- Pierwsze, czego się dziś nauczycie to jak strzelać z
pistoletu, drugie jak zwyciężać w walce. - Cztery wciska każdemu po kolei
pistolet w rękę.
Przyglądam się broni. Będąc Serdeczną nigdy nie sądziłam, że będę mieć do
czynienia z czymś takim. U nas można było zobaczyć pistolet tylko w jednym
miejscu. Nieustraszeni, pilnujący ogrodzenia zawsze mieli takie przy sobie.
Wtedy nie myślałam, że coś tak drobnego może tyle ważyć.
- Skoro tu jesteście, to wiecie jak wskoczyć i wyskoczyć z jadącego pociągu.
Dlatego na szczęście nie muszę was tego uczyć - kontynuuje nasz instruktor.
Przekręcam głowę na różne strony i coś strzyka mi w karku. Niespecjalnie się
dziś wyspałam. Trochę czasu minęło zanim udało mi się wyrwać z objęć Zacka.
-
Inicjacja jest podzielona na trzy etapy. Po każdym będziemy mierzyć wasze
postępy i szeregować was na podstawie osiągnięć. Etapy nie określają końcowej
rangi według równej miary, więc jest możliwe, chociaż to trudne, że z czasem
zasadniczo podniesiecie swoją pozycję. - Cztery bierze głębszy oddech, po czym
znów wraca do monologu. - Uważamy, że kompetencja wykorzenia tchórzostwo,
które określamy jako wynikające ze strachu nieudane działanie. Dlatego każdy
etap ma na celu przygotowanie was w inny sposób. Pierwszy jest głównie
fizyczny, drugi głównie emocjonalny, a trzeci głównie mentalny.
- Ciekawe ile siedział, by wykuć tę regułkę - mówi Prawy. On z nas wszystkich
wygląda na najmniej zmęczonego. Brązowe oczy iskrzą gotowością do treningu, a
mięśnie na jego ciele zdają się być przygotowane na wszelki wysiłek.
Instruktor bez ogródek przykłada chłopakowi pistolet do skroni.
- Zapewne dłużej niż zajęłoby mi odebranie ci życia. - Prawy spogląda na niego
nieco znudzonym wzrokiem, ale już nic nie mówi.
Koleżanka Kim próbuje przyłożyć do głowy Cztery swoją broń, ale on łapie ją za
rękę i ściska tak mocno, że pistolet wypada z jej dłoni.
- Co wam mówiłem o myleniu odwagi z głupotą?! - wrzeszczy po chwili. Aż ciarki
przechodzą mi po plecach. - Imiona?
- Jake - odpowiada chłopak bez cienia emocji w głosie. Instruktor przygląda mu
się i marszczy brwi. Po chwili w końcu odsuwa broń od jego głowy.
- Sabina. - Dziewczyna również próbuje być spokojna, ale jej głos trochę drży.
- Patrzcie na mnie. - Cztery obraca się twarzą do ściany z tarczami. Staje z
rozstawionymi nogami, trzyma pistolet oburącz i strzela.
Huk jest straszny, aż bolą mnie uszy. Otwieram szerzej oczy i próbuję spokojnie
oddychać. To w końcu tylko tarcza, przecież nikogo nie zabijam, to tylko
tarcza.
Po chwili słyszę drugi huk. Tym razem strzelała Victoria. O ile strzał naszego
instruktora był bliski środka, o tyle strzał ciemnowłosej był od niego daleki.
- Źle! Czy ty kompletnie nie widzisz środka?! Jeszcze trochę i w ogóle nie
trafiłabyś w tamtym kierunku! - krzyczy Cztery. Dziewczyna piorunuje go
wzrokiem, po czym celuje jeszcze raz. Tym razem trafia niedaleko środka. -
Widzę, że działa na ciebie takie wrzeszczenie.
- Próbuję zrobić wszystko, by jak najmniej twojej śliny padało na moją twarz.
Nasz instruktor przewraca oczami i podchodzi do Zacka. Victoria mruczy coś pod
nosem.
