na basen
Przy okazji tak oficjalnie na blogu, gratuluję ci wygrania konkursu.
PS2. Dodałabym jakieś rysunki z lekcji, których zdjęcia zalegają mi na telefonie, ale nie chce mi się o tej porze przegrywać. Wybaczcie, ale leniem jestem strasznym.
PS3. Jak tam mijają wam wakacje?
Tu będzie komentarz jak dostanę nową ładowarkę do laptopa. C:
OdpowiedzUsuńMam! :D
UsuńPo pierwsze to strasznie się cieszę, że coś dodałaś.
Po drugie to rozdział, moim skromnym zdaniem, jest świetny.
Po trzecie to najpierw strasznie mieszali mi się bohaterowie, ale już ogarnęłam.
Victoria jest strasznie intrygującą postacią. Najpierw zdziwiłam się, że wyszła jej erudycja, ale gdy to przemyślałam...Pasuje mi w zasadzie i tu, i tu.
No a tak w ogóle to NAĆPANA MADDY. :D No może nie do końca naćpana, ale jej zachowanie to odzwierciedla. Jezu, jaki głupi pomysł, że jej to pomoże. Ale przynajmniej było zabawnie. To znaczy - dla czytelników, bo ona chyba pod koniec nie bawiła się tak dobrze.
Koniecznie musisz dodać jakieś rysunki!
Wakacje? Byłam we Włoszech, choć nie wiem, po co bo gdy byłam w Wenecji lało jak z cebra, a dziś na tarasie mam 45 stopni. :D
Pozdrawiam!
PS Wieczorem prawdopodobnie dodam u siebie rozdział. :)
Hejka :) Zostałaś nominowana do nagrody Libster Award :)
OdpowiedzUsuńWięcej info tutaj:
http://nothing-is-forever-baby.blogspot.com/p/blog-page_6.html
Tak. Mady bardzo dużo myśli o Victorii. Po prostu wie, że lepiej trzymać się z silniejszymi, by później nie mieć problemów.
OdpowiedzUsuńAltruistka, której wyszła Erudycja, a poszła do Nieustraszonych. To także zagadka dla Mady. A może... Nie... :3
Walka i znowu Mady odwala. Ktoś musi w końcu zwrócić uwagę na to, co ona sobie robi! Przecież jeszcze chwila, a Eric odkryje jej maleńką tajemnicę! Mira, niech ktoś przemówi do rozsądku naszej głupiutkiej Mady. :D
Czekam na ciąg dalszy. ;)
Kiedy nowy rozdział?
OdpowiedzUsuńPiszesz bardzo lekko i dlatego czyta się przyjemnie. Opowiadania cudowne będę tu zaglądać i to często w poszukiwaniu nowych rozdziałów :D
OdpowiedzUsuńZapraszam również do mnie: http://vampireandmillionaire.blogspot.com/
Kiedy kolejny rozdział? :3
OdpowiedzUsuńNiedawno trafiłam na tego bloga i nie mogę się oderwać! :D
OdpowiedzUsuńKiedy dodasz kolejny rozdział?
Pozdrawiam!
Ps. Dodaj, żeby każdy mógł dodawać komentarze nie wszyscy mają konta ;)
Hej.
UsuńPrzepraszam, ale tak jakoś nie mam ostatnio weny na pisanie.
Jesteś tu jeszcze? Wróć!!!😢
OdpowiedzUsuńZostałaś nominowana do LA.
OdpowiedzUsuńSzczegóły: http://magnus-alec-forever.blogspot.com/2015/01/nominacja-do-la.html
Nie chce nażekać, ale to już prawie 5 mniesięcy :c Tęsknie...
OdpowiedzUsuńNie mam jakoś ostatnio weny na pisanie. :)
UsuńSpoko. Dobrze chociaż wiedzieć, że żyjesz :) Chociasz się pomyliłam, to już będzie ponad 6
Usuńkiedy nowy, tyle czasu ju minelo:/
Usuńhttp://niezgodnanadzieja.blogspot.com/?m=1 zapraszam do mnie! Super piszesz!
OdpowiedzUsuńKocham Twój styl. ,,Próbuję go przeprosić, ale on kopie mnie w twarz" - dżentelmeńsko <3 Uwielbiam żarty o krzesłach, ciężkich nocach... Kocham Twój blog bardziej, niż Kim kocha swoje paznokcie. Wiem, że czasem wena opuszcza człowieka (minął chyba rok od mojej ostatniej notki, więc wiem coś o tym :-P). Czasami brakuje nam czasu, niejednokrotnie mamy wrażenie, że fragmenty brzmią nienaturalnie, lecz nie mamy pomysłu na zmiany. Niejednokrotnie nowe projekty zastępują stare. Chcę Ci po prostu powiedzieć, że piszesz lekko, czytelnie oraz z sensem, dobrze dobierasz słowa. Masz genialne pomysły. I co ważne: umiesz oddać charakter chwili. Jako, że opisujesz wydarzenia z perspektywy głównej bohaterki , możesz pokazać świat jej oczami. Opanowałaś to do perfekcji; dzielisz się jej przemyśleniami, gdy jest przestraszona, lecz gdy bohaterka przyjmuje Serum Pokoju, jej postrzeganie świata zmienia się, co doskonale tu przedstawiłaś. Jestem pod ogromnym wrażeniem. Mam nadzieję, że wstawisz jeszcze kilka rozdziałów, bo z wielką przyjemnością rzuciłabym na nie okiem :) Życzę weny i trzymaj tak dalej! :-)
OdpowiedzUsuńJej, nie wiem co powiedzieć...
UsuńDziękuję ci bardzo za te miłe słowa. Nie sądziłam, że moja twórczość może aż tak zaciekawić. Postaram się wrócić jak najszybciej do pisania tego opowiadania. Mam tylko nadzieję, że wena będzie się mnie trzymać i, że nie zapomniałam jak powinno się pisać. Nie chciałabym zniszczyć wam postaci Mady. :)
Jej, świetnie piszesz !!!
UsuńŻyczę ci dużo weny, żebyś napisla jeszcze kilka rozdziałów;)
Boże geniusz! Trafiłam tu przypadkiem i po przeczytaniu pierwszego rozdziału ciekawiło mnie to opowiadanie. Mam nadzieję że szybko coś napiszesz.
OdpowiedzUsuńPS. Łabądek wymiata.XD
Bardzo mi się spodobało Twoje opowiadanie. Moja przyjaciółka powiedziała mi, że super piszesz, więc postanowiłam przeczytać :) Świetnie piszesz :) Niecierpliwie czekam na następny rozdział :)
OdpowiedzUsuńhttp://jeden-wybor-moze-cie-zmienic.blogspot.com/