Kimberly uśmiecha się do rodzin Nieustraszonych, którzy
wyglądają na bardzo zadowolonych. Pewnie nie tylko dlatego, że do ich frakcji
zamierza dołączyć ładna dziewczyna, ale również dlatego, że pierwsze trzy
transfery wybrały właśnie Nieustraszoność.
Jack Kang wyczytuje kolejne nazwiska strasznie szybko. Patrzę jak Camile i Manu
wybierają Serdeczność i jak Mindy bez zastanowienia spuszcza swoją krew na
wodę. Kilka osób zmieniło jeszcze frakcję na Nieustraszoność: Jeszcze jeden
chłopak z Erudycji, parka z Prawości i o dziwo parka z Altruizmu, z
Serdeczności nikt na razie nie wybiera tego, co ja.
Może to dziwne, ale kojarzę chłopaka z Altruizmu. Pamiętam ten jego uśmiech,
który posłał mi w autobusie. W końcu uśmiechnięty Altruista to niecodzienna
sprawa. Wiedziałam, że nie pasuje do tej strasznie poważnej frakcji.
Wlepiam wzrok w podłogę i nasłuchuję kolejnych nazwisk. Nie skupiam się na ich
znaczeniu, są dla mnie jak kolejne uderzenia piłki o podłogę. Przypomina mi to
naszą starą grę w Serdeczności. Mieliśmy grupę około dwudziestu osób.
Codziennie inny z nas zostawiał schowaną w pokoju każdego (nie zamykaliśmy ich
na noc) kartę z zagadką. Zagadka odnosiła się do danego koloru, na przykład
"Kolor znajduje się w środku skorupki i białka" albo "Znajdziesz
zaznaczenie na starej jabłoni, przy której Camile złamała nogę". Każdy kto
nie rozwiązał zagadki, nie znalazł kartki, albo nie chciało mu się lecieć pod
wskazane miejsce, był do tyłu. Potem spotykaliśmy się i graliśmy w kolory,
czyli rzucaliśmy do siebie piłką mówiąc jakiś kolor. Zakazaną barwą była
właśnie ta na kartce. Codziennie odpadała jedna osoba, a gdy zostawał jeden,
reszta musiała mu zrobić jakąś niespodziankę w nagrodę za zwycięstwo.
Moje wspomnienia o grze przerywa dźwięk imienia.
- Joseph Harvey - czyta Jack.
Od razu podnoszę głowę i zerkam na chłopaka. Ma fajne nazwisko, Madeleine
Harvey ładnie by brzmiało. Zaraz, o czym ja myślę? Potrząsam głową, a chłopak
przenosi na chwilę wzrok na mnie i delikatnie się uśmiecha. Odpowiadam tym
samym i wtedy po raz pierwszy Kimberly spogląda na mnie. Jej oczy są strasznie
hipnotyzujące, ale sama nie wiem, czy są one piękne czy po prostu straszne.
Przenoszę wzrok z powrotem na Josha, by uciec przed widokiem tych czarnych jak
noc źrenic.
Chłopak ku mojemu zdziwieniu wcale nie spuszcza krwi na Prawość ani
Serdeczność. Otwieram szeroko oczy ze zdumienia, gdy widzę gdzie kapie czerwony
płyn z jego ręki. Jakieś dziwne gorąco uderza mi do głowy, gdy patrzę jak idzie
w kierunku wybranej przez siebie frakcji. Czemu ja o tym wcześniej nie
pomyślałam? Przecież on dokładnie tam pasuje. Mógł mnie zmylić swoją wesołością
i szczerością, ale gdzieś w głębi czułam, że on właśnie tam pójdzie. Mimo to
większe zdziwienie czułabym pewnie tylko, jeśli wybrałby Altruizm.
Uśmiecham się pod nosem, gdy Josh staje obok Mindy. Ciekawe czy się
zaprzyjaźnią? Oboje są bystrzy, weseli, mili, więc powinno im się udać. Szkoda
tylko, że ja nie będę ich widywać.
Kilka nazwisk później widzę jak Jessica idzie, by dokonać wyboru. Dziewczyna
spogląda na mnie, a ja uśmiecham się do niej promiennie. Odpowiada mi lekko
unosząc końcówki ust do góry, po czym przenosi wzrok na Mindy, która również
się szczerzy.