- Cztery to liczba, nie imię. - Tylor próbuje skłonić dziewczynę do rozmowy.
Ona jednak nie ma na to ochoty.
- I co ma biedny zrobić? Popaść w kompleks niższości? - Chłopak natychmiast się
zamyka i celuje w tarcze. Trafia w sam środek.
Ile razy już strzelał?Zaczynają
mi się trząść dłonie.
Rozglądam się po wszystkich. Każdy strzela tak, jakby miał już do czynienia z pistoletami. Chyba najlepiej idzie
właśnie Tylorowi i temu całemu Jake’owi.
Próbuję uspokoić drżenie ciała. Rozstawiam
szerzej nogi i obejmuje dłońmi chwyt pistoletu. Naprawdę jest ciężki, ledwie
mogę go utrzymać, gdy znajduje się daleko od klatki piersiowej.
Naciskam spust, a nabój
wylatuje z lufy ze zdumiewającą prędkością. Dźwięk razi mi uszy, a odrzut
odpycha moje ręce. Upuszczam broń na ziemię i odsuwam się od niej kawałek. To
coś prędzej mnie zabije niż ja kogoś tym zranię.
- Mady, podnieś pistolet i strzelaj dalej! - Cztery znów się drze. Ruszam w
stronę broni i wyciągam po nią rękę. Strasznie mi się trzęsie. Instruktor
chwyta mnie za nią. - Spokojnie.
Kiwam głową i próbuję się uspokoić. Chłopak w tym czasie mnie puszcza i zaczyna
mi się uważniej przyglądać. Żałuję, że nie wzięłam serum, ale z drugiej strony
jak bym się po nim niby zachowywała?
Wzdycham głęboko i powtarzam czynność. Tym
razem staram się jak najmocniej zaprzeć nogami. Odrzut znowu odpycha mi ręce,
ale zaciskam je mocniej na pistolecie, by nie wypadł mi z dłoni. Spoglądam na
tarcze, nabój wbił się w jej brzeg. Uśmiecham się. Próbuję jeszcze kilka razy.
Z każdym coraz bardziej się do tego przyzwyczajam, ale i tak nie udaje mi się
wcelować w sam środek.
Na jadalni Tylor zaprasza mnie do swojego stolika. Siedzi
przy nim także Victoria. Nie jestem pewna, czy mam ochotę z nią usiąść, ale z
pewnością jest lepszą opcją niżeli Kimberly.
- Nie będziesz Nieustraszoną, jeśli nie wyzbędziesz się tych Serdecznych
zachowań - mówi dziewczyna. Przysiadam się tuż obok niej.
- Muszę całkiem porzucać jedno, by stać się drugim? - pytam. Victoria zaczyna
robić sobie kanapkę.
- Ciężko pogodzić agresję z jej brakiem - odpowiada, po czym zaczyna jeść.
- Nie przejmuj się. - Uśmiecha się Tylor. - Victoria czasami tak ma.
- Bo ty akurat jesteś moim znawcą! - Ciemnowłosa przewraca oczami. - Skoro tyle
o mnie wiesz, to może napisz książkę?
- Tylor, świetnie strzelasz! - Za plecami chłopaka pojawia się Zack. - Też bym
tak chciał.
- To nie jest trudne... - Tylor zaczyta tłumaczyć Erudycie, jak dokładnie
powinien namierzać cel. W zasadzie powinnam się przysłuchać, bo to w sumie ja
byłam najgorsza. Nie mam na to jednak najmniejszej ochoty.
Chwytam jabłko i zaczynam je gryźć. Victoria w tym czasie nakłada sobie na
talerz trochę groszku. Po chwili przygląda się marchewce. Pamiętam jak sadziłam je w sadzie. Może to trochę pracochłonne zajęcie, ale w zasadzie jest
przyjemne.
- Co się tak patrzysz? Też chcesz napisać o mnie książkę? - pyta po chwili. Spoglądam
na nią ze zdziwieniem. W zasadzie coś mnie w niej intryguje, ale nie wiem co.
Nie jest taka jak ludzie, których zawsze znałam. Jest trochę wredna, ale nie aż tak jak Kimberly.
- Raczej wspominam sadzenie marchewek - odpowiadam, a Zack i Tylor wybuchają
śmiechem. Dziewczyna unosi brwi do góry.
- Też kiedyś sadziłam, bo Altruiści muszą z wielką chęcią bezinteresownie
pomagać. Bycie Altruistką jest debilne, co? - Altruistka zaczyna się szczerzyć.
Mam wrażenie, że przypomina sobie wczorajszą scenę, gdy nie chciała mi pomóc
uwolnić się z objęć Zacka.
- Czy ja wiem... - zaczyna Tylor. - W sumie jak się temu przyjrzeć z boku,
życie Altruistów wygląda całkiem ładnie.
- To trzeba było zostać przy tym ładnym życiu, a nie wybierać brutalność. -
Victoria krzyżuje ręce na piersi i wbija się głębiej w krzesło.
- Co cię nagle ugryzło? Opuściłaś Altruizm, dobra, ale po co go teraz
oczerniać? - Altruista patrzy znacząco na dziewczynę, a ona upija łyk wody.
- Wyrażam tylko swoje zdanie.
Po lunchu Cztery prowadzi nas do nowej sali. Jest olbrzymia.
Ma trzeszczącą, drewnianą podłogę z dużym kołem namalowanym na środku. Na
ścianie po lewej wisi zielona tablica, taka do pisania kredą. Ostatni raz
widziałam podobną, gdy uczyłam się na niższych poziomach.
Nasze nazwiska są na niej
wypisane w porządku alfabetycznym.
Na końcu sali, w metrowych odstępach wiszą worki treningowe. Ustawiamy się za
nimi w rzędzie, Cztery staje pośrodku, tak żeby każdy go widział.
- Tak jak mówiłem rano, następną rzeczą, której będziecie się uczyli jest walka.
Celem jest przygotowanie waszych ciał, żeby reagowały na zagrożenia i wyzwania.
To będzie wam potrzebne, jeśli chcecie przetrwać, żyjąc jako Nieustraszeni -
mówi nasz instruktor. - Dzisiaj omówimy techniki, jutro rozpoczniecie walki
między sobą, więc radzę uważać. Ci, którzy nie będą się szybko uczyć, odniosą
obrażenia.
Cztery pokazuje kilka podstawowych ciosów i wymienia ich nazwy. Najpierw uderza
w powietrze, potem w worek. Niektóre z uderzeń przypominają mi ruchy w tańcu. Z
tym, że w tańcu raczej nie chciałam nikogo uszkadzać. No może czasem się
zdarzało, gdy ktoś za blisko podszedł.
Utrzymanie postawy nie sprawia mi wielkich problemów. Gorzej jeśli chodzi o
kopnięcia.
Od ciosów bolą mnie ręce. Mam zbyt delikatne dłonie. Mimo, że próbuję uderzać
jak najmocniej, worek się ledwie porusza.
Wszędzie wokół roznoszą się dźwięki
uderzania w tkaninę. Cztery wchodzi w naszą grupkę, by lepiej nas obserwować.
Gdy zawiesza wzrok na mnie, czuję się jakoś dziwnie. Nie lubię, gdy ktoś mnie
obserwuje jak coś mi nie wychodzi. Po chwili obrzuca mnie wzrokiem od stóp do
głów, ale nigdzie nie zatrzymuje wzroku.
- To dziwne - oznajmia. Odrywam się na chwilę od ćwiczenia. - Nie dajesz sobie
rady z tym workiem, a masz dosyć rozbudowane mięśnie. Dźwigałaś w Serdeczności
mąkę czy coś w tym stylu?
- Nie. - Kręcę głową. Nagle słyszę dosyć denerwujący śmiech.
- To tancereczka - stwierdza Kim. - Ostatnio urządziła ciekawe przedstawienie w
szkole.