Jessica drży, gdy przykłada sobie nóż do dłoni, pewnie boi się bólu. Przecina
sobie skórę szybkim ruchem, a ja aż wstrzymuję oddech. Dziewczyna spogląda na
misę z ziemią, a potem kolejno na naczynie, w którym znajduje się woda i na to
z rozżarzonymi węglami. Nie mam pojęcia co ona kombinuje. Spoglądam na nią z
przestrachem. Blondynka patrzy w skupieniu na Mindy, która tylko kręci głową.
Jessica staje dokładnie między misami Nieustraszoności i Serdeczności. Serce
bije mi tak, jakby chciało wyrwać się z piersi. Przecież ona stoi przed takim
samym wyborem jak ja. A co jeśli zmieni frakcję? Będę ją miała przy sobie. Będę
miała z kim gadać, z kim się przyjaźnić, z kim współpracować, z kim to wszystko
przeżywać. Byłoby cudownie.
Spoglądam prosto w przerażone oczy mojej przyjaciółki. Jest gotowa się
poświęcić, by być ze mną. Ma w sobie coś z Altruisty, to tam mogłaby przejść.
Jednakże do Nieustraszoności się nie nadaje. Musiałaby się bać na każdym kroku,
a ona jest delikatniejsza ode mnie.
Dziewczyna wyciąga rękę do przodu i patrzy w skupieniu na mnie, jakby czekała
na mój rozkaz. Wzdycham, mam ochotę ją przyjąć, ale ona nigdy nie będzie wtedy
szczęśliwa, a może nawet zostanie bezfrakcyjną? Przełykam ślinę, korci mnie, by
pokiwać na "tak".
Przez przypadek dotykam kieszeni i robię się biała jak ściana. Co ona mogłaby
sobie o mnie pomyśleć, jeśli brałabym serum, by nie tchórzyć? Od razu kręcę
głową na "nie", a Jessica wzdycha i spuszcza krew na Serdeczność.
Serce bije mi jak oszalałe, biorę kilka głębszych wdechów, by się uspokoić.
Nazwiska znowu lecą, zbijając się w całość. Gdy tylko ostatnia osoba dokonuje
wyboru, pora wychodzić. Pierwsi ruszają Nieustraszeni. Wlokę się za grupką osób
w czarnych strojach, którzy postanowili nie zmieniać frakcji. Czuję się obco w
barwnej sukience. Zerkam przez ramię do tyłu i dostrzegam twarze moich
rodziców. Wydają się obojętni na to, co się stało. Uśmiecham się do nich
smutno, a oni tylko odwracają wzrok. To dla mnie jak cios w serce. Mam
wrażenie, że ktoś walnął mnie młotkiem w klatkę piersiową i uderzał tak, dopóki
nie zmiażdżył serca.
Dotykam ręką kieszeni. Zapomnę choć na chwilę, wystarczy zejść z ich widoku.
Przenoszę wzrok na Mindy, która uśmiecha się serdecznie i do mnie macha. Obok
niej stoi Josh, który powtarza tę czynność, próbuje im odmachać, ale tłumek
przepycha mnie przez drzwi. Nagle ktoś zaczyna wrzeszczeć. Przejmują to od
niego wszyscy i biegną prosto na schody, zostawiając mnie w tyle. Jestem
całkiem zdezorientowana, ale zaczynam za nimi biec. Wydaje się to całkiem
zabawne. Przystaję na chwilę i wyciągam z kieszeni strzykawkę, igłę i fiolkę.
To jedyny dogodny moment jaki mam, by to zrobić. Szybko nakładam igłę na
strzykawkę i wypełniam nią serum, po czym wstrzykuję je sobie w żyłę. Biegnę
niewiele myśląc, by dogonić resztę. Strzykawkę wkładam z powrotem do kieszeni,
a resztę wyrzucam gdzieś po drodze. Jestem strasznie daleko od reszty osób z
mojej frakcji. Nagle zaczynam śmiać się na głos. Czuję znajome uczucie, radość
wypełnia mnie od środka i próbuje się wydostać na zewnątrz. Słyszę kroki zbiegających,
krzyki, gwizdy, śmiechy i uznaję, że muszą się dobrze bawić. Wskakuję na poręcz
i zjeżdżam w dół, stojąc na nogach. W mgnieniu oka jestem koło reszty.