- W takim razie masz kondycję. Nie znam się na tańcu, ale sądzę, że masz
bardziej wytrenowane nogi. Skup się na nich. - Cztery rusza dalej.
Próbuję
kopnąć w worek. Cóż, na pewno wyszło lepiej niż, gdy próbowałam rękoma.
Po treningu nasz instruktor proponuje wyzwanie
wytrzymałościowe. Mamy możliwość odmówienia, ale każdy z ciekawości rusza za
nim. Idziemy drogą, którą w miarę znam. Przecieram oczy, gdy orientuję się w
końcu gdzie nas prowadzi. Jesteśmy na jadalni. O dziwo - jest w niej pusto.
Przy
wielkim stole siedzi tylko Erik. Przed nim stoi mnóstwo kieliszków
z jakimś płynem. Wygląda on jak zwykła woda.
- To ma być wyzwanie wytrzymałościowe? - Victoria krzyżuje ręce na piersi. -
Nie mam zamiaru pić alkoholu.
- Masz wybór. - Cztery wzrusza ramionami i siada przy stole.
- Co? Mała Altruistka się boi? - pyta Erik, wstając od stołu.
- Mam alergię na alkohol. Na takich Narcyzów jak ty również. - Z twarzy przywódcy schodzi
uśmiech.
- Ktoś jeszcze chce odmówić?
Na sali nastaje cisza. Wszyscy są raczej chętni na spróbowanie alkoholu. Ja w
zasadzie nigdy go nie piłam. Nie licząc słodkiego wina, które dała mi do
spróbowania mama, gdy byłyśmy razem w ogrodzie winnym. W sumie było całkiem
dobre.
- Jestem ciekaw, które z was najwięcej wypije. Możliwe, że zwycięzca dostanie
jakieś ekstra punkty w rankingu. - Erik przeczesuje dłonią włosy.
Światło
odbija się od jego niezliczonej ilości kolczyków. Pewnie na jego miejscu
czułabym się jak skrzynka na narzędzia.
Kimberly podchodzi jako pierwsza i wypija cały kieliszek duszkiem. Idę w jej
ślady i próbuje zrobić to samo. Gdy tylko płyn dostaje się do moich ust,
zaczynam kasłać.
- To jest gorzkie, ohyda! - Wszyscy zaczynają się śmiać. Tylor podchodzi do
mnie i zaczyna klepać po plecach.
- Nie powinnaś więcej pić - oznajmia Zack. Kiwam głową i od razu wycofuję
się od stołu.
Chyba jakaś niewidoczna siła ciągnie mnie w stronę Victorii, bo staję
nieświadomie tuż obok niej.
- Znowu cię do mnie przywiało? Myślałam, że tylko Tylor działa jak magnes.
- W Altruizmie nałogi są samolubstwem, prawda? - pytam, ignorując jej
komentarz.
- Tak, ale ja akurat mam po prostu odrazę do alkoholików. - Dziewczyna wzrusza
ramionami.
Kolejka tego dziwnego wyzwania ciągnie się w nieskończoność. Odpadł na razie
Zack, ten drugi Erudyta i Sabina. Cała trójka zaczęła się wlec dziwnym
zygzakiem do sypialni. Śmiali się przy tym zupełnie jak po serum pokoju.
- Zachowują się jak po serum - próbuję zagadać dziewczynę.
- Jakim serum? - Spogląda na mnie z ciekawością w szmaragdowych oczach.
Mam ochotę postukać się w czoło. Skoro ona nigdy nie była jedną z Serdecznych, to nie może wiedzieć czym jest nasze serum.
- Serum pokoju. W Serdeczności stosowano je, gdy ktoś wdał się w bójkę -
tłumaczę.
- To trochę jak narkotyki. - Kiwam głową. - Ciekawe...
Kimberly wypija kolejny kieliszek duszkiem, po czym wskakuje na stół. Zaczyna
bujać się na różne strony. Erik unosi znacząco brwi. Dziewczyna podnosi
ręce do góry i kręci się wokół własnej osi. Po chwili się przewraca i wpada w
ramiona przywódcy.