Niektórzy patrzą na mnie zdziwieni, wyglądają zabawnie. Inni nawet mnie nie
zauważają tylko dalej krzyczą. Jakby się tak pobili w piersi wyglądali by
zupełnie jak te duże małpki. Jak im było? Goryle? Ktoś chyba uznał mój wyczyn
za świetny pomysł, bo wskakuje na kolejną z poręczy. Mam ochotę mu pomachać,
wydaje się taki słodki. Nagle zaczynam się chwiać. Próbuję się utrzymać, ale
przewracam się na kilku Nieustraszonych, którzy łapią mnie na ręce i stawiają
na ziemi. To bardzo miłe z ich strony. Miłe chi, chi, jak w Serdeczności, a
może się wspólnie pobawimy?
Wszyscy wybiegamy na zewnątrz. Słoneczko jest takie śliczne. Wyciągam rękę do
góry, by je złapać, ale wymyka mi się spod palców. Nieustraszeni blokują
autobus, a może to jakaś gra? Też chce się pobawić. Ruszam w tamtym kierunku,
ale reszta mnie pcha w stronę torów. Nie są zbyt mili.
Nagle widzę jakieś światło i mrużę oczy. Jakby ktoś lampką mi po nich świecił,
to nie jest fajne. Niech ten ktoś to wyłączy! W uszach słyszę jakieś gwizdy.
Cała głowa zaczyna mnie boleć, więc się krzywię.
- Nic ci nie jest? - pyta jakiś blondyn ubrany na niebiesko. Jak on miał, a no
tak, Zack! O mój boże jaki on jest śliczny!
- Jesteś słodki jak szczeniaczek! - wołam, a chłopak robi się czerwony.
Nagle wszyscy ci więksi w czarnych strojach skaczą do pociągu. To musi być
świetna zabawa! Po nich ruszają mali czarni i zostaje tylko kilka osób. Biegnę
w stronę wagonu i już mam skakać, ale wpada na mnie blondynka z Prawości.
Prawie wpadam pod tory, ale chwyta mnie czyjaś ręka i wciąga do środka. Dziewczyna, która na mnie wpadła też jest bezpieczna. Siedzi wygodnie i
poprawia grzywkę. Kimberly? Tak, właśnie tak miała na imię!
- Nic ci nie jest? - pyta dziewczyna, która mnie wciągnęła. Ma na sobie smutny
szary strój. Przekrzywiam głowę na bok i się uśmiecham, by ją rozweselić. - Wy
Serdeczni jesteście jacyś inni.
Zaczynam się śmiać, a ona unosi brwi do góry. Przyglądam się jej uważniej. Ma
długie, brązowe, kręcone włosy. Zakręcają się jak spirala, albo jak studnia, z
której wypuszczana jest woda. W kółko i w kółko i w kółko. Jej zielone oczy
sprawiają wrażenie świateł. Zielone, można jechać. Twarz ma okrąglutką jak
piłka, chciałabym sobie teraz poodbijać piłeczką. Szyje ma jak u łabędzia. Chi,
chi łabędź. Szary łabędź, bardzo szary łabędź.
- Wyglądasz jak taki łabądek. - Uśmiecham się szeroko, a ona się krzywi.
- Że co?! - Jej głos jest groźny, nie pasuje do łabędzia.
- Nie jesteś zbyt miła. - Kładę się na podłodze i zaczynam się głośno śmiać. Po
chwili dołącza do mnie ten słodki Zack i Altruista, który się uśmiecha. Wow.
- Ty się uśmiechasz! - wołam wesoło.
- Serdeczni zawsze są tacy zabawni? - pyta, a ja macham żywiołowo głową.
- To jakiś idiotyzm. - Łabędź odzywa się znowu i psuje aurę śmiechu.
- Cicho Łabądku - mówi ta dziewczyna, co mnie przez przypadek popchnęła. Po
chwili siada tuż przede mną, a ja patrzę w jej czarujące oczy.
- Jakie hipnotyzujące - mówię. Kim uśmiecha się krzywo.
- Ciekawe, co on w tobie widzi? - Dziewczyna wstaje i wraca do Prawej, z którą
przed chwilą rozmawiała.
W mojej głowie rzuca się pytanie "Kto?". Otrząsam się jednak i
wychylam, by widzieć krajobraz. Ale pęd! Jest cudownie. Obrazy się zlewają, a
miasto się oddala, mam ochotę je chwycić w
ręce, ale mi to nie wychodzi. Wiatr muska mi włosy. Jest cudowny!