- No hej ty mój kociaku. - Kimberly szczerzy się jak głupia i zaczyna się bawić
kolczykami Erika. Muszę przyznać, że to naprawdę dziwny widok.
Po chwili od stołu odchodzi Tylor, ledwo trzymający się na nogach. Idzie w
naszą stronę. Victoria odsuwa się kilka kroków w tył, a chłopak opiera się na
mnie. Ledwie daję radę go utrzymać.
- Tylor, złaź. Jesteś ciężki - próbuję coś wskórać, ale chłopak ledwie
kontaktuje. - Tylor, no!
- Musisz odprowadzić go do łóżka - mówi ze śmiechem Victoria.
- Pomożesz mi? - Dziewczyna unosi znacząco brew. Wzdycham i spoglądam na
resztę.
Erik jest mocno pochłonięty „rozmową” z Kim. Cztery opiera się o oparcie
krzesła i leniwie przypatruje pijącym dzieciakom. Na resztę nawet nie ma sensu
spoglądać.
Wlokę się z chłopakiem, który ledwie stawia nogę za nogą. Za nami idzie
Victoria, która nie umie powstrzymać śmiechu.
- Serdeczna bawiąca się w Altruistkę. - Klaszcze w ręce.
Po chwili nas wyprzedza,
by dostrzec moją minę.
- Nigdy nie widziałam tak naburmuszonej Serdecznej.
- Nigdy nie widziałam tak wesołej Altruistki - odpieram.
Próbuję jakoś
przemieścić Tylora, by lepiej mi się go wlokło, ale nie bardzo mi to wychodzi.
- Nie jestem już nią. - Jej twarz momentalnie poważnieje.
- Ja również.
Dalszą drogę idziemy milczeniu. Tylor mógłby mniej jeść. Nie mogę powiedzieć, że
jest gruby, ale z całą pewnością mogę rzec, iż jest ciężki.
- Po co w ogóle ze mną idziesz? - pytam. Może było to trochę niegrzeczne z
mojej strony, ale w tej chwili nawet nie mam siły myśleć o uprzejmości.
- Można powiedzieć, że dostarczasz mi rozrywki. - Dziewczyna po raz kolejny się
uśmiecha. - Ciężko co? A ja miałam takie bzdury na co dzień.
- Mówisz jak męczennica. - Zdejmuję Tylora z ramion i kładę na ziemi. Dalej nie
mam siły go wlec. - Chcę w końcu zrobić coś szalonego!
- To załóż koszulkę na odwrót. - Piorunuję ją wzrokiem. - Serdeczna ma
mordercze spojrzenie, świat się kończy.
- Może jestem uprzejma. - Łapię głębszy oddech i wskazuję na Tylora. - Ale on
jest ciężki i nie mam już na to siły.
Victoria zaczyna się śmiać.
- To co chcesz zrobić, panno uprzejma?
- Żart Kim? - Wzruszam ramionami. Nie wiem czemu akurat to przyszło mi do
głowy. W zasadzie to chyba naprawdę nie lubię tej Prawej.
- Ty? Żart? Niby jaki? - pyta z niedowierzaniem. Po chwili zakłada sobie
kosmyk włosów za ucho.
- Może wlejemy jej jakiejś farby do szamponu? - Wyobrażam sobie Kimberly z
różowymi włosami. Ciekawe czy mocno by się za to wściekła?
- Ciekawa myśl. Chodźmy do salonu tatuażu zapytać się czy pożyczą nam jakąś
farbę - proponuje dziewczyna.
Uśmiecham się od ucha do ucha i ruszam za nią.
~***~
Myśleliście kiedyś, że kogoś dobrze znacie, a ten ktoś okazał się zupełnie inny?
Dobra nie będę wam tu marudzić. :D
W ramach zadośćuczynienia za to, że rozdziały są tak rzadko dostaniecie rysunek Victorii:
PS. Pierniczku, miałam to dodać jutro, ale nie mogłam się powstrzymać, więc masz wcześniejsze życzenia.
STO LAT!