- Wyskakują! - krzyczy jakiś chłopak. Nieustraszeni skaczą na dach. Patrzą w
dół, ziemia jest daleko!
- Strasznie wysoko. - Łabędź przełyka ślinę.
- Nie martw się Victorio. Dasz radę. - Chłopak z jej frakcji kładzie jej rękę
na ramieniu.
Ludzie zaczynają skakać. Biorę rozpęd i skaczę nad szczeliną, ale fajne! Inni
również robią to, co ja. Tylko ta cała Victoria dalej stoi tam gdzie stała.
- Skacz! Dasz radę! Jesteś odważna! - krzyczy chłopak w szarościach.
- Skacz jest fajnie! - wołam. Dziewczyna zaczyna coś mamrotać pod nosem i
skacze na dach. Przewraca się i zdziera łokieć, ale bardzo szybko wstaje i się
otrzepuje.
- Słuchajcie, jestem Max! - woła jakiś starszy Nieustraszony, stojący przy
krawędzi.
- Słuchamy cię - odpowiadam, a inni zaczynają się śmiać pod nosem.
- Jestem jednym z przywódców Nieustraszoności. Kilka pięter niżej znajduje się
wejście do naszej siedziby. Musicie wziąć się w garść i tam skoczyć, w
przeciwnym razie się tu nie nadajecie - oznajmia mężczyzna. Zanim znajduje się
wielka dziura. Skok do dziury? A może tam jest wielkie ciasto?!
- Chcesz byśmy skoczyli z gzymsu? - Erudyta, ale nie Zack tylko ten drugi
przełyka ślinę. Nie rozumiem czemu się boi. Nie chce ciasta?
- Tak, nowicjusze mają ten przywilej bycia pierwszymi - odpowiada Max.
Uśmiecham się od ucha do ucha i biegnę pierwsza na skraj. Muszę dostać
największy kawałek ciasta!
Dziura jest głęboka, pewnie nagromadzili w niej sporo placka. Skaczę w przepaść
i czuję się jakbym frunęła.
- Ja latam! - krzyczę. Nagle uderzam o coś twardego. - Au!
Otrząsam się z szoku. To siatka, zaraz, a gdzie ciasto? Łapię się za głowę, co
za ciasto? Skąd mi się to w ogóle wzięło? Przecieram oczy i zauważam kilkoro
rąk na skraju siatki. Chwytam pierwszą lepszą, a ona wyciąga mnie na drewnianą
podłogę. Prawie uderzam głową o podłoże, ale czyjeś dłonie mnie przytrzymują.
Zaczyna mi się kręcić w głowie, a obraz przed oczami się rozmazuje. Nie mogę
się ruszyć i czekam chwilę w tej pozycji, aż to dziwne wrażenie minie. Nagle
dociera do moich uszu dźwięk jakiegoś głosu.
- Wszystko w porządku? - pyta. Wyswobadzam się z rąk rozmówcy i spoglądam na
jego twarz. To jakiś młody mężczyzna, może nawet nie? Ile on może być starszy
ode mnie? Rok? Dwa?
- Tak. - Mrugam kilkukrotnie. - Już tak.
- To dobrze, bo zrobiłaś się blada - mówi. - Jak się nazywasz?
- Mady - odpowiadam. Chłopak, mężczyzna, to coś płci męskiej, które mi pomogło
uśmiecha się do mnie, po czym ogląda się za ramię.
- Pierwsza skoczyła Mady! - krzyczy.
***
Jest notka. Wywiązałam się, dodałam przed końcem weekendu. :D (jakąś godzinę przed końcem)
Byłam dziś na "W pierścieniu ognia", wyszło lepiej niż się spodziewałam. Ta cudna historia zawsze będzie gdzieś w mojej głowie. Widzieliście już może ten film?
Tak przy okazji miałam zadać pytanie w poprzedniej notce, ale ta moja skleroza jest straszna. Z ciekawości, jaką frakcję wy byście wybrali?
Byłam dziś na "W pierścieniu ognia", wyszło lepiej niż się spodziewałam. Ta cudna historia zawsze będzie gdzieś w mojej głowie. Widzieliście już może ten film?
Tak przy okazji miałam zadać pytanie w poprzedniej notce, ale ta moja skleroza jest straszna. Z ciekawości, jaką frakcję wy byście wybrali?